
Rozwój francuskiej marki w końcu nabiera tempa. Po debiucie charakternego auta miejskiego, nadszedł czas na pierwszego fastbacka w jej historii. Czy Alpine A390, bo o nim mowa, osiągnie sukces? Producent wiąże z tym modelem bardzo duże nadzieje. I trudno się dziwić, skoro jego koncepcja wydaje się wpisywać w aktualne trendy.
Alpine A390 – mieszanka trendów
Co ciekawe, wersja produkcyjna nie odbiega znacząco od konceptu zaprezentowanego osiem miesięcy temu. Seryjne Alpine A390 oferuje odważną linię, którą okraszono nowoczesnymi motywami i licznymi detalami. Mówiąc w skrócie, to naprawdę bardzo atrakcyjny samochód.
Jak sugeruje profil, auto ma atrybuty crossovera. Uwydatniają to plastikowe nakładki na dolnych krawędziach karoserii oraz wyraźny prześwit. Z tej perspektywy uwagę zwracają także dedykowane felgi aluminiowe, chowane klamki i opadający dach.
Przód jest widowiskowy, co podkreśla już sama maska z charakterystycznymi przetłoczeniami. Przed nią wkomponowano wąski pas świetlny uzupełniony kilkupunktowymi diodami. Niżej zamontowano dyskretne reflektory. Zderzak został pozbawiony grilla, co akurat jest oczywiste w przypadku zastosowanego układu napędowego (o którym za chwilę).

Tył prezentuje się elegancko i zgrabnie zarazem. Mocno pochylona szyba została połączona z klapą, którą charakteryzuje wyraziste przetłoczenie. Przez nią biegnie także blenda LED podświetlająca nazwę marki. Jest oczywiście połączona z lampami.
Jeżeli chodzi o gabaryty, to mówimy o modelu przypisanym do segmentu kompaktów. Francuski fastback ma 4615 milimetrów długości, 1885 milimetrów szerokości i 1532 milimetry wysokości. Jego rozstaw osi ma dokładnie 2708 milimetrów.
Wnętrze ze znanych klocków
Spodziewaliśmy się elementów znanych z Renault, ale nie przewidywaliśmy aż tak zbieżnego projektu z flagowymi modelami spokrewnionego producenta. Motyw kokpitu jest praktycznie przeniesiony z Australa, Espace i Rafale. Czy to źle? Z perspektywy tożsamości, na pewno mogło być nieco oryginalnej, ale nie ma najmniejszych powodów, by narzekać na jakość. Ta akurat jest topowa – zahacza o klasę premium.
Pięknie prezentują się już same panele drzwiowe, które zostały pokryte różnymi, estetycznymi fakturami. Są tu zamsz, skóra, starannie poprowadzone szwy, aluminium i miękkie tworzywa. Lepiej nie dało się tego zrobić.
Zegary są oczywiście cyfrowe. W odróżnieniu od wyżej wspomnianych modeli, mają nieco inne motywy. Co ważne, wśród nich znajdują się klasyczne tarcze, które stanowią adekwatne odniesienie do tradycji i historii.

Przed wskaźnikami jest kierownica, którą można kojarzyć także z modelu A290. Ma spłaszczony wieniec i dwa dodatkowe elementy pod ramionami. Tym lewym jest pokrętło RCH dostosowujące siłę hamowania, a przy tym – rekuperacji. Z kolei prawy przycisk to selektor trybów jazdy.
Centralny ekran został wkomponowany pionowo. To jeden z najlepszych instrumentów na rynku. Oferuje funkcje Google – w tym znakomite mapy z informacją o ruchu w czasie rzeczywistym. Zintegrowano go z panelem klimatyzacji, ale ten ma też swoje dedykowane, fizyczne klawisze – tuż pod wyświetlaczem.
Różnicę stanowi konsola środkowa. Zagościły na niej przyciski odpowiedzialne za wybór kierunku jazdy. W przypadku dużych SUV-ów Renault, cięgno automatu znajduje się przy kolumnie kierownicy. o ile chodzi o praktyczność, to jest przyzwoicie – nie brakuje schowków, uchwytów na butelki czy gniazd ładowania.
Jeszcze za wcześnie, by mówić o przestronności tego modelu. Dopiero bezpośredni kontakt z Alpine A390 pozwoli na dokładną ocenę w tym zakresie. Wiemy jednak, iż bagażnik oferuje 532 litry pojemności, czyli całkiem nieźle.
Technologia
Masa własna zdradza, iż to samochód elektryczny. Francuski fastback waży 2121 kilogramów. Można jednak liczyć na niemal idealne rozłożenie ciężaru (49:51) oraz nisko umieszczony środek ciężkości.
Alpine A390 bazuje na platformie AmpR Medium, która najpierw zagościła w Megane E-Tech, a później w Scenicu E-Tech. Została wykorzystana również w innej marce aliansu, czyli Nissanie, a dokładniej w modelu Ariya.

Wiemy, iż auto będzie oferowane w wersja GT i GTS. Obie posiadają trzy silniki – jeden z przodu i dwa z tyłu. Łatwo wywnioskować, iż nowość oferuje napęd na obie osie. Bazowa konfiguracja zapewnia 396 koni mechanicznych i 650 niutonometrów. Takie wartości pozwalają osiągać setkę w 4,8 sekundy i rozpędzać się do 200 km/h.
Z kolei mocniejsza wersja oddaje do dyspozycji 463 konie mechaniczne i 808 niutonometrów. W tym przypadku 100 km/h pojawia się po upływie 3,9 sekundy, a v-max wynosi 220 km/h. Nie ma więc mowy o rozczarowaniu.
Obie wersje oferuję ten sam akumulator trakcyjny o pojemności 89 kWh. Według producenta, zastosowana bateria ma zapewniać 555 kilometrów zasięgu w cyklu WLTP – po wyposażeniu auta w 20-calowe koła. Zastosowanie tych 21-calowych zmniejsza zasięg do 520 kilometrów. To pokazuje, jak wrażliwe są auta elektryczne.
Jeżeli chodzi o szybkie ładowanie, to może mieć moc do 190 kW. To przekłada się na uzupełnianie energii od 15 do 80 procent w około 25 minut. Warta uwagi jest seryjna pompa ciepła, która nie będzie wymagać dopłaty. A390 powinno pojawić się w salonach jeszcze w tym roku.