Dziwnie to zabrzmi, ale testowałem... starą Toyotę RAV4. To wciąż piąta generacja, która powoli odchodzi w cień, bo całkiem niedawno zobaczyliśmy już nową odsłonę tego modelu, o której pisaliśmy w naTemat. Nowa RAV4 wygląda jeszcze lepiej. Bardzo przydał jej się nowy projekt z zewnątrz i porządne odświeżenie wnętrza.
To przecież auto, które jest z nami od 1994 roku. Przez lata śrubowało swoje wyniki na wielu rynkach na świecie. Wiecie, ile RAV4 sprzedało się przez tych 31 lat? Ponad 14 mln egzemplarzy.
Na nową "rawkę" poczekamy jeszcze do 2026 r. Pomyślałem, iż to dobry moment na małe pożegnanie piątej generacji. Zapakowałem Toyotę i ruszyłem w góry, żeby pojeździć nią po terenie, w którym to auto czuje się najlepiej.
Zastanawiałem się kiedyś, co adekwatnie było kluczem do sukcesu tego modelu. Duża sieć dealerska – wiadomo. Do tego powtarzane opinie o niezawodności (chociaż nie oszukujmy się, to duże uproszczenie w przypadku każdego auta). Mam wrażenie, iż RAV4 po prostu... dobrze się kojarzy. Toyota w ostatnich latach poszerzyła ofertę samochodów z większym prześwitem. Jest Yaris Cross czy Corolla Cross, jednak RAV4 ma swoją żelazną pozycję. No i moda na tego typu samochody nie przemija.
Nie będę ukrywał, iż RAV4 zawsze mi się podobała. Jest kanciasta, choć nie tak wyraźnie, jak jej wersje sprzed lat. Najnowsza generacja będzie miała bardziej opływowy kształt.
Nasza Toyota była w kolorze perłowej bieli. Auto ma dokładnie 4,6 m długości i prawie 1,9 m szerokości. Stylistykę fajnie dopełniają tu 19-calowe felgi. Powtórzę się: ten SUV choćby dla laika będzie ikoniczny i łatwo go rozpoznać na ulicy.
Zabrzmi to złośliwie, ale w RAV4 czas się zatrzymał. Absolutnie nie jest to wadą, tym bardziej iż wielu kierowców lubi analogową obsługę. Toyota nie uległa modzie, która wycięła z samochodów prawdziwe przyciski. Nie montuje też ekranów, które ciągną się przez całą szerokość kokpitu.
Jest prosto, przewidywalnie i funkcjonalnie. Cyfrowe zegary na 12,3-calowym ekranie, obsługa klimatyzacji pokrętłami... to wszystko się sprawdza. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to ten centralny, 10,5-calowy wyświetlacz. Doceniam jego prostotę, ale system jednak nie nadąża. Mimo iż obsługi można nauczyć się w minutę, przydałaby się lepsza szata graficzna, żeby RAV4 nie kojarzyła się z poprzednią epoką. Ale to wszystko zostało już poprawione i pozostaje czekać na 6. generację.
Japończycy bardzo zadbali, żeby w tej Toyocie było wygodnie w dwóch rzędach siedzeń. Kierowca i pasażer mogą mieć podgrzewane i wentylowane fotele. Miejsca jest tyle, iż każda dłuższa podróż z kompletem pasażerów przebiegnie komfortowo. Mam 1,85 m wzrostu i z tyłu siedziało mi się wygodnie choćby przy mocno odsuniętym fotelu kierowcy.
Bagażnik ma 520 litrów pojemności. Gdyby nie była to wersja plug-in zyskalibyśmy jeszcze 60 l. Czy to jest problem? Pewnie tak, jeżeli komuś bardzo zależy na przestrzeni do załadunku. Ostatecznie kufer i tak jest bardzo pojemny, ma niski próg i wyłożono go specjalną gumą. Po złożeniu oparć tylnej kanapy dostaniemy prawie 1200 l.
RAV4 Plug-in Hybrid to najszybszy i najmocniejszy SUV w gamie Toyoty. Hybrydowy układ o łącznej mocy 306 KM pozwala rozpędzić auto do 100 km/h w zaledwie 6 sekund. Jego dynamikę wyczułem natychmiast, kiedy wyruszyłem w trasę z Warszawy do Zakopanego.
Co istotne, mamy tu trochę nietypowy napęd na cztery koła. Na tylnej osi umieszczono silnik elektryczny o mocy 54 KM. System AWD-i nie ma wału napędowego ani skrzyni rozdzielczej, więc realnie RAV4 zachowuje się jak samochód z przednim napędem, jednak z solidnym wsparciem z tyłu.
Taką specyfikację docenicie na przykład na mokrym asfalcie, w lekkim terenie czy na wzniesieniach. Kiedy jeździłem przez kilka dni po Podhalu, miałem nadzieję, iż trochę popada i uda mi się lepiej sprawdzić ten napęd. Ale prawda jest taka, iż gdybym tam mieszkał na co dzień, Toyota w takiej konfiguracji byłaby strzałem w dziesiątkę.
W RAV4 mamy trzy tryby jazdy: Eco, Normal i Sport, czyli bardziej przewidywalnie chyba się nie dało. Opcja Trail aktywowana osobno może przydać się w momencie, gdy kierowca potrzebuje większej przyczepności.
Toyota w oficjalnej broszurce obiecuje, iż RAV4 może pokonać choćby 75 km, nie zużywając ani jednej kropli paliwa, czyli w trybie elektrycznym. I to się prawie zgadza, bo w moim teście wykręciłem 70 km, ale wtedy nie wyjechałem na żadną drogę szybkiego ruchu. Uwzględniając dłuższe odcinki z prędkością około 120 km/h, wyszło około 60 km. Maksymalnie w rybie EV pojedziecie 135 km/h. Akumulator ma pojemność 18,1 kWh brutto (niecałe 15 kWh netto).
W trybie hybrydowym wskazania zużycia są zróżnicowane. Mój najniższy wynik wyniósł zaledwie... 4 l. Po powrocie z Zakopanego licznik pokazywał mi ogólne zużycie 6,6 l. Kiedy stałem w korkach, system wskazywał nieco ponad 5 l. Do granicy 8 l zbliżyłem się przy autostradowej prędkości, co akurat nie było wielkim zaskoczeniem. Toyotą da się jeździć oszczędnie, a pamiętajcie też, iż każda wersja ładowana z kabla jest cięższa. Liczby okazały się więc bardzo obiecujące.
Bardzo doceniłem, jak RAV4 sprytnie rozpędza się do przelotowych prędkości. To auto nie zachowuje się jak przeciętny, rodzinny SUV. Do tego świetnie zbalansowano zawieszenie, które dba o komfort, a jednocześnie jest odpowiednio usztywnione.
Są też dwie rzeczy, które zagrały na minus w czasie jazdy. Powyżej 100 km/h w środku robi się trochę za głośno, jednak powód jest prosty. Pomijając już kwestie z wyciszeniem kokpitu, Toyota nie wygląda na zbyt opływowe auto. Kolejna sprawa to momentami irytujące dźwięki systemów ostrzegania kierowcy. I błędnie wskazuje ograniczenia prędkości. Akurat ta funkcja nie sprawdza się w wielu nowych autach. Komunikaty w RAV4 mogłyby być nieco dyskretniejsze.
To jednak drobiazgi. Kilka dni jazdy na południu Polski pokazało mi, jak bardzo uniwersalnym autem może być "rawka". Trzeba dodać, iż wersja, którą testowaliśmy, nie należała do najtańszych. To doposażona odmiana Style, której cena startuje od prawie 275 tys. zł. Da się taniej, bo ceny opcji plug-in zaczynają się od 242 900 zł (Dynamic). Środkowa półka to propozycje Selection i GR Sport – odpowiednio za 262 900 zł i 270 900 zł.
RAV4 ładowana z kabla jest po prostu droższa. I właśnie cena dla wielu kierowców będzie kluczowa, bo różnica względem zwykłej hybrydy dochodzi do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Weźmy jednak pod uwagę, iż już podstawowe konfiguracje są nieźle wyposażone. Poza tym Toyota lubi zaskoczyć klientów rabatami.
Dziwne uczucie, bo ten test był jak pożegnanie. Na stronie japońskiej marki znajdziecie już ikonkę z najnowszą generacją RAV4 w konfiguratorze. Trzeba jeszcze uzbroić się w cierpliwość. Nie mam wątpliwości, iż to będzie kolejny sprzedażowy hit, tym bardziej iż "stara rawka" ma się bardzo dobrze.