Pierwszy raz w życiu jechałem MINI. Mam 5 wniosków, ale jeden... nie dotyczy auta

1 dzień temu
To naprawdę był pierwszy raz. Nie jeździłem MINI nie dlatego, iż nie chciałem, tylko po prostu nigdy się nie złożyło. A kiedy już mogłem wskoczyć za kierownicę, trafiło na elektryka. Co z tego wyszło? Oto pięć kluczowych faktów, ale ostatni to bardziej próba zrozumienia, o co chodzi z modą na MINI.


1. Ten design albo pokochasz... albo nie


Nie mogę oszukiwać, iż od zawsze byłem fanem MINI. To nie jest stylistyka, która kradnie moje serce, a jednak na ulicy zwykle odwracam za nimi głowę. Nieważne, czy jedzie starszy model, czy jeden z najnowszych. MINI jest po prostu inne niż wszystko, co widzimy na naszych ulicach.

A elektryczny Cooper wiernie trzyma się linii, która tak bardzo przyciąga wzrok. W wersji ze zdjęć biały dach i lusterka idealnie zgrywają się z błękitnym lakierem. Takie połączenia zwykle "ożywiają" cały design. W tym przypadku to strzał w dziesiątkę, szczególnie iż to niewielkie auto – ma dokładnie 3858 mm długości.

Dyskusja o MINI jednak nie jest taka prosta. Łatwo znaleźć osoby, które zapisałyby się do fanklubu tej marki. Ale chyba jeszcze łatwiej o krytyków, którym ten projekt po prostu nie leży. Próbuję zrozumieć jednych i drugich i myślę, iż każdy powinien docenić, jak bardzo kompaktowe jest to auto. Reszta pozostaje kwestią gustu.

2. Wnętrze jest jak nowoczesny salon


Tego porównania zwykle używam do nowoczesnych limuzyn. Czułem, iż powinno być zarezerwowane dla BMW serii 7, Mercedesa Klasy S czy dowolnego Rolls-Royce'a. Zestawienie MINI z tymi kolosami brzmi absurdalnie i oczywiście Cooper SE nie jest aż tak komfortowy. Ale to tak sprytny i przemyślany koncept, iż w tym aucie można się poczuć jak w domu.

Za kierownicą mamy niską pozycję, jednak widoczność jest świetna. W oczy rzuca się od razu centralny, okrągły ekran, ale jemu poświęcimy osobny akapit. Ta domowa atmosfera w MINI to zasługa bardzo przyjemnych materiałów, których użyto do wykończenia. To naprawdę jakościowe tkaniny.

Do tego interesujący kształt nawiewów, sposób spasowania poszczególnych elementów. Przednie fotele to też efekt sensownego zaplanowania przestrzeni. Trzeba się liczyć jednak z tym, iż w drugim rzędzie siedzeń nie ma zbyt wiele miejsca. Przy wzroście powyżej 1,85 m komfort będzie raczej w wersji minimum.

Mimo tej dbałości o detale nie podobał mi się brak wyświetlacza przed oczami kierowcy, czyli w skrócie: brak zegarów, choćby w formie wirtualnego kokpitu. W naszym testowym MINI był wyświetlacz HUD, który działał na zasadzie wysuwanej płytki. jeżeli już zdecydowano się na taki gadżet, lepiej byłoby nieco rozbudować szatę graficzną i przerzucić te dane bezpośrednio na szybę.

Żeby to jakoś podsumować: tak, można poczuć, iż to jest wnętrze premium. Znalazłem parę zgrzytów, jak na przykład wykonany nieco na "doczepkę" podłokietnik, ale nie zburzyło mi to świetnego ogólnego wrażenia. W MINI można poczuć się świetnie.

W tym miejscu muszę jeszcze wspomnieć o bagażniku. Kiedy go otworzyłem po raz pierwszy, nie sprawdziłem wcześniej wymiarów. I byłem serio zaskoczony, bo pojemność jest... symboliczna. 210 l to możliwości na typowo miejskie potrzeby.

3. System multimedialny to alternatywny świat


Na początku myślałem, iż ten okrągły ekran w ogóle się nie sprawdzi. Szata graficzna też wydała mi się jak menu z jakiejś gry, która może wygląda ładnie, ale sprawia problemy w obsłudze.

Bardzo się pomyliłem. Idealnym przykładem do porównania będzie tu BMW, do którego przecież należy MINI. W najnowszych modelach bawarskiego producenta multimedia są tak rozbudowane, iż na ogarnięcie wszystkich funkcji trzeba poświęcić trochę czasu. Tak miałem choćby z elektrycznym i5.

W MINI jest kolorowo, efektownie i jeszcze mniej przewidywalnie. A jednak nie miałem wrażenia, iż najważniejsze elementy obsługi zostały gdzieś poukrywane. Do tego na pokładzie jest wirtualny asystent, który reaguje na komendy głosowe, co pozwala na bezdotykowe sterowanie niektórymi opcjami.

Mało tego, jest słynna już opcja, która pozwala pobawić się w DJ-a. Tak, da się "skreczować". Opóźnienie systemu psuje jednak zabawę, co nagrałem i pokazałem na TikToku. Zobaczcie sami, jak to wygląda.

Parę szczegółów z pewnością dałoby się dopracować. Widok Apple CarPlay czy Android Auto nie jest na pełnym ekranie, tylko na zasadzie wklejonego prostokąta. Może to czepialstwo, ale skoro każda karta w tym systemie ma swój design, przydałoby się tu więcej polotu. Tym bardziej iż to kluczowa dla wieku kierowców funkcja.

I to tyle z minusów, bo nie narzekałem choćby na obsługę klimatyzacji. Zwykle tęsknię za fizycznymi przyciskami, ale tutaj ekranowe narzędzia zdały egzamin.

4. MINI jest jak gokart. Ale czy elektryk to dobry wybór?


MINI Cooper SE ma 218 KM. To bardziej wydajna propozycja, bo w ofercie znajdziecie jeszcze konfiguracje z mniejszą baterią i mocą (184 KM). Według danych z broszurki Cooper SE do setki przyspiesza w 6,7 s i niestety nie mogliśmy tego dokładnie zweryfikować. Pogoda w czasie testu była zmienna, a nawierzchnia cały czas mokra. choćby w takich warunkach auto pokazało jednak swój pazur i już rozumiem, dlaczego MINI porównuje się czasami do gokartów.

Tak naprawdę jedyne, co może temperować sportowe zacięcie tego auta, to zasięg. Pojemność baterii w Cooperze SE wynosi 49,2 kWh. A to przekłada się na nieco ponad 200 km realnego zasięgu, jeżeli będziecie jeździć po mieście i na krótkich odcinkach podmiejskich. Muszę zaznaczyć, iż jeździłem w zimowym stylu, przy niskiej temperaturze. Podgrzewałem fotele, kierownicę i całe wnętrze, a to zawsze wpływa na wydajność elektryków.

To był więc skrajny sprawdzian, ale dużo optymistyczniej zrobiło się na krótkich odcinkach pod Warszawą, kiedy zużycie energii z 22 kWh spadło do 15 kWh. Średnio możemy przyjąć, iż MINI będzie w stanie przejechać i 300 km, a to już pozwala nieco odważniej planować wyjazdy. Dodajmy, iż moc ładowania to maksymalnie 95 kW.

Cooper SE to taki mały pocisk, który nieustannie zachęca do bardzo żwawej jazdy. To auto zostało stworzone, by czerpać jak najwięcej przyjemności z dostępnej mocy. Nisko położony środek ciężkości zapewnia świetne prowadzenie. W połączeniu z elastycznym zawieszeniem i całkiem precyzyjnym układem kierowniczym dostajemy hot hatcha, którego potencjał rysuje "banana" na twarzy.

A tak na serio, chciało mi się śmiać z dźwięków, jakie wydaje MINI. To choćby nie przypomina próby naśladowania spalinówki, bardziej przenosi nas do jakiegoś świata fantasy. W trybie G0-Kart wyłapałem odgłosy "strzelania" z "wydechu".

Nawet urocze, ale potrafi gwałtownie się znudzić. Najważniejsze, iż w ogóle da się tego słuchać, a nie jak w przypadku elektrycznego Abartha, kiedy 15 minut jazdy z dźwiękowymi atrakcjami specjalnymi skończyło się bólem głowy.

5. Tu chodzi o coś więcej niż modne auto


MINI Cooper SE w podstawie kosztuje 164 tys. zł. Egzemplarz, który testowaliśmy, skonfigurowano za około 200 tys. zł. To sporo, jak za miejskie auto, jednak przekonałem się, iż płacimy tu za produkt premium. Co prawda z paroma wpadkami, ale ten samochód nie musi udawać, iż jest zrobiony lepiej niż przyzwoicie.

Mój pierwszy raz z MINI? Nie spodziewałem się, iż jazda Cooperem SE tak bardzo mnie wciągnie. Ale spojrzałem szerzej, nie tylko na osiągi czy zasięg na prądzie. Mam wrażenie, iż dla prawdziwych fanów liczy się cała otoczka związana z marką, która po prostu robi ogromną różnicę w stylistyce. A ta z biegiem lat pozostaje modna.

Trochę jak uniwersalny dodatek, typu biała koszula. MINI stało się elementem popkultury. A ja chcę kolejnej takiej przygody, tym razem z wersją spalinową.

Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.

Idź do oryginalnego materiału