Są takie samochody, które nie cieszą się szczególną estymą. Mają jeździć i tyle, nikt nie oczekuje od nich finezji i polotu. Skoda Fabia to idealny przykład – wiadomo, albo flotówka jakiegoś Ubera, albo środek transportu emeryta w kapeluszu, czyli kierowcy raczej „niedzielnego”.
Z drugiej strony Skoda Fabia zawsze była raczej niezawodna, istotnie po prostu jeździła. Liczba 4,5 miliona egzemplarzy sprzedanych przez 20 lat mówi sama za siebie. Ale z koncernowej trójki zbudowanej na tej samej platformie, czyli Polo, Ibizy I Fabii właśnie, zawsze była tym samochodem klasyfikowanym najniżej, żeby nie powiedzieć iż wręcz budżetowo. No dobrze, jest coś takiego jak Audi A1, ale to raczej nieudany eksperyment, o czym świadczy liczba sprzedanych egzemplarzy. A sekwencja wprowadzania na rynek zawsze była taka sama – najpierw Polo, a później pozostali.
Całkowicie nowa generacja
Świat się jednak zmienia, nic nie trwa wiecznie – choćby w tak wielkim, zatem z natury rzeczy nieruchawym koncernie jak VAG. Skoda nie jest już „ubogim krewnym”, to już raczej marka pełnymi garściami czerpiąca ze swojej bogatej tradycji, sytuująca się wcale nie niżej niż Volkswagen. Dlatego tym razem było inaczej. Volkswagen Polo i Seat Ibiza przeszły niedawno liftingi (czyli jeszcze chwilę w sprzedaży zostaną), a pierwszym modelem całkowicie nowej generacji została właśnie Skoda Fabia. Czesi wyprzedzili więc Niemców i Hiszpanów o dobre dwie długości.
Kapelusz już nie pasuje
Do Fabii IV filcowy emerycki kapelutek zdecydowanie już nie pasuje. Ewentualnie elegancka fedora à la Frank Sinatra – ale już prędzej młodzieżowa czapka z daszkiem. Bo Fabia to teraz bardzo szykowne autko – dwukolorowe, na pięknych dużych felgach, z przodem jak z Octavii. Dobrze, samochód testowy to bardziej showcar, w najdroższej wersji i wyposażony we wszystkie „goodies”, jakie można znaleźć w cenniku. Wnętrze też jest designerskie, podobne do tego z Octavii. Typowo dla Skody wszędzie pełno jest schowków i kieszonek. Bagażnik to popis czeskiego „Simply Clever” – siateczki, wieszaczki i tak dalej. Jest też całkiem spory, 380 litrów to w segmencie B wynik godny pozazdroszczenia.
Trudno się dziwić, iż nie będzie wersji kombi, większa Scala mogłaby stracić rację bytu. Na pochwałę zasługuje też jakość materiałów, naprawdę lepsza niż w Volkswagenie. Żeby nie było, ta piękna całość momentami pokazuje swoją budżetowość. Dźwięk zamykanych drzwi woła o pomstę do nieba, a designerskie wnętrze potrafi na gorszej nawierzchni skrzypieć i trzeszczeć. I to przy przebiegu zaledwie 15 tys. kilometrów.
Trzycylindrowy 1.0 TSI o mocy 110 KM
Na szczęście zawieszenie znosi te gorsze nawierzchnie ze stoickim spokojem, trzyma samochód jak przyklejony do drogi, a układ kierowniczy jest precyzyjny i bardzo przyjemny. Pewnym problemem jest oczywiście silnik 1.0 TSI. To podstawowa jednostka wszystkich marek grupy Volkswagena, występuje w różnych wariantach mocy, ale choćby najsilniejszy, czyli 110 KM, nie nadaje się do normalnej jazdy. Narzekałem na niego już wiele razy, nie będę się powtarzać – trzy cylindry to pomyłka.
Owszem, samochód potrafi pojechać, szczególnie w trybie Sport jest całkiem żwawy. Tyle tylko, iż pali wtedy więcej od niejednego silnika czterocylindrowego. I tak oprogramowanie siedmiobiegowej skrzyni DSG troszkę zmieniono, dzięki czemu w trybie Normal nieco lepiej reaguje na gaz. Od trybu Eco natomiast tradycyjnie trzeba się trzymać z daleka, bo samochód wtedy nie chce jechać tak bardzo, iż jest to wręcz niebezpieczne. choćby jednak w trybie Normal i przy jeździe w miarę spokojnej, zejście w mieście poniżej 8 litrów wymaga sporej dozy samozaparcia. jeżeli ktoś chce Fabią jeździć normalnie, a przy tym prawdopodobnie oszczędniej, niech wybierze wersję Monte Carlo z silnikiem 1.5 TSI o mocy 150 KM. Będzie drożej, ale warto.
Taniej już było…
Zresztą „drożej” to ostatnio kwestia mocno względna. Nie ma już tanich samochodów. Testowa Skoda Fabia Style kosztuje 110 tysięcy. Owszem, taniej od porównywalnie wyposażonego Polo. Bazowa wersja Style to wydatek 81 tysięcy. Bazowe Monte Carlo 1.5 TSI to 93 tysiące, zatem po doposażeniu można spodziewać się mniej więcej 120 tysięcy. Drogo jak za Skodę, drogo jak za samochód segmentu B? Tak, ale… w obecnych, kryzysowych dla branży warunkach to i tak dobra cena. Bo taniej nie będzie. A Fabia IV jest samochodem na tyle udanym, iż warta jest tych pieniędzy. Używana głównie w mieście większości kierowców spokojnie wystarczy choćby z silnikiem 1.0 TSI. Ale wszystkim, którzy nie używają kapelusza, naprawdę polecam Monte Carlo 1.5 TSI. Sam chętnie ją przetestuję. Zresztą kapelusz nie będzie potrzebny, bo przecież Skoda ma parasolkę w drzwiach…
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.