Przypomnę, iż ambitnym celem C40 dla Warszawy, a niedługo i innych polskich miast, jest osiągnięcie liczby zera samochodów prywatnych. W Haiti udało się ten cel już prawie zrealizować. Czy obywatele drżą ze szczęścia?
Być może oglądacie serię BezPlanu z Haiti. Ja oczywiście tak, ze szczególnym zwróceniem uwagi na kwestie motoryzacyjne. Tych nigdy nie brakuje na kanale pana Bartka, a iż Haiti to kraj o dość niecodziennym krajobrazie motoryzacyjnym, to warto poświęcić mu parę słów w ramach podsumowania dotychczasowych treści.
Po pierwsze, w Haiti udało się osiągnąć aktywistyczny ideał
Ludzie nie mają samochodów. W Haiti mieszka prawie 11 mln ludzi, a zarejestrowanych aut osobowych jest ok. 42 tys. sztuk. Łączna liczba zarejestrowanych pojazdów wynosi ok. 80 tys., wliczając motocykle, trójkołowce, ciągniki, samochody ciężarowe i inne. Oznacza to, iż poza bardzo wyjątkowymi przypadkami ludzi należących do aparatu władzy, czy raczej oligarcho-anarchii, oraz równie nielicznymi właścicielami wieloosobowych taksówek typu tap-tap (o których za chwilę), to samochodu zasadniczo nie ma nikt. Dzięki temu panuje powszechne szczęście, bezpieczeństwo, brak korków… prawda?
Nie, nieprawda. Panuje chaos i przede wszystkim występuje potworny deficyt transportowy
3,8 auta na 1000 mieszkańców w żaden sposób nie jest w stanie zaspokoić potrzeb transportowych ludności, więc gospodarka nie ma się jak rozwijać. Bez przewożenia ludzi i rzeczy z miejsca na miejsce zamiera handel, a choćby transfer wiedzy i przemieszczanie się pozostaje przywilejem elity. W Haiti nie tylko brak jest samochodów prywatnych, ale również karetek czy wozów straży pożarnej. W jednym z odcinków podróżnicy wizytują remizę strażacką w stolicy państwa, Port-au-Prince. To prawie milionowe miasto ma jeden mały wóz strażacki, do którego choćby nie mają gdzie nalać wody. Pozostałe pojazdy są unieruchomione z powodu głupich awarii typu dziurawa opona czy zatarty rozrusznik. W normalnych warunkach można byłoby je zreperować, ale choćby nie ma czym dowieźć opony do wulkanizacji…
Zaopatrzenie w paliwo to istny koszmar
Niby sieć stacji benzynowych jest spora, ale stoją puste. Gdy pojawia się na nich paliwo, wszyscy rzucają się, żeby napełnić baki, generując wielometrowe kolejki. Oczywiście gdy auta stoją w kolejce, to nie pracują, więc znowu transport obrywa. Nieraz zdarza się, iż ludzie stoją w kolejce na zapas, bo słyszeli plotkę, iż akurat tego przybędzie cysterna z paliwem. Albo, gdy naprawdę nie mają już nic w baku, a muszą jechać – kupują paliwo od przydrożnych handlarzy, z butelek i baniaków, po ok. 10 zł za litr. Czyli mamy kolejny punkt aktywistycznego raju: ludzie nie mają samochodów, a paliwo jest bardzo drogie. Drżenie ze szczęścia narasta.
Ulice są zapełnione ludźmi, którzy po prostu dokądś idą
3/4 Haitańczyków w ogóle nie korzysta z żadnych form zorganizowanego transportu poza własnymi nogami. Oznacza to, iż wszyscy wszędzie chodzą. Aktywistyczny raj! Dzięki temu są pewnie zdrowsi i szczęśliwsi. Średnia długość życia w Haiti to 64 lata. W sąsiadującej Dominikanie, gdzie jest dużo samochodów, średnia długość życia jest wyższa o 9 lat – ale o tym mówić jest niepotrzebna. Ta uprzywilejowana 1/4, która może sobie czasem pozwolić na jazdę, zwykle wykorzystuje pojazdy typu tap-tap, czyli pickupy z zabudowaną paką, gdzie znajdują się ławki. Samochód jedzie na tyle powoli i tak często się zatrzymuje, iż wystarczy klepnąć dwa razy ręką w obudowę skrzyni ładunkowej (stąd nazwa tap-tap), uiścić opłatę i można jechać.
Nieliczne samochody jeżdżą powoli, czyli jest bardzo bezpiecznie
Nie, nie jest. W Haiti w 2020 r. na drogach zginęło 2115 osób. W Polsce w roku 2020 było to ok. 2500 osób. Przy czym u nas jest 50-krotnie więcej samochodów niż w Haiti. Ale liczba wypadków nie jest skorelowana z liczbą pojazdów dodatnio, tylko ujemnie – im mniej aut, im gorsza infrastruktura drogowa, im mniej ludzi umie obsługiwać samochód, tym więcej zdarza się tragicznych wypadków. Ponadto nie jest tak, iż skoro nie ma samochodów i dróg, to kraj ten może poszczycić się wspaniałą, niezniszczoną przyrodą. Jest wręcz odwrotnie: deforestacja i erozja gleb w Haiti są nieporównanie większe niż w Dominikanie.
Podsumowując: Haiti to kraj, który ląduje dość regularnie w ostatniej piątce na liście najlepszych państw do życia. Jest mniej więcej tak samo wspaniale jak w Czadzie lub Korei Północnej. Ale wiecie, nie mają tam samochodów, czyli jest to szczęśliwe miejsce, w które należy przymusowo zsyłać miejski aktyw, żeby wreszcie mogli żyć w warunkach, które chcą nam narzucić.