Pojechałem w trasę hybrydowym Jeepem. To nie był dobry pomysł

1 rok temu
Zdjęcie: Jeep Compass 4xe


Zima znowu rozkręciła się na całego, a ja ruszyłem na narty. Jeep Compass wydawał się być obiecującym kompanem podróży na śnieżne południe Polski, ale w tym przypadku teoria i praktyka poszły zupełnie innymi ścieżkami. Compass w hybrydowej wersji 4xe ma cechy auta elektrycznego, ale nie do końca te, na których by mi zależało.

Myśl o ruszeniu w trasę Compassem była całkiem przyjemna. Crossover po liftingu zyskał nowe, o niebo lepsze wnętrze, a pod maską testowanego egzemplarza pracuje topowa wersja napędowa, która gwałtownie rozpędza auto o setki i zapewnia zasięg prawie 50 km wyłącznie na prądzie. Pierwsze wrażenie po odebraniu auta też zapowiadało przyjemną trasę, bo na pokładzie wersji „S” jest wszystko – podgrzewane i wentylowane siedzenia, podgrzewana kierownica, system audio Alpine, bezprzewodowy Apple CarPlay i cały zestaw asystentów i systemów wsparcia kierowcy. Moją uwagę zwrócił jednak licznik zasięgu, który pokazywał niespełna 350 km… łącznie – na benzynie i prądzie.

„To na pewno dlatego, iż stał włączony na myjni”

W ten sposób racjonalizowałem sobie tak niską prognozę, bo auta prasowe są traktowane bardzo różnie i często (np. na myjni lub podczas sesji zdjęciowej) przez dłuższy czas stoją z włączonym silnikiem. Podświadomie liczyłem jednak, ile razy będę musiał tankować na trasie z Warszawy do Jurgowa i z powrotem. Nie spodziewałem się wtedy, iż zasięg w trasie nie tylko wcale nie wzrośnie, ale na dodatek zacznie spadać jeszcze szybciej niż powinien. Gdy dojechałem z Warszawy w okolice Radomia, wskaźnik poziomu paliwa pokazywał kilka ponad połowę. Co tu się dzieje?

Pierwsza „kreska” ze wskaźnika ubywa w 5 minut po ruszeniu ze stacji, a te wartości w lewym górnym rogu to zasięg w trasie

Jeep Compass 4xe ma mikroskopijny zbiornik paliwa

Szybki przegląd danych technicznych dał odpowiedź na pytanie zadane na końcu poprzedniego akapitu. Jeep Compass 4xe ma bak o pojemności zaledwie 36 litrów. Nie byłoby to tak bolesne, gdyby auto było oszczędne w trasie, jak na nowoczesną hybrydę przystało. Niestety, silnik 1.3, który jest sercem układu, zużywa mniej więcej tyle paliwa, ile przeciętne V6 o znacznie większej pojemności. Jazda z prędkością 120 km/h oznacza zużycie paliwa na poziomie 8,5 l/100 km, a szybsza jazda winduje te wartości do poziomów, o których nie chciałbym słyszeć. Bardzo powolne toczenie się krajowymi drogami oznacza tu zużycie na poziomie 7-7,5 l/100 km.

Jeep Compass 4xe – spalanie i zasięg

Compass po prostu nie potrafi być oszczędny i odnoszę wrażenie, iż obecność silnika elektrycznego i baterii dodatkowo mu w tym przeszkadza. W praktyce, takie spalanie sprawia, iż maksymalnie co 350 km będziemy musieli zatrzymywać się na tankowanie, bo rezerwa pojawia się gdy w zbiorniku zostaje jeszcze dobre kilka litrów. Zasięg (uparcie opisywany w komputerze pokładowym Jeepa jako „zakres”) jest więc podobny do tego, który znamy z aut elektrycznych.

Wnętrze jest akurat świetne – dobrze wykonane i całkiem estetyczne. O niebo lepsze niż przed lifitngiem

Napęd 4xe koniec końców i tak się przydał

Oczywiście, zamiast żalić się w tekście mogłem pojechać swoim własnym autem – fakt, dlatego muszę dodać, iż gdy dojechałem na miejsce, Jeep trochę się zrehabilitował. Choć nie ma tu wału napędowego, a tylna oś jest pędzona motorem elektrycznym o mocy 60 KM, taki układ pozwala dość swobodnie wyjeżdżać z zasp, w których przednionapędowe auto gwałtownie by się poddało. Gdy piszę ten tekst, śniegu wciąż przybywa, dlatego coś mi mówi, iż przed Compassem i zelektryfikowanym napędem jeszcze niejedna próba. Nie omieszkam sprawdzić, czy da się „pójść bokiem”… jak tylko zatankuję.

Ciąg dalszy nastąpi w pełnym teście.

Idź do oryginalnego materiału