Audi Q8 po liftingu nie zmieniło się rewolucyjnie. Przez kilka dni szukałem zmian, testowałem i irytowałem się na największą wadę tego modelu. A może to wcale nie jest wada?
Wczoraj widziałem coś niespotykanego. Żadne ryczące Ferrari, mocne Porsche ani choćby Alfa Romeo Giulia nie dorównują temu autu pod względem rzadkości. Mianowicie, widziałem wczoraj Audi Q8 bez pakietu S-Line, na małych felgach i choćby bez przyciemnianych szyb.
Co w tym dziwnego? O ile na Zachodzie tego typu kompletacja jest podobno relatywnie popularna, o tyle w Polsce miażdżąca większość klientów na Q8 wybiera opcję „poproszę wszystko i niech wygląda drogo”. Trochę się nie dziwię. Q8 to flagowy (jak na razie, dopóki na rynek nie wejdzie Q9) SUV marki i jego stylistyka odpowiednio wybrzmiewa dopiero wtedy, gdy jest podkreślona zderzakami, felgami i innymi zabiegami. To typ, który dobrze wygląda w makijażu i obcisłych ubraniach, a w dresie traci.
Dlaczego o tym piszę?
Trochę dlatego, iż byłem naprawdę zaskoczony, iż ktoś wybrał model, który z założenia powstał po to, by rzucać się w oczy i robić wrażenie, a potem tak go skonfigurował, by jednak rzucał się jak najmniej. To tak, jakby kupić sobie czerwoną kurtkę, a potem przykrywać ją czarną płachtą.
Ale przede wszystkim dlatego, iż mam za zadanie napisać test Audi Q8 po liftingu, a zmian było na tyle mało, iż adekwatnie mógłbym przepisać niemal cały tekst sprzed kilku lat. Muszę jakoś zapełnić liczbę znaków!
A teraz poważnie. Co zmieniło się w Audi Q8 po liftingu?
Grill, wzór świateł, zderzaki, przednie reflektory, które teraz świecą tak jasno i daleko, iż gdyby wynaleźli je starożytni Egipcjanie mielibyśmy o jeden związek frazeologiczny mniej (suche jak mumia, wiem). No i – skoro jesteśmy już przy pustynnych klimatach – w gamie pojawiły się nowe lakiery, a wsród nich ten widoczny na zdjęciach, o nazwie Sakhir Gold. Nazywa się na cześć pustyni w Bahrajnie i wygląda, no cóż, rzeczywiście pustynnie.
Przez tydzień ujeżdżałem niemieckiego dromadera i starałem się ocenić, czy jest lepszy od poprzednika. Werdykt jest prosty: tak, ale…
Nie wszystkie zmiany przypadły mi do gustu
Lakier jest świetny, skuteczniejszych reflektorów trudno nie polubić, a zmiany z zewnątrz były dyskretne, ale dobrze zrobiły Q8. To wciąż świetnie wyglądający samochód, a dla jego stylistyki czas płynie powoli. Nowy grill pomógł, ale i gdyby zostawiono go w spokoju, nie stałoby się nic strasznego.
Więcej o Audi:
- Jeździłem Audi Q8 po liftingu. Jedno wiem już na pewno
- Audi Q8 doczekało się wizyty u chirurga plastycznego. To ładny lifting ładnego modelu
- Tak jeździ Audi Q8 e-tron. Pojechałem „elektrykiem” do Berlina i z powrotem
Czego nie polubiłem? Tego, co w nowych autach jest już obowiązkowe. Przy okazji modernizacji Audi Q8 otrzymało system ISA, czyli żandarma, który krzyczy na kierowcę, by trzymał się ograniczeń prędkości. Na szczęście da się go relatywnie łatwo wyłączyć, dzięki fizycznemu (!) przyciskowi pełniącemu rolę skrótu do menu pomocników, asystentów i przeszkadzaczy. Reszta wad i zalet Audi Q8 pozostała adekwatnie bez zmian.
Czyli: Audi Q8 po liftingu ma świetny silnik, ale…
Nie da się nie polubić trzylitrowego diesla o mocy 286 KM i momencie obrotowym 600 Nm. adekwatnie mógłbym napisać tu samą wartość momentu i już domyślalibyście się, iż jest przyjemnie. Motor dobrze brzmi i daje to niezwykle porządane w SUV-ach poczucie potęgi. Gdyby ktoś akurat podpiął Q8 do haka coś ciężkiego – np. katedrę neogotycką albo rurociąg „Przyjaźń” – Audi nie zająknęłoby się i ruszyło.
Silnik jest też relatywnie oszczędny. W mieście pali ok. 10 litrów (pomiary wykonywałem w czasie arktycznych mrozów), w trasie 7-8. Jest z nim tylko jeden problem. Tyle iż spory.
Chodzi o opóźnienie po wciśnięciu gazu
„Chyba się zakochał!” – mówimy o kimś, kto chodzi wiecznie rozkojarzony i trzeba mu wszystko powtarzać po trzy razy, bo za pierwszym razem nie chwyta. Nie wiem, w kim zakochało się Audi Q8, ale czas reakcji tego samochodu jest daleki od idealnego. WLTP lag – tak nazywają ten problem specjaliści od tuningu elektronicznego, którzy potrafią wyeliminować to „ekologiczne zamulenie” kilkoma kliknięciami.
Niestety, klienci na nowe samochody, którzy cenią sobie gwarancję, są skazani na oczekiwanie po wciśnięciu pedału gazu. Czyli – owszem, silnik ma więcej momentu obrotowego niż jest wody w Wiśle, daje poczucie potęgi, a wóz osiąga setkę w odrobinę więcej niż 6 sekund, ale dopiero, gdy załapie, iż musi reagować. Audi ma „laga”. Z jednej strony jest mniejszy niż ten, który pamiętam z pierwszych egzemplarzy Q8 sprzed lat. Z drugiej, problem trwa już od – jak widać – od czasu debiutu modelu i wciąż nie zniknął. Czy w związku z ekologią i WLTP tak musi być? BMW i Mercedes udowadniają, iż niekoniecznie. Nie chodzi o to, iż skrzynia jest powolna. Tylko reakcja na gaz została celowo zdławiona.
Audi Q8 jest niezwykle komfortowe
Mimo bezramkowych szyb w środku jest cicho choćby przy dużych prędkościach. Samochód jest komfortowy na nierównościach, między innymi dzięki pneumatycznemu zawieszeniu. Chyba nie przepada za mrozem, bo po nocy spędzonej w temperaturze -20 stopni potem na kokpicie wyświetliły mi się komunikaty o błędach zawieszenia. Potem zniknęły, gdy auto się ogrzało, ale ktoś, kto zapłacił wóz pół miliona, mógłby się przestraszyć. Chyba iż zawsze parkuje w garażu.
Wnętrze Audi Q8 też jest przepastne
Z przodu kierowca może poczuć się dość otulony za sprawą wysokiego tunelu. Kokpit adekwatnie się nie zmienił. Dodano funkcje gdzieś w głębi systemu multimedialnego – Audi Q8 po liftingu obsługuje zewnętrzne aplikacje w rodzaju Amazona. Nie korzystałem. Zauważyłem za to, iż choć ekran jest haptyczny – czyli daje informację zwrotną po kliknięciu, co bardzo ułatwia jego obsługę podczas jazdy i przybliża ją do operowania fizycznymi przyciskami – przy korzystaniu z funkcji Apple CarPlay haptyczność znika. Szkoda.
Wewnątrz nie ma też co zrobić z telefonem. Jest półka do ładowania indukcyjnego, ale trudno dostępna. Widocznie Audi wymyśliło, iż kierowca odkłada tam telefon i potem nie korzysta z niego podczas jazdy. Rzeczywistość bywa jednak inna i przydałaby się jakaś półka np. pod dolnym ekranem.
Z tyłu miejsca jest mnóstwo, podobnie jak w bagażniku, przypominającym kufer dużego kombi (605 litrów). Ale duże wymiary są okupione największą wadą Audi Q8. Choć niektórzy powiedzą, iż to po prostu cecha.
Audi Q8 po liftingu (i przed liftingiem też) jest za szerokie
To rewelacyjny samochód na trasy, ale w mieście męczy. Długość da się jeszcze przeboleć (o włos mniej niż pięć metrów), ale szerokość (z lusterkami 2190 mm) przeszkadza. Spora część miejsc parkingowych odpada, w galeriach handlowych albo pod blokami często trzeba najechać na linie. Wysiadanie przez wielkie, grube i ciężkie drzwi pozwala poczuć się jak mleko wyciskane z tubki. Ale tej wady przy okazji liftingu się nie zmieni. Z jednej strony, wielkie wymiary są normalne w przypadku SUV-a tej klasy. Z drugiej, warto o nich pamiętać, zanim wybierze się Q8 do podwożenia dzieci do przedszkola. Można ich potem nie móc wygodnie wyciągnąć.
Audi Q8 po liftingu – podsumowanie
Wersja 286 KM (w ofercie jest też diesel o mocy 231 KM, i tak jest żwawy i powinien wystarczyć większości kierowców) kosztuje co najmniej 411 100 zł. Na szczęście nie da się już kupić tak skromnie wyglądającego z zewnątrz egzemplarza, jak ten, o którym pisałem na początku tekstu. Testowane auto to już raczej okolice 600 tysięcy. Nie ma sensu dociekać, „czy kupujący polubią Audi Q8 po liftingu”, bo już polubili. W konfiguratorze wyświetla się komunikat, iż „ze względu na zwiększone zainteresowanie klientów, czas oczekiwania może być wydłużony”. Lifting po prostu nie przeszkodził w sukcesie. Ale dlaczego nie usunięto opóźnienia po wciśnięciu gazu? Czy naprawdę niczego nie da się z tym zrobić?
Fot. Maciej Lubczyński