Zrobiłem z Land Cruisera moje "daily". choćby w mieście nie miałem dość tego kolosa

4 godzin temu
Czy można spędzić tydzień z ogromną i kanciastą terenówką, która nigdzie się nie mieści, a później stwierdzić, iż to mogłoby być nasze auto na co dzień? To miał być typowo off-roadowy test, ale Toyotą Land Cruiser wjechałem chyba wszędzie, gdzie taki samochód... w ogóle nie pasuje. Mam z nim tak naprawdę tylko jeden kłopot.


Gdybym miał dzisiaj wskazać trzy najbardziej kultowe terenówki, Toyota Land Cruiser wskoczyłaby do pierwszej trójki. Na pewno obok Jeepa Wranglera i Forda Bronco – kolejność dowolna. Z Toyotą jest jednak pewien szczegół, który pozwala myśleć o tym aucie jako złotym, ale surowym kompromisie.

Lądowy krążownik – tak dosłownie przetłumaczymy "Land Cruiser". Idealnie pasuje do samochodu, który przecież miał być wozem dla wojska. Prototypy budowane tuż po II wojnie światowej wyglądały tak, iż od razu chciałoby się je postawić w koszarach. Dopiero później Toyota nabrała kształtów tych współczesnych kształtów.

Tyle z historii, bo Land Cruiser to taka popkulturowa gwiazda. Samochód z filmów i plakatów – tak samo wyglądała wersja, która trafiła w nasze ręce. Piaskowy kolor, ikoniczna bryła... Toyota naprawdę przyłożyła się do tego, by ich terenówka zachowała swój charakter.

Można powiedzieć, iż trafiła nam się prawdziwa perełka. Limitowana wersja First Edition wyprzedała się błyskawicznie i takiej opcji już nie da się zamówić. Ale spokojnie, tu chodzi wyłącznie o wizualne dodatki: dwukolorowe nadwozie, specjalny kolorowy pasek, wspomniany już piaskowy lakier i okrągłe reflektory. Wszystko inne wciąż jest dostępne w konfiguratorze pod nazwą "Executive".

Te okrągłe lampy wyglądają genialnie. jeżeli porównacie naszą testówkę z egzemplarzami sprzed 40 lat, to jest ten sam projekt.

Nie spodziewałem się, iż Land Cruiser wzbudzi takie emocje na ulicach. Ludzie są już przyzwyczajeni do Jeepów, ale Toyota w takim wydaniu chyba wyglądała mocno... egzotycznie. Kiedy dojeżdżałem do świateł, zdarzyło mi się kilka razy, iż ktoś pokazał "okejkę", albo zwyczajnie zagapił się na auto.

Swoje robią tu też wymiary. Prawie 5 metrów długości, do tego wysokość i szerokość na prawie 2 metry. Nie ma choćby co koloryzować – Land Cruiser z wyglądu kojarzy się z brutalną terenówką. Do tego jeszcze w bardzo modnym wydaniu.

Wnętrze tej Toyoty wielu kierowców może uznać za majstersztyk. Praktyczne rozplanowanie przestrzeni na desce rozdzielczej, a większość funkcji obsługujemy przyciskami i pokrętłami. Z drugiej strony, jeżeli ktoś liczył na technologiczną rewolucję i minimalizm, jak na przykład w Defenderze, to kompletnie nie ta bajka.

Z atrakcyjnością multimediów w Toyotach bywa... różnie. Tutaj na centralnym ekranie mamy przyjemny minimalizm, który się nie zawiesza i wzorowo łączy się ze telefonem poprzez Apple CarPlay. Ustawienia do jazdy w terenie też są łatwo dostępne.

Land Cruiser z przodu oferuje mnóstwo miejsca. Nieco gorzej jest na tylnej kanapie, ale to wciąż przyzwoite warunki choćby na dłuższą podróż. Opcjonalnie możemy dołożyć jeszcze trzeci rząd – dla dzieci lub niższych dorosłych osób.

A teraz będzie bardzo subiektywnie. W Toyocie czułem się mniej hardkorowo niż w Bronco czy we Wranglerze. Oczywiście dalej miałem wrażenie, iż jadę wielką terenówką, ale zniknęło poczucie "zabunkrowania" w środku, które miałem choćby w Fordzie.

Widoczność z perspektywy kierowcy w Toyocie jest genialna. Tak samo podczas zwykłej jazdy po drogach publicznych, jak i w terenie, na przykład, gdy przedzieracie się między drzewami. Do tego mamy spory bagażnik (575 l), o ile rzecz jasna nie zdecydujecie się zrobić z Toyoty 7-osobowego pojazdu.

Pod maską Land Cruisera mamy diesla o pojemności 2,8 l i mocy 204 KM. Do tego 500 Nm maksymalnego momentu obrotowego i 8-stopniowa automatyczna skrzynia biegów. Zacznijmy od rzeczy najbardziej przyziemnych – ten zestaw potrafi sporo spalić. Mój test przypadł na w miarę ciepłe, wiosenne dni. Jeździłem jeszcze na zimówkach i przyzwyczaiłem się do wartości rzędu 10 litrów.

Kiedy wyjechałem na krótki odcinek autostrady, komputer pokazał mi około 12 l. A kręcąc się pod miastem po drogach krajowych, udało mi się zejść do 7,5-8 l. Na drodze szybkiego ruchu te liczby nie zrobiły na mnie wrażenia, ale już przy prędkości 80-90 km/h spodziewałem się, iż Toyota spali nieco mniej.

Pamiętajmy jednak, iż to wielkie i kanciaste auto, które waży ponad 2,5 tony bez kierowcy. Co prawda są detale, które poprawiają aerodynamikę (np. kształt lusterek albo specjalna linia z boku nadwozia), ale pewnych rzeczy nie da się oszukać. Teoretycznie Toyota choćby zachęca, by odważniej wcisnąć gaz, bo automatyczna skrzynia działa bardzo skutecznie. Z drugiej... po co to robić? Dla formalności: sprint do 100 km/h zajmuje około 10 sekund.

Uwierzcie, iż Land Cruiserem najprzyjemniej podróżowało mi się w tylu "slow". Mowa tu o publicznych drogach – teren to inna bajka. Ogólnie łatwo było zapomnieć, iż to auto o ramowej konstrukcji, bo komfort wskoczył tu na naprawdę wysoki poziom. Może poza szumem w środku, ale wciąż mniejszym w porównaniu do Wranglera czy Bronco.

Land Cruiser pracuje głośno i do tej symfonii silnika trzeba się przyzwyczaić. choćby bez nadmiernego przyspieszania usłyszycie charakterystyczny dźwięk, który dla bardziej wrażliwych na takie odgłosy może być uporczywy.

Musimy tu podkreślić jedno. Ta Toyota ma w sobie gen, który trudno uwolnić, jeżdżąc wyłącznie z puntu A do B i ciesząc się tylko z wysokiego zawieszenia i designu, który mocno kusi gapiów. Land Cruisera trzeba ubrudzić w błocie po sam dach. Sponiewierać go w kurzu, powalczyć w terenie. Dla tego samochodu pierwszy lepszy szuter nie będzie większym wyzwaniem. To wciąż rasowa terenówka, którą wystarczy zjechać z utwardzonej drogi, by zaczęła się prawdziwa zabawa...

W czasie testu dosłownie zapisałem sobie w notatniku trzy rzeczy, które wydają mi się najważniejsze z perspektywy kogoś, kto w życiu jeździł już kilkoma podobnymi autami. Przede wszystkim, Toyota sama podniosła sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Nowy Land Cruiser jest prawdopodobnie najlepszym, jakiego do tej pory wyprodukowano i nie jest to tylko moja opinia.

To również auto, w którym łatwo znaleźć sprzeczności. Oczywiście, iż buja w nim dość mocno – taki jego urok. Tyle iż gwałtownie da się do tego przyzwyczaić i odnieść wrażenie, iż jedziemy zwykłym SUV-em.

No i po trzecie – jeżeli już ktoś się bardzo uprze, da się z nim żyć na co dzień choćby w mieście. Przez tydzień Toyota była moim "daily". Wjechałem nią na parking podziemny w galerii, a system kamer pomógł mi zająć miejsce "na żyletki". Zaparkowałem też w centrum Warszawy w godzinach szczytu (więcej szczęścia niż rozumu).

Godzinę później byłem już na polnej drodze poza miastem. Każdy, kto rozumie fenomen takich samochodów, powie, iż to normalne. jeżeli kojarzycie jazdę po mieście tylko z gabarytami w stylu Fiata 500, to Land Cruiser będzie kompletnie przytłaczający.

Ale w tym wszystkim naprawdę przytłaczająca może być cena – to jest również mój jeden kłopot, który wybrzmiał na początku tego tekstu. Aktualnie macie do wyboru dwie wersje – Invincible za niecałe 410 tys. zł oraz wymienioną już na początku Executive za prawie 445 tys. zł. Każdą z tych kwot łatwo jeszcze podbić kolejnymi płatnymi dodatkami. Szczerze? Gdybym miał już kupić taki samochód, od razu patrzyłbym na tę najbardziej dopakowaną opcję.

Niedawno podczas testu Wranglera, który z silnikiem benzynowym kosztuje co najmniej 334 tys. zł, napisałem, iż Toyota w tym zestawieniu jest mniej... dzikim autem. Dzisiaj nie stwierdziłbym tego wprost.

Land Cruiser ma swoje niedoskonałości i za to kochamy terenówki. Czy Toyota jest lepsza od Jeepa Wranglera? Nie da się tego stwierdzić, bo jest inna. Za kierownicą obu tych wozów doświadczamy czegoś innego. Chociaż bez wątpienia oba mogą być efektownie skuteczne.

Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.

Idź do oryginalnego materiału