Wygląda jak największy kozak w mieście. Ale jego żywioł poczujecie dopiero w hardkorowym terenie

1 dzień temu
Jazda tym samochodem kojarzy mi się trochę z noszeniem spodni Levi'sa albo Conversów. Obie te marki to ikony popkultury i łączą pokolenia. Podobnie jest z Fordem Bronco, którego zobaczycie w grach czy serialach. To samochód, którym chciałbym wyjeżdżać z garażu za każdym razem przy mocnym, rockowym brzmieniu.


No dobrze, pozostało jedno auto, które tak rozpala wyobraźnię w off-roadowym klimacie. To oczywiście Jeep Wrangler – kultowy i bezkompromisowy. Dla wielu to właśnie on jest po prostu... terenówką ostateczną.

Ford Bronco to jednak kawał dłuższej historii, o której rozpisałem się bardziej przy okazji jego polskiej premiery w ubiegłym roku. Kiedy zobaczyłem go pierwszy raz na żywo, pomyślałem, iż to naprawdę się udało. Przez lata trzymali projekty w szufladach, aż w końcu można było powiedzieć: Bronco wrócił po 25 latach od zniknięcia. I wygląda MOCARNIE.

Ten samochód przeszedł zadziwiającą ewolucję. Pierwsza wersja miała idealnie łączyć cechy pojazdu na zwykłą drogę i trudny teren. Najnowsza odsłona prezentuje się bardziej bezkompromisowo i zachęca do tego, by od razu zjechać z wyznaczonej trasy i przedzierać się przez piach i błoto.

Nie ma co owijać w bawełnę – Bronco jest wielki i muskularny. Wystarczy spojrzeć na jego przód i od razu widać, iż to nie jest przypadkowa maszyna. Sama wysokość (prawie 2 metry z relingami) stwarza pewne ograniczenie, bo nie wjedziecie na każdy parking podziemny. A na tych z limitem do 2 metrów też trzeba się poruszać ostrożnie.

Designem Bronco nawiązuje do modelu z 1965 r., bo zostały choćby okrągłe reflektory i wąskie tylne lampy. Duży napis na atrapie chłodnicy przypomina, z czym mamy do czynienia.

Szczerze mówiąc, ten wygląd musiał robić obłędne wrażenie na ulicach. Widziałem to po reakcjach ludzi, którzy odwracali głowy w moją stronę. Jeżdżąc wcześniej kilka razy Wranglerem, nie przeżyłem czegoś podobnego, bo nie oszukujmy się – Jeep zdążył się już opatrzeć. Jest z nami w różnych wersjach i nikt na lata nie wyciął go z rynku.

A Bronco to taki rodzynek, który z jednej strony wygląda jak zwykła terenówka. Z drugiej ma w sobie to "coś" i chyba wiele osób nie potrafi połączyć kropek. Widzą go i prawdopodobnie zastanawiają się, co to w ogóle jest. Na ciasnych osiedlach przypomina potężnego gościa, który wpada rozejrzeć się, czy panuje porządek. I wszyscy traktują go z respektem.

Ford Bronco – wnętrze


W środku Bronco to pomieszanie kilku stylów, wielu twardych, miejscami gumowych elementów i nielicznych miękkich wstawek. Jest surowo, ale nie na tyle, by uznać tego Forda za coś bezkompromisowego w kwestii komfortu.

Ale kiedy porównamy Bronco z Land Roverem Defenderem, wnętrze tego drugiego wygląda o wiele bardziej cywilnie i premium. Ford w tym zestawieniu jest ciekawym kompromisem i bardziej przypomina auto "robocze".

Spodobał mi się układ wirtualnego kokpitu i bardzo klasyczne podejście do obsługi. Najbardziej nowoczesnym detalem w środku jest prawdopodobnie 12-calowy ekran w środkowej części. Zdjęcie poniżej to fragment animacji, która wita pasażerów za każdym razem po zajęciu miejsca.

Za kierownicą Bronco czułem się tak, jakbym jechał czymś... pancernym. Niewielka przednia szyba i długa maska dawały mi poczucie "zabunkrowania". To nie wada, taki urok tego auta, chociaż w miejskich korkach to bardzo dziwne wrażenie. Co innego w terenie, gdy przedzieramy się przez jakieś bezdroża.

W tym Fordzie nikt nie powinien marudzić na brak miejsca. Z przodu jest go mnóstwo, a w przypadku tylnej kanapy warto zwrócić uwagę tylko na jej specyficzne ułożenie. Mam na myśli kąt, pod jakim leży dolna część.

W Bronco znajdziecie sporo schowków i naprawdę przemyślane rozmieszczenie wszystkich przycisków. Z nastawieniem rzecz jasna na trudne wypady terenowe. A w bagażniku macie choćby 873 litry, jeżeli weźmiemy pod uwagę możliwość pakowania pod sam dach. Do linii tylnej szyby mamy z kolei 562 l.

Jak jeździ Ford Bronco?


Jednym zdaniem: jak typowa terenówka. Jeden z moich pasażerów po krótkiej przejażdżce stwierdził, iż ten samochód w mieście się męczy. jeżeli uwzględnimy sam potencjał napędu, to sto procent racji. Bronco w Polsce jest dostępny z jednym silnikiem: 2.7 EcoBoost V6 Biturbo o mocy 335 KM. Do tego 563 Nm momentu obrotowego i 10-biegowa, automatyczna skrzynia biegów.

Maksymalnie ten Ford pojedzie 161 km/h, a do setki rozpędza się w nieco ponad 7 sekund. Tyle iż te dwie ostatnie liczby nie są aż tak istotne. Liczy się to, jak Bronco pokazuje swój prawdziwy charakter, gdy zjedziemy nim z utwardzonej drogi.

Bardzo istotny jest tu system G.O.A.T., który pozwala nam skorzystać z siedmiu trybów jazdy: Normal, Eco, Slippery, Mud/Ruts, Sand, Rock-Crawl i Baja. Ten ostatni jest specjalnie do przemieszczania się z dużą prędkością w terenie i to z niego najbardziej efektownie skorzystałem podczas całego testu.

Wystarczyło wyjechać na "miękką" drogę po ulewnym deszczu, a Bronco błyskawicznie udowodnił, iż to jest jego środowisko naturalne. Ten samochód niczego nie musi udawać, bo już seryjnie powstał do hardkorowych zadań. Nie potrzebujecie nic wzmacniać czy modernizować, bo fabryczny Ford to brutalnie skuteczny wóz.

Napędem na cztery koła zarządza się elektronicznie. Mamy tu również dwie blokady mechanizmu różnicowego (przód i tył). Ciekawym dodatkiem jest też możliwość dohamowania wewnętrznego koła przy zawracaniu, dzięki czemu Bronco da się "zawinąć" prawie w miejscu. A konkretnie, promień skrętu zmniejsza się wtedy o 40 proc. Najlepiej zobaczyć to z boku, ale biorąc pod uwagę gabaryty, brzmi... absurdalnie.

Nie mogę zgrywać eksperta od off-roadu. Nie wykorzystałem choćby 50 procent możliwości Bronco, bo żeby realnie wystawić to auto na próbę, potrzeba prawdziwego speca, który nie będzie liczył na łaskawość automatycznych systemów. Ale właśnie dzięki elektronice, Ford może poprowadzić za rękę choćby laika, który odważy się trochę poszaleć w terenie. To terenówka dla żółtodziobów i dla doświadczonych kierowców z zacięciem do jazdy po piachu, błocie czy skałach.

Ustalmy jedno: Bronco to świetna terenówka. Jej dość oczywiste wady wychodzą dopiero w cywilnej jeździe, chociaż moim zdaniem to po prostu fakty, które trzeba zaakceptować w tym aucie.

Po pierwsze, spalanie. Przedział 11-13 litrów jest po prostu standardem. 20 litrów, kiedy dacie mocniej w "palnik" też nie powinno zaskakiwać, dlatego cieszy 79-litrowy bak paliwa. Ten Ford nie będzie jednak najlepszym wyborem, jeżeli chcecie pokonywać dłuższe trasy.

I chodzi nie tylko o zużycie benzyny, bo przy 90-100 km/h w środku robi się głośno. Nie dziwmy się temu, ponieważ Bronco to pojazd, który da się dosłownie rozbierać na kawałki, zdjąć elementy dachu czy drzwi. Trudno oczekiwać perfekcyjnego wyciszenia kabiny.

Ostatnia rzecz to prowadzenie. Wszystkie najlepsze cechy, którymi będziecie zachwycać się w terenie, mogą zbladnąć na asfalcie. To na przykład "rozmyty" układ kierowniczy, przez który trochę trudno przewidzieć, jak Bronco zachowa się przy wyjściu z zakrętu. To też kwestia przyzwyczajenia, ale po kilku dniach jazdy wciąż miałem problem z wyczuciem granicy przyczepności. No i trzeba tu wspomnieć też o zawieszeniu, które na nierównej drodze uznałem za toporne. Czyli typowe dla ramowej konstrukcji.

Ale mam też zaskakujący plus. Bronco potrafi być bardzo zwrotny, co wyczułem, parkując nim w ciasnych miejscach. Miałem wrażenie, iż choćby niektóre mniejsze auta nie były tak zwinne.

Ford Bronco. Czy legendę da się obronić?


W pewnym sensie jestem zachwycony tym, w jaki sposób Ford podszedł do wskrzeszenia Bronco. To drugie życie z solidną porcją szaleństwa, dzikiego stylu, chyba wszystkich emocji, jakich oczekiwałbym z jazdy takim wozem.

To rasowa terenówka z kilkoma przewidywalnymi wadami. Czy jest lepsza od Wranglera? Nie mam pojęcia. Na pewno jest inna i jestem pewien, iż głosy kierowców mogłyby rozłożyć się w różny sposób.

W tej stawce wspominaliśmy jeszcze Defendera, ale ten wypada tu jak... elegancki pan w garniturze, który tylko czasami zakłada stylowe gumiaki, żeby przedostać się przez błoto. Bronco jest o wiele bardziej surowy. Choć pamiętajcie, iż wersja Badlans, którą jeździłem, jest tą mocniej uterenowioną. "Zwykła" jest opcja Outer Banks.

W cenniku konfiguracja Badlans startuje od 360 300 zł (według promocji jeszcze w grudniu 2024 r., bo normalnie to prawie 396 tys. zł). Outer Banks da się zgarnąć za niecałe 340 tys. zł. Nie jest to górna granica, bo możecie jeszcze wybierać z długiej listy off-roadowych gadżetów, np. pokrowców na koło zapasowe, drzwi szkieletowych, listew oświetleniowych czy namiotów. Coś czuję, iż wielu posiadaczy Bronco będzie chciało "dozbroić" wóz w takie dodatki.

Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.

Idź do oryginalnego materiału