Voge 625 DSX to adventure czy pozer? Na papierze – 625. W rzeczywistości? 581. Ale nie dajmy się złapać w pułapkę cyfr. Chińska zagadka Voge jest bardziej złożona – trochę udaje dużego turystyka, trochę udaje, iż ma więcej koni, niż ma. Ale gdy zajrzysz głębiej, znajdziesz w nim coś, co naprawdę zaskakuje.
Gdyby motocykle były grzybami, to Voge byłby podgrzybkiem. I to takim zebranym tuż przy szosie – niby zwyczajny, ale wciąż pełnoprawny przedstawiciel leśnej ekipy. Dynamika? Cóż, bliżej jej do partii szachów niż do wyścigu MotoGP. 64 konie mechaniczne nie robią furory na papierze, i nie zrobią jej też na światłach. Ale spokojna, wyważona jazda – taka bez adrenaliny, za to z krajobrazami – to jego żywioł.
I tu dochodzimy do sedna. Ten motocykl nie został stworzony dla tych, którzy lubią na gumie, tylko dla tych, którzy wolą na luzie. Jeździsz nim, bo chcesz dojechać i cieszyć się z przemieszczania w czasie i przestrzeni, nie dlatego, iż musisz się po drodze sprawdzić.
Ergonomia: jest znakomicie
Pozycja za sterem? Wygodna, ale krzesełkowa. Siedzi się wysoko, prosto, bez cienia sportowego zacięcia. W mieście – komfort. W trasie – potencjalny ból czterech liter po kilkuset kilometrach. No ale nie oszukujmy się: ten sprzęt nie powstał po to, by bić rekordy Iron Butta. Na krótsze wypady i codzienne trasy – jak znalazł.
Wyposażenie – zaskakująco bogate
Tu zaczyna się robić ciekawie. Voge 625 DSX to nie tylko tania alternatywa – to również maszyna, która w tej cenie oferuje naprawdę sporo. Opony Metzeler Tourance, regulowane zawieszenie Kayaba (co prawda nie cud, ale zawsze coś), trzy tryby jazdy (które różnią się głównie nazwą), wyłączalne ABS i kontrola trakcji, dwa gniazda ładowania, regulowana szyba… i niezłe hamulce od Nissina. Czyli nie taniocha z odpustu.
A wisienka na torcie? Tapicerka wewnątrz kufrów, która przypomina bardziej albański buduar niż smutny i szary wieczór w Wałbrzychu. Kto by pomyślał, iż Chiny wygrają z BMW i Yamahą nie technologią, a… estetyką wnętrza kufra?
Design: adventure dla oka
Linie ostre, agresywne, kolor – bojowy piaskowy z akcentem pseudo-moro. Na pierwszy rzut oka: solidny turysta z klasą. W dotyku: dobre plastiki, staranne spasowanie. Z bliska: wow. A po odpaleniu – wydech, który brzmi lepiej, niż powinien przy tej mocy. Tylko szkoda, iż jednostka napędowa, choć elastyczna, brzmi jak silnik od betoniarki w stanie przedemerytalnym. Chińskie realia – zero finezji, maksimum niezawodności.
Wady? A jakże, są
Wyświetlacz niby jest duży i kolorowy… ale w słońcu mocno traci na czytelności. Kierunkowskazów trzeba się domyślać, bo często ich w ogóle nie widać, zupełnie ich tez nie słychać. Zawieszenie – owszem, jest miękkie, ale przy tym niekomfortowe. W teorii powinno wybierać nierówności. W praktyce – podskakuje jak nastolatek na koncercie techno. Efekt? Rozedrgany motocykl, który wymaga przyzwyczajenia.
A propos przyzwyczajenia – środek ciężkości jest ustawiony za wysoko. Zupełnie jakby inżynierowie w fabryce mieli do dyspozycji jedynie chińskie narzędzia. Niby lekki (206 kg), a prowadzi się jakbyś woził kanister z wodą na baku. W zakrętach nie ma dramatu, ale trzeba się nauczyć, jak je pokonywać bez zdziwienia. Bo zdziwienie może nadejść szybciej niż zakręt.
Reakcja na zmianę obciążenia jest zbyt gwałtowna. Nie w sensie sportowym, ale technicznie – nagłe dodanie lub ujęcie gazu skutkuje kangurzym podskokiem. Dla początkujących to może być niezła szkoła życia, szczególnie w zakrętach.
Cena – karta przetargowa
31 000 zł. I tu kończy się marudzenie. Bo za taką kasę dostajesz pełnoprawny motocykl adventure, z homologacją, z gwarancją i całkiem niezłym wyposażeniem. Może nie na Dakar, ale na Mazury już jak najbardziej. Może nie do jazdy w błocie po kolana, ale na asfalty i lekkie szutry – w punkt. I przede wszystkim – nowy, bez historii rodem z opowieści przy grillu.
Voge 625 DSX to jak tańszy kuzyn z Chin, który wpada na imprezę z własną torbą chipsów i mówi: „Jestem, mam wszystko, ale tańsze”. I wiesz co? Nie da się go nie polubić. Nie każdemu się spodoba, nie każdy go doceni, ale o ile szukasz uczciwego, wygodnego i rozsądnie wycenionego motocykla na pierwsze ADV-przygody – daj mu szansę.
Najlepiej po prostu się nim przejechać. I wtedy – albo zaiskrzy, albo nie. Ale jedno jest pewne: w tej klasie i cenie Voge 625 DSX ma do powiedzenia więcej, niż na to wygląda.
Dane techniczne Voge 625 DSX
- Silnik: jednocylindrowy, 4-suwowy, chłodzony cieczą
- Pojemność skokowa: 581 cmł (tak, mimo iż na obudowie dumnie widnieje „625”)
- Moc maksymalna: 64 KM przy 6750 obr./min
- Moment obrotowy: 57 Nm przy 5500 obr./min
- Skrzynia biegów: 6-stopniowa
- Zawieszenie przód: widelec teleskopowy KYB
- Zawieszenie tył: centralny amortyzator z regulacją napięcia wstępnego
- Hamulce: przód – podwójna tarcza Nissin, tył – pojedyncza tarcza Nissin
- ABS: dwukanałowy, wyłączalny
- Koła: aluminiowe, 19” przód / 17” tył
- Opony: Metzeler Tourance
- Masa własna: 206 kg (na sucho)
- Zbiornik paliwa: 18 litrów
- Cena katalogowa: ok. 31 000 zł (z kuframi 35 990 zł)