Kabriolety w Polsce zawsze przyciągają uwagę. A już szczególnie po sezonie, kiedy na przykład w październiku czy listopadzie ktoś próbuje poczuć wiatr we włosach. To trochę styl życia, w Polsce dostajemy tylko jego namiastkę. Sorry, mamy taki klimat.
To drugi raz, kiedy jesienią zdarzyło mi się jeździć z otwartym dachem. Spróbowałem tego kiedyś za kierownicą Mazdy MX-5, ale wtedy pogoda przypominała bardziej sierpień. Teraz była walka o każdą minutę bez deszczu. Z jednej strony, paskudne warunki na cabrio. Z drugiej, naprawdę głupio narzekać. BMW M4 pozwala się teleportować do trochę innego świata.
BMW M4 działa na ludzi jak magnes
Nie musisz znać się na motoryzacji, jeżeli zobaczysz go na drodze (szczególnie z otwartym dachem), prawdopodobnie automatycznie obrócisz głowę, żeby odprowadzić go wzrokiem. Jazda "cabrio" jest trochę romantyzowaniem życia, dlatego tym razem wyjątkowo długo rozpływałem się nad pytaniem, jak w ogóle wygląda to BMW.
A prezentuje się... obłędnie. W kolorze Mora Metallic nie sposób go przeoczyć. To wielki i muskularny kabriolet, który na pewno nie powstał po to, by schować się gdzieś w ulicznym tłumie. Wymiary? 4801 mm długości, 2857 mm w rozstawie osi. Wysokość to 1399 mm, szerokość z lusterkami – 2081 mm, a masa własna 2 tony.
Trudno wskazać jeden element dominujący w designie. Z przodu to na pewno wielkie nerki. Z boku robi wrażenie cała opływowa sylwetka. Z tyłu mamy pięknie wyprofilowane reflektory i dwa podwójne wydechy, które jeszcze dodają pikanterii.
No i poszerzone nadkola oraz obręcze kół – 19 cali z przodu i 20 z tyłu. Różnica wynika z adekwatności jezdnych. Dzięki takiemu rozwiązaniu samochód ma precyzyjniej prowadzić się w zakrętach.
Żeby przypatrzeć się wnętrzu, najlepiej od razu otworzyć miękki dach. Robi się to elektrycznie dzięki przycisku w pobliżu drążka automatycznej skrzyni biegów. Procedura trwa około 15 sekund. Bardzo wygodne jest to, iż otwierać i składać dach możemy również w czasie jazdy – da się to zrobić przy prędkości do 50 km/h.
Wnętrze M4 jest w zasadzie dopełnieniem tego, co można zobaczyć gołym okiem z zewnątrz – łączy najlepsze cechy "premium". Nie będzie to zaskakujące dla nikogo, kto zdążył poznać jakieś najnowsze modele BMW, szczególnie z serii "M". Przy pierwszym kontakcie wywołuje efekt "wow".
W skrócie: wszędzie jest miękko, jeżeli chodzi o materiały. I cyfrowo w temacie obsługi. Tylko szczerze mówiąc, nie skupiałbym się na tym tak bardzo. Oczywiście M4 z miękkim dachem musiało zachować swój komfort i poziom dopracowania elementów, ale podczas jazdy z otwartym dachem liczą się inne odczucia.
Żeby pokazać wam kokpit dokładniej, zerknijcie na wielki ekran i całą konsolę środkową. Uważam, iż ten projekt wygląda świetnie stylistycznie i broni się, jeżeli chodzi o wygodę obsługi. Patrząc na detale, połączenie jasnych i ciemnych kolorów we wnętrzu uważam za strzał w dziesiątkę. W BMW nie ma przypadkowych, albo "gryzących się" elementów.
Wiele osób może zastanawiać się, jak w takim "cabrio" wygląda przestrzeń w środku. Do komfortu przywiązano tu dużą wagę. Fotele nadają się do długodystansowych przygód, a do tego miałem w nich specjalne nawiewy, którymi można ogrzewać sobie kark przy otwartym dachu.
Żeby podróżowanie "cabrio" było przyjemniejsze, warto byłoby jeszcze założyć windshota, którego jednak nie miałem przy testowanym egzemplarzu. Wtedy powiew wiatru powinien być zdecydowanie mniej dokuczliwy. Takie rozwiązanie zabiera nam jednak możliwość korzystania z tylnej kanapy.
W M4 "cabrio" znajdzie się miejsce dla czterech pasażerów. Tylna kanapa nie jest wyłącznie symboliczna, co moim zdaniem ma znaczenie w ogólnym odbiorze tego samochodu. Wiecie, z czym to kojarzę? Z wycieczką w słoneczny dzień jakimś efektownym wybrzeżem. Zabieracie paczkę znajomych, otwieracie dach i łapiecie chwile. Filmowo, prawda?
Tylko ze spakowaniem się na poważniejszą wyprawę może być problem. W bagażniku mamy 385 l. Więcej da się zmieścić przy rozłożonym dachu, ale w ten sposób trudno kalkulować jakąkolwiek podróż. Trzeba więc przyjąć tę wersję z broszurki.
Wszystko brzmi tak, jakby podróżowanie kabrioletem było wyłącznie rekreacyjne i spokojne. Oczywiście, takie też może być. Rozmawiamy jednak o samochodzie, który pod maską ma piekielny potencjał i warto czasami... spuścić go ze smyczy.
BMW, które testowaliśmy, ma sześciocylindrowy silnik 3.0. To jednostka z podwójnym turbodoładowaniem o mocy 530 KM. Do tego 650 Nm momentu obrotowego. To "cabrio" startuje do setki w 3,7 sekundy. Chyba sami przyznacie, iż nie ma tu mowy o żadnej nudzie.
Kiedy przemieszczałem się w komfortowym trybie jazdy, tylko dźwięk silnika przypominał mi, z czym tak naprawdę mam do czynienia. Zawieszenie i układ kierowniczy nie działają bezkompromisowo i da się wyczuć, iż w tym projekcie inżynierowie nie myśleli wyłącznie o osiągach. Byłem zaskoczony, jak to sportowe "cabrio" świetnie tłumi nierówności na drodze.
M4 może delikatnie reagować na dociśnięcie pedału gazu. Może zachowywać się choćby lekko sennie, jeżeli tylko nie będziemy chcieli w danym momencie korzystać z tego, co to BMW ze znaczkiem "M" ma do zaoferowania. Jednocześnie nie da się jednak zapomnieć o mimo wszystko szalonym charakterze tego auta.
Jednym ruchem można je zamienić w coś kompletnie brutalnego. Sportowe ustawienia to czysty żywioł, a kontrolować je możemy z poziomu ekranu głównego, albo zapisujemy swoje ulubione opcje pod "magicznymi", czerwonymi przyciskami na kierownicy – M1 i M2. Tylko od kierowcy zależy, jaki charakter zechce wykrzesać z tego BMW.
Zejdźmy na chwilę na ziemię. Jazda M4 zawsze będzie efektowna i komfortowa, ale w zasadzie nigdy nie będzie oszczędna. Kiedy jechałem ekspresówką, komputer pokazywał mi zużycie na poziomie 10 litrów. Kręcąc się po mieście miałem 14-15 l, ale wystarczyło kilka dynamicznych zrywów i miałem już... 16 litrów.
Tylko umówmy się – te wyniki nie wypadają absurdalnie. Trzeba je zaakceptować, a górna granica spalania tak naprawdę nie istnieje. Żeby się o tym przekonać, wystarczy zabrać BMW na tor.
Szczerze mówiąc, M4 w "cabrio" zaskoczyło mnie w kilku momentach. Jeden z nich to jazda powyżej 100 km/h i cisza, jaka panowała w środku przy zamkniętym dachu. Może nie było idealnie, ale na pewno powyżej oczekiwań, jeżeli rozmawiamy o kabriolecie.
Kolejna sprawa to fotele. W konfiguratorze możecie wybrać kubły, które pewnie idealnie pasowałyby do sportowego BMW. To jednak skrajny pomysł, który odbiłby się na komforcie. Dlatego uważam, iż fotele z mojego testowego auta to najlepszy zestaw z możliwych. Zabrzmi banalnie, ale taki... do codziennego użytku.
I jeszcze jedno: uniwersalność. Po kilku dniach z tym autem już wiem, iż to nie musi być pojazd trzymany w garażu na ładną pogodę. jeżeli ktoś szuka samochodu z tej półki, M4 może okazać się świetnym "daily". I wcale nie na zasadzie skomplikowanego kompromisu.
BMW M4 Competition M xDrive Cabrio – jaka cena?
Co najmniej 535 tys. zł. Taką wartość trzeba przyjąć na starcie, ale nasz testowy egzemplarz wyceniono na ponad 640 tys. zł. Trudno tu oceniać, bo wachlarz dodatków jest spory. Ktoś może wybrać kubełkowe fotele, ceramiczne hamulce, albo kierownicę obszytą Alcantarą. Wtedy koszty gwałtownie rosną.
Myślę, iż głupio już rozmawiać tu o pieniądzach. M4 to samochód, który niczego nie udaje, a przede wszystkim pozytywnie zaskakuje. Możliwość jazdy z otwartym dachem to oczywisty plus, ale chodzi mi bardziej o potencjał napędu i zaskakujący feeling, kiedy auto razem z kierowcą waży już ponad 2 tony.
To kabriolet oderwany od zwyczajnej rzeczywistości. Propozycja z topowej półki dla ludzi, którzy oprócz osiągów, chcieliby się trochę... polansować, a jednocześnie mają w sobie gen do wyczynowej jazdy.
A jeżeli chcecie coś dla porównania, odsyłam was do naszego testu Porsche 911 Turbo S w wersji "cabrio", które kiedyś sprawdziliśmy... w listopadzie.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.