Australijczycy wzięli zwykłego sedana marki Holden i upchnęli w nim silnik turboodrzutowy, który ma 12 455 niutonów ciągu. Zdaniem właściciela jest to moc zbliżona do generowanej przez 3000-konny silnik konwencjonalny.
Australia to kraj, w którym wszystko jest do góry nogami. Dotyczy to również motoryzacji. Przez lata dominującą siłą na tamtejszym rynku był Holden. Dziś marka już nie istnieje (pisaliśmy o tym tutaj), ale nie brakuje samochodów używanych. W jednym z nich chyba popsuł się silnik (nic dziwnego, w końcu to technologia GM) i właściciel zdecydował, iż wymieni go na coś mocniejszego.
Wybór padł na silnik odrzutowy Rolls Royce Viper 201C z samolotu wojskowego GAF Jindivik. Co interesujące ten odrzutowiec to był dron, a raczej zdalnie sterowany samolot, oblatany po raz pierwszy w latach 50., czyli na długo przed tym, zanim to było modne. Czytając o silnikach stosowanych w Jindivikach dowiedziałem się, iż pierwsza wersja – Adder – była zbudowana jako jednorazowa, a kolejna – Viper – miała wydłużony czas pracy do 10 godzin. Ale nie martwcie się, ponieważ były też odmiany Vipera zaprojektowane do długotrwałego użytkowania. Która wersja jest „pod maską” Holdena? Tego nie wiem, ale wiem, iż taki silnik jest w stanie normalnie działać na większości paliw płynnych. Można do niego lać wszystko od nafty aż po diesla. A więc ten Holden jest teraz hybrydą, nie zapraszam do dyskusji.
Oto, co o tym silniku ma do powiedzenia Wikipedia: Armstrong Siddeley Viper to brytyjski silnik turboodrzutowy zaprojektowany i produkowany przez firmę Armstrong Siddeley, a następnie przez jej następców: Bristol Siddeley oraz Rolls-Royce Limited. Rozpoczął służbę w roku 1953 i pozostawał w użyciu przez Royal Air Force, napędzając samolot szkoleniowy Dominie T1 do Stycznia 2011.
Holden Commodore odrzutowiec
Dawcą był model Commodore drugiej generacji typoszeregu VN produkowany na przełomie lat 80. i 90. w Australii. Pojazd bazował na tylnonapędowej płycie podłogowej General Motors V-body. W Europie takie podwozie otrzymały np. Opel Omega oraz Opel Senator. W tym przypadku z podwozia kilka zostało, ponieważ cały kręgosłup (środkowa część podłogi) został wycięty. W ruch poszła spawarka oraz profile zamknięte i w miejsce podłogi wjechał silnik, który (w pewnym sensie) zmieścił się pod maską… i we wnętrzu… i w bagażniku… i wystaje z przepołowionego tylnego zderzaka. Na szczęście na zdjęciu spod maski widać, iż konstruktor zostawił układ hamulcowy. Wygląda, iż jest on oryginalny i nie wiem, czy nadaje się do wyhamowania pojazdu z mocą potężnego silnika odrzutowego, ale lepszy rydz niż nic.
Wnętrze zostało rozebrane i zamiast seryjnych elementów pojawił się w nim silnik. Dookoła niego jest dużo gołej blachy, bardzo surowa deska rozdzielcza i jeden fotel dla kierowcy (zamiast pasażera jest zbiornik). A może powinienem napisać pilota? Sam nie wiem, bo zamiast pedałem gazu przyśpiesza się tutaj ręczni obsługiwanymi przepustnicami umieszczonymi bezpośrednio na grzbiecie silnika.
Od zewnątrz samochód został psiknięty jakimś czarnym plastidipem albo raptorem i o ile nie widać akurat tyłu, to wygląda bardzo zachowawczo. Za to z tyłu wygląda jak Batmobil dla ubogich. Wprawne oko zauważy, iż pojazd nie ma rejestracji i raczej nic w tym dziwnego, bo kto by coś takiego zarejestrował – choćby Australijczycy nie są tak świrnięci.
A jak to wszystko jeździ? Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć, a wpisanie w wyszukiwarkę na YouTube słów Holden jet nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Sprzedający twierdzi, iż wszystko działa, jak należy i zaznacza, iż pojazd ma elektryczny rozrusznik oraz alufelgi. A jak cenowo? Właściciel wycenił swoje cacko na 18 tys. dolarów australijskich, czyli niecałe 50 tys. zł. Czy to okazja? Nie wiem, ale ogłoszenie już zniknęło. Czyżby ktoś kupił tę bestię?
Fot. ogłoszenie Facebook Marketplace Australia: