Nie zaskoczę nikogo, jeżeli zacznę od wyglądu odświeżonej Cupry Leon VZ ST. Doceniam konsekwencję hiszpańskiego producenta, którzy dąży do jednolitej charakterystyki wizualnej marki we wszystkich swoich modelach.
Dlatego też w poliftowym Leonie nie mamy, podobnie jak w Formentorze, dużej maskownicy chłodnicy z przodu. Wloty powietrza zostały przesunięte niżej, natomiast w miejscu grilla pojawił się pas karoserii z charakterystycznym przetłoczeniem, które przypominać ma "nosek".
Lampy przednie Full LED też są nowe. W opcji mogą być w pełni matrycowe. Dostały nową sygnaturę świetlną, takie trzy trójkąty, ale jak się przyjrzycie, to w ich środku... też są po trzy trójkąty. Ten motyw powtarza się także z tyłu.
Tu również mamy nowe LED-y z odświeżoną "trójkątną" sygnaturą świetlną, a poza nimi także belkę świetlną, która połączyła lampy i podświetlany znaczek Cupry. Ten zabieg stylistyczny sprawił, ze guzik do otwierania bagażnika trzeba było przenieść na prawą stronę nad prawy reflektor.
Z innych zmian: przemodelowano lekko tylny zderzak oraz klapę bagażnika, na której środku pojawił się duży, miedziany napis Cupra. Swoją drogą bardzo podobają mi się miedziane wstawki zarówno na karoserii, 19-calowych felgach (w opcji) jak i w środku, m.in. na kratkach wentylacyjnych, kierownicy czy tunelu środkowym.
Wnętrze? Stylowe
A skoro już o wnętrzu tego auta mowa, to tutaj też zaszło trochę kosmetycznych zmian. Przede wszystkim mamy nowe wyświetlacze: główny, prawie 13-calowy, który otrzymał nowy, bardzo czytelny i responsywny interface z wieloma konfigurowalnymi opcjami i skrótami, oraz ponad 10-calowy ekran z cyfrowymi zegarami za kierownicą.
Przeprojektowano także lekko tunel środkowy, ale tylko jeżeli chodzi o design, bo jego funkcjonalność jest taka sama, mamy więc ładowarkę indukcyjną, dwa gniazda USB-C, dwa małe schowki na klucze, uchwyty na napoje oraz mały schowek pod regulowanym podłokietnikiem.
Zmianom uległ tylko stylistycznie panel z selektorem biegów, który jest mniej kwadratowy i został wykończony innymi materiałami.
Z przodu miejsca jest sporo, więc podróżuje się komfortowo. W standardzie są wygodne, elektrycznie regulowane i podgrzewane, obite recyklingowaną mikrofibrą fotele sportowe ze zintegrowanymi zagłówkami. Do wykończenia wnętrza użyto trochę twardego plastiku, jednak tam, gdzie ma być miękko, jest miękko i to w sumie najważniejsze.
Do tego 12-głośnikowy system dźwięku Sennheisera, który umili każdą podróż niesamowicie dobrym brzmieniem.
Bardzo podoba mi się także wykorzystanie listwy z podświetleniem nastrojowym przy systemie kontroli martwego pola, gdyż lampki ostrzegające nas właśnie przed autem w martwej strefie nie zostały umieszczone na lusterkach, tylko właśnie w rogach deski rozdzielczej we wspomnianej listwie świetlnej.
A jak już o systemach mowa, to mamy na pokładzie wszystko, czego potrzeba, więc poza kontrolą martwego pola jest też Line Assist, adaptacyjny tempomat, asystent podróży (Travel Assist), Exit Assist oraz Emergency Assist.
W drugim rzędzie siedzeń nic praktycznie się nie zmieniło, podobnie jak w bagażniku, który w testowanej przeze mnie wersji PHEV ma przez cały czas 470 litrów przestrzeni bagażowej, czyli o 150 mniej, gdy posiada się czysto spalinową wersję. Dlatego też nie mamy tam podwójnej podłogi, a jedynie schowek na kable do ładowania.
A to przez baterię trakcyjną, która w odświeżonym modelu jest pojemniejsza, bo ma prawie 26 kWh brutto, co przekłada się (przynajmniej wg. WLTP) na ponad 120 km zasięgu na samym prądzie, czyli realnie jakieś 100 km, a to naprawdę bardzo dobry wynik.
Jak jeździ?
I tu dochodzimy do najważniejszych zmian, czyli do tego, co jest pod maską odświeżonej Cupry Leon VZ ST. W testowanej przeze mnie wersji PHEV mamy mocniejszy silnik benzynowy – zamiast 1.4 jest 1.5 eTSI o mocy 177 KM, do tego mocniejszy układ elektryczny – 116 KM. Łącznie daje to 272 KM mocy systemowej, a to oznacza naprawdę dużą frajdę z jazdy.
I trzeba przyznać, iż bardzo ekonomicznej jazdy, bo dzięki układowi PHEV spalanie w mieście wyniosło podczas mojego testu jakieś 2 l/100 km. W trasie przy prędkościach autostradowych, kiedy przez większość czasu silnikowi spalinowemu pomagał silnik elektryczny, spalanie wyniosło 4l/100 km. Deklarowany zasięg tego samochodu to jakieś 840 km, co jak na PHEV-a jest bardzo przyzwoitym rezultatem.
Ale w sumie najlepsza zmiana zadziała się, jeżeli chodzi o ładowanie, bo w nowej Cuprze Leon zamontowano gniazdo CCS, czyli baterię możemy ładować jak inne elektryki prądem stałym do 50 kW. To oznacza, iż od 0 do 80 proc. naładujemy ją w niecałe 30 minut. I taką elektrobilność, to ja rozumiem!
Co do innych adekwatności jezdnych Cupry Leon, to ma naprawdę piekielnie mocny zryw, gładko pokonuje zakręty, a jej zawieszenie dobrze wytłumia nierówności. Zdecydowanie gwarantuje komfortową i dynamiczną jazdę.
No i cena...
A ta jest nie mała, chociaż w standardzie dostaje się sporo. Najtańszy jest podstawowy benzyniak 1.5 TSI z 6-biegowym manualem, bo kosztuje on 140,5 tys. zł. Podstawowy diesel 2.0 TDI to koszt ponad 166 tys. zł. Za "słabszego" PHEV-a 204 KM trzeba już zapłacić ponad 197 tys. zł, a za wariant 272 KM (już tylko w wersji VZ) ponad 214 tysięcy.
A jak dorzucicie do niego szklany dach i kilka pakietów z matrycowymi lampami, miedzianymi wykończeniami felg, to macie testowany przeze mnie model w kwocie prawie 250 tys. zł. To sporo, ale za te pieniądze dostajecie bardzo designerski, praktyczny, przestronny, oszczędny i dynamiczny samochód.