T-Roc to wbrew pozorom nie jest jakiś mały SUV, ale tzw. crossover, czyli auto bazujące na "zwykłym modelu". Tu, w przypadku aut z koncernu Volkswagena, różne style i pochodzenie mocno się mieszają. T-Roc jest zbudowany na podłodze Golfa, wiele osób porównuje go do Audi Q3. Niesłusznie, to nie jest klon tego modelu.
Należy wam się jeszcze słowo wyjaśnienia: nie jestem (oględnie mówiąc) fanem SUV-ów, po trosze również crossoverów. Nie za bardzo widzę sens budowania aut, których jedyną zaletą jest możliwość jazdy w cylindrze. Aczkolwiek akceptuję fakt, iż dla wielu osób ważne jest to, iż łatwiej się do nich wsiada. Ja – póki co – wolę wozić tyłek bliżej asfaltu.
Ale doceniam T-Roca, bo moim zdaniem przebudowanie i podniesienie Golfa wyszło całkiem nieźle. Auto w testowanej wersji prezentuje się świetnie, ma sportowy styl, agresywny sznyt. Nasz T-Roc jeździł na dużych 19-calowych felgach o ciekawym wzorze. Od razu zaznaczę, iż wyglądają ładnie, ale na naszych drogach lepiej sprawdziłyby się seryjne 17-calowe. Raz, iż cieńsza opona na dużej feldze daje mocniej czuć o niedoskonałościach drogi, dwa – bardzo łatwo ją porysować. Chyba cudem udało mi się nie dodać kolejnej blizny do kolekcji tego testowego modelu.
Drogę oświetlają matrycowe światła LED, nisko po bokach zamontowano światła do jazdy dziennej. Są obok udawanych wlotów powietrza do chłodzenia hamulców. Udawany jest też wydech. Z tyłu widać aż 4 końcówki, ale tak naprawdę działa jedna. Po co te hece? Nie rozumiem. Ale mamy wysoko poprowadzoną linię nadwozia, trochę chromu, błyszczące relingi i świecący pas przedni. Efekt wizualny jest bardziej, niż zadowalający.
Co czeka nas w środku?
Tu wrażenia mam mieszane. Z jednej strony kabina jest naprawdę wygodna, dobrze wykończona. Mamy tu sporo grubych elementów, wnętrze otacza, otula i daje poczucie bezpieczeństwa. Ale jeżeli rozważasz kupno tego modelu, to mam dla ciebie istotną radę: koniecznie zrób solidną jazdę testową i przymierz się do tego auta. Jasne, iż to trzeba zrobić zawsze, ale tu szczególnie dokładnie i już tłumaczę dlaczego. Otóż T-Roc to auto – moim zdaniem – dla osób o niezbyt dużym wzroście.
Ja mam ok. 180 cm, nie za dużo, nie za mało. Wystarczająco dużo, by obniżyć siedzisko do pozycji najniższej i dzięki temu uzyskać przyzwoity komfort za kółkiem. Ale to skutkuje kiepską widocznością. T-Roc ma stosunkowo małe i wysoko umieszczone szyby. Wiele razy musiałem się wyciągać szyję, by zobaczyć, gdzie kończy się maska, gdzie jest krawężnik czy słupek.
No to dlaczego nie usiadłem wyżej? Bo nisko poprowadzona krawędź szyby czołowej ograniczałaby mi widok do góry. I naprawdę nie chodzi mi o wypatrywanie kluczów żurawi, ale miło byłoby widzieć, czy światło mam czerwone, czy zielone. Zajęcie wyższej pozycji naprawdę utrudnia, a czasem uniemożliwia dostrzeżenie sygnalizatora. Można też siąść bliżej kierownicy i szyby, no ale trzeba jeszcze mieć możliwość kręcenia tym kółkiem. Dodam jeszcze, iż nie ustawiam fotela w popularnej w Polsce pozycji półleżącej.
Gruba kierownica obszyta skórą jest bardzo wygodna, świetnie leży w rękach. Wyposażona jest w fizyczne przyciski do sterowania różnymi funkcjami. Pośrodku deski mamy nieprzesadnie duży ekran (8 cali). Taki w sam raz, ma też dwa fizyczne pokrętła. W ogóle sterowanie funkcjami jest "hybrydowe". Niektóre rzeczy robimy przez klikanie w ekran, ale podstawowe sprawy możemy obsługiwać tradycyjnie, przyciskami i pokrętłami. To połączenie jest udane i wygodne. Dziwi jedynie sterowanie szybami, znajduje się mniej więcej w połowie drzwi. Jak chcesz opuścić szybę, to musisz mocno cofnąć całą rękę.
Oczu mych nie ucieszyła również spora ilość tzw. piano black, czyli pięknych błyszczących powierzchni, które brudzą się i palcują od samego patrzenia. Ludzie na to narzekają, ale producenci z uporem maniaka pakują cały czas do kabin. Więcej grzechów nie zauważyłem. Spasowanie doskonałe, nic nie trzeszczy, nic nie piszczy. Ergonomia, poza paroma drobiazgami, niemal wzorowa. Dużym plusem jest bezprzewodowa ładowarka do telefonu i dwa porty USB-C.
Na olbrzymią pochwałę zasługuje bagażnik. T-Roc jest od Golfa krótszy o 4 cm, ale kufer jest imponujący. Wrzucasz dwie walizy i zastanawiasz się, czemu wziąłeś tylko tyle rzeczy. Spokojnie mogłeś spakować tam pół szafy. Tam się mieści 445 litrów! Podłoga jest podnoszona, znajdują się pod nią jakieś szpeje, da się tam też schować parę drobiazgów.
No dobra, czas na start
Czasu do przetestowania T-Roca mieliśmy sporo, więc wybrałem się z rodziną nad morze. I była to podróż całkiem przyjemna. Przeniesieniem napędu testowanego T-Roca zawiaduje 7-biegowa automatyczna skrzynia DSG. Robi to na tyle dobrze, iż nie miałem ochoty bawić się łopatkami i samemu zmieniać przełożeń. Skrzynia ma jeszcze tryb Sport, który sportowy oczywiście nie jest, ale nieco przeciąga zmianę biegów.
Trudno powiedzieć, czy to coś daje. Tym bardziej iż 150-konny motor z maksymalnym momentem 250 Nm naprawdę świetnie sobie radzi. Nieźle przyspiesza, daje bardzo dobrą płynność jazdy i elastyczność. A dociśnięty wydaje z siebie groźny ryk, jakby pod maską tkwiła jakaś przypakowana V-szóstka.
Tu muszę jednak dorzucić łyżkę dziegciu. Nie wiem, czy to z powodu dużych kół, czy innego, ale T-Roc nie lubi skręcać. Nie jest przesadnie zwrotny, na parkingu trzeba się sporo nakręcić kółkiem. A to przecież mały crossover, a nie amerykański pickup. Nie lubi też szybkich ciasnych zakrętów.
Zawsze lubię też dokładnie przetestować wszelkie systemy wspomagające kierowcę. W testowanym T-Rocu mamy m.in. front assist w mieście, system wykrywający pieszych i monitorujący zmęczenie u kierowcy. Jest asystent utrzymania pasa ruchu oraz wisienka na torcie: aktywny tempomat.
I ta wisienka niestety próbowała mnie zabić. Jak? Otóż aktywny tempomat oczywiście na bieżąco sprawdza odległość od poprzedzającego pojazdu i zwalnia wraz z nim, na światłach do zera. To robi dobrze. Ale sczytuje też znaki drogowe i do nich dostosowuje prędkość. Wszystko byłoby dobrze, gdyby robił to poprawnie.
Ale wyobraźcie sobie taką sytuację: jedziesz sobie ekspresówką, 120 km/h, wyprzedzasz, ktoś za tobą jedzie. A system nagle stwierdza, iż tu przecież jest ograniczenie do 80 km/h i zwalnia auto. Szczere pole, wokół żadnych znaków, żadnych skrzyżowań.
Takie sytuacje zdarzały się niestety częściej. Asystent sczytał mi znak z innej drogi, która była za skrzyżowaniem, nie czytał wielu innych. Niestety wiele razy hamował w sytuacji, w której hamować nie powinien. Nie udało mi się wyłączyć samego rozpoznawania znaków w asystencie. To niestety sprawia, iż trzeba go używać z dużą uwagą i cały czas pilnować, żeby nie zrobił czegoś głupiego. W mieście to nie problem, w trasie niestety zabiera sporo radości.
Jak się jeździ T-Rokiem?
Bardzo fajnie. 150 kucyków pod maską to rozsądny kompromis między osiągami a ekonomiką jazdy. Wystarczająco dużo, by silnik nie wył z bólu na autostradzie i dało się wygodnie wyprzedzać.
A jednocześnie karmienie tego stadka nie jest przesadnie kosztowne. Zdziwiłem się jednak, iż w mieście można spokojnie zejść ze spalaniem wyraźnie poniżej 7 litrów, o tyle naprawdę łagodne traktowanie pedału gazu na trasie jest o wiele droższe. Jazda ekspresówką pochłania choćby ponad 8 litrów paliwa na setkę.
T-Roc nie jest autem przesadnie lekkim, również wizualnie. Waży 1355 kilo, a jazda nim przypomina nieco poruszanie się małym dynamicznym czołgiem. To wrażenie potęgują małe szyby, wysoko zabudowane drzwi oraz mięsiste wnętrze. W środku jest jednak całkiem przestronnie.
Z tyłu spokojnie mieści się fotelik, dziecko może wyciągnąć nogi. Osoby o wzroście do ok. 180 cm mogą podróżować w miarę wygodnie. Tylna kanapa jest raczej dwu- niż trzyosobowa, ale przy tej wielkości auta nikt nie spodziewa się przecież autobusu.
Ile to wszystko kosztuje?
Najtańszego T-Roca kupimy już za niecałe 112 tysięcy złotych. Będzie to wersja z silnikiem 1.0 i wyposażeniem podstawowym. Najdroższy kosztuje ok.
Najdroższa jest wersja R Black Editon z 300-konnym, dwulitrowym silnikiem. Ten sam silnik jest też w nieco tańszej wersji R (niecałe 218 tysięcy złotych). Testowa wersja z silnikiem TSI 1.5 o mocy 150 koni i skrzynią DSG to wydatek niecałych 150 tysięcy złotych.
Czy to dobra cena? Cóż, nie jest to mało. Ale T-Roc jest autem, które doskonale się sprzedaje, więc należy uznać, iż kupujący cenią ten model. I w sumie trudno im się dziwić, bo jest naprawdę ciekawy, świetnie zrobiony i wygodny.