Co z tą jedynką? Recenzja BMW serii 1

11 godzin temu

Testowane ostatnio najnowsze BMW serii 1 daje kilka powodów, żeby stać się pożywką dla tej drugiej grupy. Natomiast sam widzę w tym wozie jeden z najfajniejszych kompaktów na rynku. A na pewno najlepiej się prowadzących…

Nowy rok, stare wojenki. Wystarczyło opublikować na Instagramie jedno ujęcie nowej serii 1, żeby utwierdzić się w przekonaniu, iż żadna inna marka tak nie rozgrzewa ludzi jak BMW. A raczej tak nie wzywa do hejtu. – Wygląda dramatycznie źle! – Jakie to ułomne… – Kiedyś jeszcze choćby dało się nie mieć odruchu wymiotnego, ale już się nie da. – Matko, co za brzydota! – Wstyd do czegoś takiego wsiadać, weź to usuń!!! – brzmiało kilka wiadomości od znajomych i nieznajomych. Spojrzałem jeszcze raz na dodaną fotkę, potem – dla pewności – obejrzałem ze wszystkich stron niemieckie auto na parkingu i lekko zgłupiałem. Przyznaję, mam słabość do kompaktowych samochodów i – mimo ekspansji wszelkiej maści modnych SUV-ów i crossoverów – to mój ulubiony segment samochodów. Dlatego też seria 1 z marszu u mnie punktuje. W myśl hasła „niech żyją kompakty!”. Ale to niejedyny atut, bo uważam to BMW za całkiem ładne auto. Być może w poprzedniej odsłonie, z bardziej klasycznie „narysowanym” frontem w stylu BMW z ostatnich lat, z wyraźnie zaznaczonymi „nerkami” (charakterystyczne wloty powietrza) wyglądało jeszcze lepiej, ale głosy o brzydocie zupełnie do mnie nie trafiają. 4,36 metra długości to typowy, nieprzerośnięty wymiar dla segmentu C, żeby mówić o zgrabnym gabarycie. Zwłaszcza w świetnym niebieskim lakierze nadwozia, z efektownymi sporymi felgami, kryjącymi czerwone zaciski hamulców, chciało mi się tym BMW nie tylko jeździć, ale też na nie patrzeć. Czego niektórzy – jak zdążyłem przeczytać – nie mogli przeżyć.

Idź do oryginalnego materiału