
W poniedziałek 4 sierpnia, na trójmiejskiej obwodnicy doszło do awarii ciężarówki. Sytuacja nieprzewidywalna, ale dość standardowa na tym odcinku drogi, która zdarza się co jakiś czas. Konsekwencje zdarzenia w ciągu kilkudziesięciu minut zaczęły być odczuwalne dla setek kierowców. Po godzinie obwodnica w kierunku Gdyni była już niemal całkowicie „zatkana” od węzła Matarnia do Kowal, a dojeżdżające do zatoru samochody z każdą minutą pogłębiały paraliż. Hektolitry wypalonego bez sensu paliwa, znacznie zwiększona emisja CO², ale przede wszystkim ogromna strata czasu, która rzutować może na wszystko – od biznesu, po rodzinę. Czy na prawdę z takimi zatorami nie można uporać sobie gwałtownie i sprawnie?
Czy zarządca drogi może coś z tym zrobić?
Usuwanie pojazdów z dróg krajowych znajduje się poza kompetencjami GDDKiA. Kwestia dot. usuwania unieruchomionych pojazdów została wskazana w Art. 130. Ustawy Prawo o ruchu drogowym. Decyzję w zakresie usunięcia pojazdu podejmuje Policja. GDDKiA jako zarządca drogi krajowej jest odpowiedzialna za zabezpieczenie miejsca takiego zdarzenia. Zgodnie z zawartymi umowami utrzymaniowymi Wykonawca jest zobowiązany do dokonania zabezpieczenia miejsca zdarzenia na drogach ekspresowych w czasie 30 minut od powzięcia przez niego informacji o jego wystąpieniu – odpowiedział Mateusz Brożyna, Specjalista ds. Komunikacji Społecznej GDDKiA.
Kto w takim razie jest odpowiedzialny za udrożnienie drogi w przypadku awarii?
Odpowiedź jest prosta – decyzję w zakresie usunięcia pojazdu podejmuje Policja. I w tym przypadku jest to tym bardziej bulwersujące, bo do opisanej, choć tylko przekładowo, awarii doszło „pod nosem” garnizonu policyjnego przy ulicy Harfowej 60 w Gdańsku.
W korku utknęło przynajmniej kilka uprzywilejowanych samochodów, w tym radiowóz policyjny, karetka oraz służba krwi.
Co dodatkowo obciążą „odpowiedzialnych”, uszkodzona ciężarówka poruszała się Obwodnicą z nadmierną emisją spalin, tworząc „zasłonę dymną”. To nie tylko jest niekomfortowe dla użytkowników drogi, ale stanowi też zagrożenie w ruchu lądowym. Pomimo tego, żaden z funkcjonariuszy najwyraźniej nie podjął interwencji, bo samochód w żółwim tempie dalej poruszał się drogą znacznie utrudniając ruch.
Potwierdzam fakt znaczącego wpływu unieruchomionych pojazdów w pasie drogowym na obniżenie poziomu bezpieczeństwa ruchu drogowego. Jednocześnie informuję, iż zarządca dróg krajowych po otrzymaniu informacji o unieruchomieniu pojazdu w pasie drogowym kwalifikuje takie zdarzenie jako awaryjne i podejmuje niezwłoczne działania związane z zabezpieczeniem pojazdu – dodaje Mateusz Brożyna.
Co jednak najistotniejsze – zarówno zarządca drogi – GDDKiA jak i Wykonawca umowy utrzymaniowej nie jest uprawniony do holowania pojazdów z pasa drogowego niezależnie od przyczyny ich uruchomienia.
Zgłoszenia w zakresie unieruchomionych pojazdów w pasie drogowym otrzymywane przez dyżurnych całodobowego Punktu Informacji Drogowej są przekazywane do Wykonawcy umowy na „Całoroczne utrzymanie dróg krajowych” celem adekwatnego zabezpieczenia pojazdu oraz według adekwatności do odpowiedzialnej terytorialnie jednostki Policji. Dalsze czynności realizowane są zgodnie z treścią Art. 130a Ustawy Prawo o ruchu drogowym – podkreśla Mateusz Brożyna.
Czy w takim razie uzasadnione byłoby – po pierwsze uczulenie policji na szybkie i przede wszystkim skuteczne reagowanie, a po drugie wprowadzenie odpowiednich procedur na wypadek powtórzenia się sytuacji, co z pewnością jest nieuniknione?
Jak mogłyby potencjalnie wyglądać takie procedury?
Na przykład, w sytuacji ekstremalnej, jak ta z 4 sierpnia, kiedy w godzinach szczytu doszło do paraliżu (stała nie tylko Obwodnica, ale także okoliczne drogi, w tym Słowackiego w kierunku lotniska) interweniować mogłaby Straż Pożarna lub Wykonawca utrzymaniowy.
Służby te, z możliwie silnym holownikiem, usunęły by „blokadę” z drogi (holowanie, albo w skrajnych przypadkach dźwig i platforma do wywozu uszkodzonego pojazdu), a koszt całej operacji ponosi właściciel pojazdu bądź jego ubezpieczyciel.
Rozwiązania wydają się bardzo dotkliwe i na pewno kosztowne, jednak z rachunku matematycznego na pewno gwałtownie wynikłoby, iż straty spowodowane zatorem są niewspółmiernie wyższe do nakładów poniesionych na usuniecie „zawalidrogi”.
Choć jest to rozwiązanie radykalne, nie ma innej możliwości, poza akceptacją zatoru. Gdyby doszło do tej sytuacji wieczorem, poza godzinami szczytu, konsekwencje nie byłyby tak dotkliwe, dla tak dużego obszaru i podróżnych. W dobie ekologii i ograniczania za wszelką cenę „śladu węglowego”, pozwalanie na tego typu sytuacje przez ustawodawcę, jest dowodem na ignorowanie przez niego ogółu społeczeństwa i ponowne udowodnienie, iż „zielony ład” to tylko pogląd polityczny, wykorzystywany tam, gdzie jest on w danej chwili korzystny.