
Producenci z Państwa Środka starają się przekonywać klientów czystym przepychem. Krótko mówiąc, im więcej, tym lepiej – i to w każdej istotnej kategorii. Nie inaczej jest w przypadku potentata technologicznego, który rozpoczął swój motoryzacyjny rozdział. Coś jednak poszło nie tak, bo topowe Xiaomi zostało, delikatnie mówiąc, wykastrowane.
Topowe Xiaomi „zjadało” Taycana
Trudno nie mieć szacunku do tej znanej firmy. Błyskawicznie rozwinęła skrzydła i stała się jednym z liderów kilku branż. To duży wyczyn, biorąc pod uwagę doświadczenie i renomę licznych konkurentów. Topowe Xiaomi od samego startu było tego zwieńczeniem, ale dziś pojawiła się rysa na szkle.
Zacznijmy od tego, iż model SU7 Ultra to rzeczywiście ekstraklasa wśród samochodów elektrycznych. Przypomnijmy, iż wprost genialnie poradził sobie na Nurburgringu, który uchodzi za mekkę prędkości i dla wielu stanowi prawdziwy weryfikator adekwatności jezdnych.
Czas osiągnięty na „Zielonym Piekle” to dowód, iż flagowy model chińskiej marki nie tylko znakomicie przyspiesza, ale też jest niezwykle skuteczny na zakrętach. Podgryzienie osiągnięć znamienitych inżynierów z Zuffenhausen to duże wyzwanie. A jednak się udało.
Gdzie się podziało 650 koni?
Przypomnijmy, iż topowe Xiaomi wyróżniało się ogromną mocą. W najbardziej wydajnym ustawieniu, jego trzy jednostki elektryczne pozwalały generować aż 1526 koni mechanicznych. Takim potencjałem można obdarować trzy piekielnie szybkie auta.
Okazało się jednak, iż producent zdecydował się na wprowadzenia aktualizacji 1.7.0. Jej efekty były zaskakujące – niestety, zdecydowanie negatywnie. Otóż, po jej wprowadzeniu, moc SU7 Ultra spadła do 888 koni mechanicznych.

To wciąż ogromna wartość, ale nie na nią decydowali się klienci. Wspomniana aktualizacja objęła także zwłokę czasową (60 sekund) w procedurze startu. Oba rozwiązania miały na celu poprawę bezpieczeństwa.
To pierwsze miało chronić kierowcę przed jego własnymi ograniczeniami. Xiaomi zażyczyło sobie sprawdzianu kierowców na specjalnym torze. Jak podaje Car News China, dopiero po osiągnięciu odpowiedniego czasu producent zdejmował „kaganiec”.
To drugie rozwiązanie miało natomiast pomóc w unikaniu improwizowanych wyścigów ulicznych – tych spontanicznych rzecz jasna. Czy cel uświęca środki? No cóż, w tym przypadku raczej nie.
Topowe Xiaomi i szybka refleksja
Producent tłumaczył się troską o bezpieczeństwo. I choć było grono, które chwaliło wprowadzone ograniczenia, pojawiła się jeszcze większa grupa, która skrytykowała poczynania chińskiego producenta. Szczególnie na rodzimym rynku, gdzie znaczenie lokalnych marek znacząco rośnie.
Na przeróżnych forach fanów nie tylko azjatyckiej, ale przede wszystkim elektrycznej motoryzacji pojawiły się liczne wpisy krytykujące potentata technologicznego. Działało to, jak antyreklama, co na szczęście dostrzegli marketingowcy.
Tym razem sprzeciw przyniósł rezultaty. Topowe Xiaomi otrzymało poprawkę „zwrotną”, która przywróciła moc i usunęła blokadę czasową dotyczącą procedury startu. Przedstawiciele marki zapewnili, iż będą zapewniać większą przejrzystość swoich działań w przyszłości.