Miejskie samochody dysponują zwykle słabymi osiągami. Ten model wydaje się wyjątkiem potwierdzającym regułę – przynajmniej w kluczowym dla dynamiki parametrze. Mały Hyundai potrafi zaskoczyć, co nie oznacza, iż jest idealny.
Oto Hyundai Creta w najnowszym wydaniu. Nie kojarzysz tego modelu? Nic dziwnego. Nie jest oferowany na polskim rynku. Tak naprawdę powstał z myślą o rynkach rozwijających się. I to pierwszy z haczyków. Ma spełniać nieco inne normy i potrzeby, niż te europejskie – przynajmniej w teorii.
Jeśli jednak zostałby zaoferowany w naszym regionie, to na pewno zdobyłby popularność. I nie chodzi jedynie o prezentowaną, debiutującą wersję. Dużo większym zainteresowaniem cieszyłyby się te, które miały premierę nieco wcześniej. Niestety, „u nas” nie da się sprzedawać tanich pojazdów.
Poprawny design
Stylistyka to rzecz gustu, ale nietrudno odnieść wrażenie, iż sylwetka tego auta wpisuje się w oczekiwania szerokiego grona nabywców z różnych zakątków świata. Klienci stawiają na SUV-y i crossovery, także w tych niższych segmentach.
Pas przedni z oryginalnym pasem LED do jazdy dziennej i kafelkowymi reflektorami prezentuje się naprawdę przyzwoicie. Do tego dochodzą kontrastujące wstawki w kolorach czarnym i srebrnym. Centralne miejsce zajmuje logo producenta, a nad nim – niewielka kamera.
Profil ujawnia wyraźnie zaznaczone błotniki oraz plastikowe nakładki, które chronią dolne strefy nadwozia. Zastosowano także listwy progowe w srebrnym kolorze oraz dedykowane felgi aluminiowe. uwagę zwraca też lekko opadająca linia dachu.
Tył mógłby zostać pomylony z Volkswagenem Tiguanem. Fakt, auto jest nieco mniejsze i ma lekko zaburzone proporcje, ale blenda świateł posiada podobny kształt. Znajdziemy tu także pochyloną szybę i spory spojler.
Mały Hyundai z szybkim startem
Creta jest już dostępna z jednostkami spalinowymi. Te jednak nie oferują równie dobrej dynamiki. I tu dochodzimy do drugiego haczyka. Mały Hyundai przyspiesza do setki w 7,9 sekundy, ale tylko wtedy, gdy posiada elektryczny układ napędowy. A ten nie zawsze jest pożądany przez kierowców.
Trzeci haczyk? Do przewidzenia: prędkość maksymalna. Producent jeszcze nie ujawnił szczegółowych technicznych, ale należy spodziewać się, iż v-max nie przekroczy 150 km/h. Niemcy raczej nie byliby zachwyceni. Zresztą, Polacy też nie.
Prezentowany samochód będzie oferowany z dwoma pojemnościami baterii. Ta mniejsza ma 42 kWh i pozwala pokonać do 390 kilometrów. Z kolei większa oferuje 51,4 kWh, co przekłada się na zasięg wynoszący 473 kilometry.
A co z ładowaniem? Jak podaje Autocar India, przy użyciu stacji DC, można uzupełnić energię w zakresie 10-80 procent w 58 minut. I jest to raczej słaby wynik, ale pamiętajmy, iż mówimy o budżetowym modelu. Dodajmy, iż wallbox (11 kW AC) naładuje auto od 10 do 100 procent w około 4 godziny.