Unijny plan całkowitego odejścia od silników spalinowych od 2035 roku zaczyna coraz mocniej trzeszczeć. Z ostatnich sygnałów płynących z Brukseli wynika, iż Komisja Europejska poważnie rozważa opóźnienie lub złagodzenie przepisów, które miały definitywnie zamknąć drogę do sprzedaży nowych aut benzynowych i diesla. Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, iż kierunek jest nieodwracalny. Dziś — już niekoniecznie.
2035 nie jest już „twardą” datą
W grudniu Komisja miała przedstawić szczegóły pakietu przepisów dotyczących przyszłości motoryzacji, jednak prace wciąż trwają. Z nieoficjalnych informacji wynika, iż urzędnicy analizują uwagi państw członkowskich i zastanawiają się nad kilkoma scenariuszami: od dopuszczenia aut spalających syntetyczne paliwa, przez pozostawienie miejsca dla nowych hybryd plug-in, aż po całkowite odsunięcie terminu wycofania spalinówek.
Co istotne — KE przyznała, iż dotychczasowe harmonogramy są „orientacyjne”, co otworzyło furtkę do oficjalnych zmian.
Niemcy, Szwecja i europejscy producenci powodują największą presję
Kluczową rolę odgrywają Niemcy, które otwarcie żądają usunięcia „twardego” zakazu i pozostawienia możliwości dalszego rozwoju silników spalinowych — przynajmniej tych pracujących na neutralnych klimatycznie paliwach.
Do tego swoje dorzucają Volvo i Polestar, które ostrzegają, iż zbyt szybka i jednostronna elektryfikacja może uderzyć w europejską konkurencyjność i wręcz zmusić część firm do ograniczania produkcji na Starym Kontynencie.
Również branża motoryzacyjna — ta „tradycyjna” — podkreśla, iż 2035 rok to termin trudny do dotrzymania, bo infrastruktura ładowania wciąż rozwija się wolniej niż zakładano, a wielu kierowców przez cały czas nie jest gotowych na przesiadkę do auta elektrycznego.
Co to oznacza dla kierowców i rynku?
Jeżeli UE rzeczywiście złagodzi przepisy, rynek może przejść bardziej ewolucyjną, a nie rewolucyjną zmianę. Oznaczałoby to, że:
- nowe auta spalinowe mogą być dostępne dłużej niż do tej pory zakładano,
- hybrydy plug-in mogą wrócić do łask jako „pomostowe” rozwiązanie,
- paliwa syntetyczne i alternatywne znów staną się gorącym tematem,
- producenci zyskają więcej czasu w rozwój bezpośrednich następców dzisiejszych modeli.
Dla kierowców oznacza to jedno — większą elastyczność. Możliwe, iż przejście na pełną elektryfikację zostanie rozłożone na dłuższy okres, co pozwoli na spokojniejszą zmianę samochodu i lepsze dopasowanie do własnych potrzeb, a nie do politycznego terminu.
Na finalne decyzje trzeba jeszcze poczekać, ale jedno jest pewne: rok 2035 przestał być datą wyrytą w kamieniu. Europejska transformacja będzie wyglądała inaczej, niż planowano, i zaczyna to być widoczne już dziś.















