
Chcieli dobrze, a wyszło jak zwykle – lekarstwo na hałas spowodowało, iż problemy się spotęgowały.
Hałas to problem złożony, bo w różnych częściach miasta czy wsi doskwierać może coś innego. Żyjący w centrum skarżyć będą się na turystów i głośne imprezy, ci uciekający na przedmieścia zatykają uszy, chcąc ochronić się przed dźwiękami dochodzącymi z lotnisk czy obwodnic. Jednemu przeszkadzają pędzące auta, innemu – maszyny rolnicze. Wszyscy zgodzą się co do tego, iż hałas szkodzi. Tylko jak z nim walczyć, skoro to stwór o wielu głowach – zaatakuje się jedną, zaraz zacznie kąsać druga.
W Wilanowie sprawa była pozornie prosta. Za hałas odpowiada obwodnica Warszawy. Odpoczynku nie ma choćby w nocy. W liście do warszawskiej „Wyborczej” jedna z mieszkanek dziwi się, dlaczego na niektórych odcinkach ekranów akustycznych brakuje albo są zbyt niskie.
To właśnie ekrany akustyczne dołożyły swoją cegiełkę do problemu
Miały pomóc, a zaszkodziły. Burmistrz dzielnicy Ludwik Rakowski wyjaśnia, iż ekrany postawione przez dewelopera sprawiły, iż hałas niesie się jeszcze bardziej. Jak tłumaczy, dźwięki odbijają się od nowych ekranów i wracają do domów.
Dlatego przeprowadzone mają być nowe pomiary. Chętni mieszkańcy będą udostępniać balkony, by w ten sposób można było sprawdzić, czy normy są przekraczane. jeżeli tak, będzie można wszcząć odpowiednie procedury. Remedium ma być również zapowiedziany odcinkowy pomiar prędkości na południowej obwodnicy przez Wilanów i Wawer.
„Przecież wiedzieli, gdzie się wprowadzali”
Bardzo często pojawiają się tego typu głosy, uderzające w tych, którzy teraz skarżą się na hałas, ale to zdecydowali się zamieszkać w głośnej dzielnicy. Czyli sami są sobie winni. Zwykle krytyka wymierzona jest m.in. w sąsiadów lotnisk czy właśnie obwodnic.
Do ciekawej sytuacji doszło w Kielcach, gdzie jednak wydano zgodę na budowę wieżowca w głośnej okolicy. Niektórzy radni zwracali uwagę, iż w przyszłości hałas emitowany przez samochody czy dzielnicę przemysłową może doskwierać nowym lokatorom. Ich ryzyko czy może władze powinny wykazać się większą umiejętnością przewidywania konsekwencji?
W przypadku Wilanowa to wcale nie tak, iż mieszkańcy godzili się na ryzyko. Aż tak głośno być nie miało. W rozmowie z „Wyborczą” burmistrz przypomina, iż obwodnica miała mieć więcej ekranów, ale ze względu na zmienione normy hałasu powstało ich jednak mniej. Na dodatek zapowiadano wykorzystanie innej nawierzchni. Plany zmieniono, a mieszkańcy się skarżą.
Mamy dość hałasu. Polacy przechodzą do działania
W kolejnych miastach powstają inicjatywy mające na celu wyciszenie otoczenia. W Szczecinie radni chcą fotoradarów akustycznych. Nie są to pierwsi lokalni politycy, którzy wskazali właśnie takie rozwiązanie, ale wykorzystanie urządzeń nie jest takie proste. A przynajmniej nie było. Teraz presja się zwiększa, więc o wymówki trudniej. Szczeciński radni zamierzają wywierać wpływ i zwrócą się do Ministerstwa Infrastruktury z apelem.
Umożliwienie stosowania fotoradarów akustycznych to sprawdzona w Europie, nowoczesna i potrzebna odpowiedź na problem walki z nadmiernym hałasem generowanym przez pojazdy. Wymaga jednak decyzji na poziomie rządowym (…) Wprowadzenie tego instrumentu do polskich regulacji prawnych pozwoliłoby samorządom realnie przeciwdziałać problemowi, którego skutki codziennie odczuwają tysiące mieszkańców naszych miast – wyjaśniał radny Piotr Kęsik, cytowany przez portal gs24.pl.
Czy wszystko musi tak hałasować?
Problemy z hałasem doskwierają tak bardzo, iż kiedy już przeleje się czara goryczy, chce się zwalczyć choć jedno źródło uciążliwych odgłosów. To rodzi niepotrzebne konflikty, o czym mogliśmy przekonać się latem, kiedy pretensje kierowane były w stronę rolników i ich maszyn pracujących również wieczorami. „Taka specyfika wsi” – bronili się przed atakami. Po części to prawda, ale trzeba zrozumieć też zmęczonych hałasem.
Uderzenia nieco na oślep zdarzają się też w mieście. W Krakowie tamtejszy burmistrz nocny musiał tłumaczyć, dlaczego karetki czy pojazdy straży pożarnej uruchamiają syreny choćby w nocy, choć ruch uliczny jest dużo mniejszy.
– Normy głośności sygnałów ustalono po to, by inni kierowcy – choćby przy zamkniętych oknach – mogli usłyszeć nadjeżdżający pojazd uprzywilejowany. jeżeli karetka nie używa sygnału i dojdzie do kolizji, po pierwsze opóźniłoby to udzielenie pomocy, a po drugie kierowca karetki w świetle prawa nie byłby traktowany jako uprzywilejowany i ponosiłby odpowiedzialność za wypadek. Warto pamiętać, iż kiedyś to my możemy potrzebować natychmiastowej pomocy i wtedy liczyć będziemy na to, iż karetka dotrze do nas jak najszybciej. Życie ludzkie i bezpieczeństwo jest priorytetem – tłumaczył Jacek Jordan.
Zarzut pod adresem karetek czy innych pojazdów służb wydaje się absurdalny. I cóż, trochę jest. To jednak pokazuje, w jak zanieczyszczonym hałasem środowisku żyjemy. Chcąc chwili spokoju w końcu atakuje się źródła hałasu, które tak naprawdę nie są niczemu winne i muszą działać tak, a nie inaczej. To nie karetki są problemem, a pędzące auta czy motocykle.
Pewnym pocieszeniem może być jednak fakt, iż temat zrobił się na tyle głośny – dosłownie i w przenośni – więc coraz trudniej będzie go ignorować. Władze na szczeblu rządowym nie będą miały wyjścia. Trzeba będzie zrobić coś, co uwolni nas od hałasu.