Od niepotrzebnego używania samochodów gorsze jest tylko niepotrzebne używanie zbyt dużych samochodów. Niestety, przerośnięte auta stały się w ostatnim czasie niezwykle popularne. Na logikę wydaje się to kuriozalne. Te podwyższone, z dużymi kołami, nieźle sprawdzają się na wsi, szczególnie w górach, oraz na zdezelowanych drogach. Postępująca urbanizacja, wyludnianie się wsi oraz stopniowa poprawa jakości dróg powinny więc skłaniać do częstszego kupowania samochodów kompaktowych – łatwiejszych do prowadzenia w mieście i tańszych w eksploatacji. Mimo to SUV-y biją rekordy popularności.
Nie tylko w Polsce zresztą. Zalew przerośniętych maszyn na kołach dokucza też chociażby paryżanom, którzy postanowili w referendum podnieść opłaty za ich parkowanie. Samochody spalinowe o wadze powyżej 1,6 tony oraz elektryki powyżej 2 ton będzie można zaparkować za 18 euro za godzinę, czyli trzykrotnie więcej niż pojazdy mniejsze. Poza centrum stolicy opłata będzie niższa (12 euro), chociaż wciąż solidna.
Wbrew pozorom nowe przepisy są całkiem umiarkowane. Opłaty nie będą dotyczyć mieszkańców Paryża ani osób, które pracują tam na stałe. Czyli, jak można przypuszczać, większości krążących po Paryżu SUV-ów. Przyjęty próg wagi również nie jest szczególnie restrykcyjny, gdyż w rezultacie wyższą opłatą nie zostaną objęte chociażby popularne cross-overy, czyli podwyższone kompakty. Przykładowo całkiem popularna w Polsce Kia Xceed waży 1,4 tony. Ale już za zaparkowanie Mazdy Cx3, ważącej prawie 1,8 tony, trzeba będzie dopłacić. Według prognoz miasta, opłata obejmie ok. 10 proc. samochodów, czyli jej potencjalny wpływ na ograniczenie ruchu w mieście będzie raczej ograniczony. Nowe przepisy ruszą od września.
Psychologiczne przyczyny popularności SUV-ów
Nawet jeżeli nowe przepisy w Paryżu będą miały znaczenie bardziej symboliczne, to dowodzą rosnącego oporu wobec upowszechniania niepotrzebnie dużych pojazdów. We Francji SUV-y odpowiadają już za 40 proc. sprzedaży nowych aut. W całej Unii Europejskiej w 2023 roku stanowiły aż połowę rejestrowanych nowych pojazdów, a w latach 2001-2019 ich sprzedaż wzrosła o 900 proc. Z jednej strony na rynku motoryzacyjnym zachodzą dobre zmiany, jak gwałtowny spadek sprzedaży trujących diesli – w ubiegłym roku było to tylko 14 proc. nowych aut, dekadę temu połowa. Z drugiej obserwujemy też niepokojące rozrastanie się nowych maszyn.
W Polsce udział sprzedaży SUV-ów jest podobny do tego we Francji i przekracza 40 proc., chociaż jeszcze w 2010 roku przerośnięty był tylko co dziewiąty sprzedawany nowy samochód nad Wisłą. Udział SUV-ów w rynku wzrósł więc prawie czterokrotnie. Jako jedną z przyczyn wymienia się chęć poprawy bezpieczeństwa. Samochody o większej masie i potężniejszej kabinie mają zapewniać kierowcom lepszą ochronę przed skutkami ewentualnych wypadków, co w Polsce jest całkiem istotne. Są jednak znacznie tańsze sposoby poprawy własnego bezpieczeństwa na drodze – można na przykład wolniej jeździć. Każde 10 km/h na liczniku mniej ogranicza skutki potencjalnego wypadku, także niezawinionego. Poza tym podczas wolniejszej jazdy łatwiej wykonać manewr w nieprzewidzianej sytuacji.
Dbanie o bezpieczeństwo poprzez kupowanie coraz większych samochodów przypomina wyścig w obłędnym kierunku. Gdy już wszyscy wyposażą się w SUV-y, dla zdobycia przewagi masy trzeba będzie kupować jeszcze większe pojazdy i trudno powiedzieć, do czego mogłoby to doprowadzić. Chociaż gdyby wszyscy zaczęli jeździć czołgami, to przynajmniej spadłaby prędkość na polskich drogach.
Jako jedną z przyczyn popularności SUV-ów wymienia się także kwestie psychologiczne. I to chyba one odgrywają w tej chwili kluczową rolę. Podczas zasiadania za sterami robiącej wrażenie maszyny kierowcy mają lepiej się czuć. To wyścig o wyższy status na drodze. Zamożniejące społeczeństwo stać na coraz większe samochody, więc szczególnie ambitne i niezaspokojone jednostki, nieustannie gnające za prestiżem, chętniej wyrażają w ten sposób swoją pozycję społeczną. Kiedyś kupowano samochody sportowe, ale pojazdy z niskim zawieszeniem dobre są na autostrady albo tory wyścigowe, a nie dziurawe drogi w średnich miastach. Szczególnie w Polsce, gdzie każda studzienka kanalizacyjna na jezdni zainstalowana jest w taki sposób, by kierowca miał pewność, iż na nią najechał.
Bezpieczniej na drodze, ale tylko dla właścicieli SUV-ów
Poza tym SUV-y są w tej chwili po prostu modne, a moda zwykle nie jest racjonalna. Zamożni ludzie kupują wielkie samochody, bo tak po prostu wypada – ich znajomi już kupili, a sąsiad właśnie się do tego przymierza. Głupio byłoby mieć najmniejsze auto na parkingu. W rezultacie najnowsze modele aut dosyć wyraźnie się roztyły. Według badania Transport & Environment poszerzają się o 1 cm co dwa lata, a połowa sprzedawanych w tej chwili pojazdów nie zmieściłaby się na minimalnej powierzchni parkingowej. Teoretycznie nowe samochody wciąż mają spory bufor, gdyż w 2023 roku ich średnia szerokość wyniosła 180 cm, tymczasem w UE maksymalna szerokość pojazdu na drodze nie może przekraczać 255 cm. Te przepisy wprowadzano jednak z myślą o autobusach i ciężarówkach, a nie autach wiozących zwykle jednego człowieka do pracy.
Największe SUV-y mają już ok. dwóch metrów szerokości. Land Rover Defender z lusterkami bocznymi – 2,1 metra. BMW X6, którym Kamil Durczok jechał sobie pijany autostradą, razem z lusterkami ma ponad 2,2 metra szerokości. Nie istnieje racjonalne uzasadnienie istnienia tak wielkich pojazdów osobowych. Tym bardziej iż te giganty i tak przez cały czas przewożą maksymalnie pięć osób, czyli tyle samo, co tradycyjny kompakt.
Równocześnie rośnie przeciętna masa całkowita nowych pojazdów. W ciągu dekady 2011-2020 w USA wzrosła o 150 kg – z 1750 do niecałych 1900 kg. Oczywiście USA, Kanada i Australia są pod tym względem niedoścignione. Ale na przykład w Niemczech średnia waga samochodu wzrosła z 1350 do niemal 1550 kg. W Szwecji zanotowano wzrost o 300 kg (ponad 1650 kg). Po drogach jeździ więc coraz więcej żelastwa, i o ile właściciele tych potworów faktycznie mogą czuć się – jeszcze – nieco bezpieczniej, to pozostali użytkownicy już nie.
SUV-y a klimat i środowisko
Rozrastanie się samochodów skutkuje między innymi niepotrzebnym spalaniem paliwa. Owszem, nowe silniki są coraz bardziej ekonomiczne, ale co z tego, skoro wkłada się je do coraz większych maszyn? Największe średnie spalanie – ok. 8,5 litrów na 100 km – notowane jest w USA, Kanadzie i Australii, czyli tam, gdzie sprzedawane są najcięższe samochody na świecie. W Japonii przeciętne auto waży niespełna 1200 kg, a średnie spalanie to bardzo przyzwoite 5,5 litrów na 100 km.
Większe spalanie przekłada się na wzrost emisji zanieczyszczeń i dwutlenku węgla. Transport w UE jest jedynym sektorem, w którym emisje gazów cieplarnianych w ciągu ostatnich trzech dekad wzrosły – i to aż o 33,5 proc. Od 2005 do 2013 roku mieliśmy spadek emisji z transportu, ale wszystko to zostało już zaprzepaszczone z powodu dynamicznego wzrostu emisji od połowy zeszłej dekady. Dziwnie się to zgrało ze wzrostem popularności SUV-ów, chociaż na pewno dużą rolę odegrało lotnictwo pasażerskie.
Wreszcie: pęcznienie samochodów zmniejsza komfort życia w mieście. Ulice w miastach, szczególnie starych śródmieściach, nie stają się szersze – samochody zajmują więc coraz większą przestrzeń. Utrudnia to poruszanie się po ulicach innym użytkownikom dróg, zmniejsza też komfort pieszych i rowerzystów. choćby jeżeli taki gigant zmieści się w miejscu do parkowania, to stając obok, ciężko jest wyjść z pojazdu.
Dlatego też warto zacząć opodatkowywać złodziei wspólnej przestrzeni. Wiceminister klimatu Krzysztof Bolesta zapowiedział, iż przy okazji wprowadzenia podatków od rejestracji i własności samochodów spalinowych, zawartych w KPO, możliwe jest dodatkowe opodatkowanie właścicieli SUV-ów. Pierwszy z tych podatków miałby ruszyć w przyszłym roku, a danina od własności w kolejnym. choćby jeżeli nie ograniczy to sprzedaży SUV-ów, które już teraz są droższe – co nie zniechęca do ich kupowania – to przynajmniej kierowcy w bardziej proporcjonalnym stopniu dołożą się do budżetu.
Oczywiście jest też całkiem prawdopodobne, iż rząd podkuli ogon w reakcji na tradycyjne oburzenie ze strony lobby samochodziaży, które potrafiło pacyfikować choćby pisowców, a co dopiero nieznanych z przesadnej odwagi polityków Polski 2050 kierujących resortem klimatu.