Toyota C-HR kończy rynkową karierę. Czy warto ją kupić w 2023 roku?

1 rok temu
Zdjęcie: Toyota C-HR GR Sport


Określenie „kariera” pasuje do tego modelu doskonale. Toyota C-HR od czasu debiutu w 2016 roku sprzedaje się znakomicie. Crossover doczeka się niebawem następcy – czy warto kupić go w 2023 roku?

Kompaktowy crossover pojawił się na rynku w doskonałym momencie. Toyota wjechała w rosnący segment jak nóż w masło, a kolejki na C-HR ustawiały się w czasach, gdy nikt nie słyszał o ograniczeniach produkcyjnych czy odległych terminach dostaw. Po siedmiu latach od premiery C-HR przez cały czas wygląda całkiem świeżo, a liftingi zmieniły auto jedynie symbolicznie. Nowa generacja modelu ma pojawić się jeszcze w 2023 roku. Czy to dobry moment by zdecydować się na wóz, który widzicie na zdjęciach?

Toyota C-HR – czy warto?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy prześwietlić cennik i specyfikację, zajrzeć do konkurencji i powróżyć trochę w temacie następcy. Przede wszystkim, warto jednak podkreślić, iż C-HR to rzadki przypadek odważnie stylizowanego auta, które nie starzeje się zbyt szybko. Pocięte przetłoczeniami nadwozie Toyoty nie jest może uniwersalnie piękne, ale może się podobać, szczególnie w wersji GR Sport i w lakierze Dark Teal, którego odcień w słońcu staje się naprawę efektowny. Wnętrze znosi próbę czasu nieco gorzej, choć nie sposób przyczepić się do jakości materiałów i montażu. Toyota nie pożałowała tu jednak tworzywa piano black, co sprawia, iż utrzymanie kokpitu w czystości stanowi spore wyzwanie. Miłe w dotyku materiały, kierownica obszyta perforowaną skórą i sporo czerwonej nitki – za to duży plus.

Liftingi były tu kluczowe

Wbrew pozorom, Toyota C-HR zyskała na liftingach i drobnych modernizacjach bardzo dużo. Choć wizualne zmiany są praktycznie pomijalne (zmieniły się wzory felg, wypełnienia lamp przednich i tylnych oraz kształt zderzaka), to auto z czasem zyskało mocną, 184-konną hybrydę i garść nowych technologii z multimediami na czele. To właśnie w tych szczegółach tkwi siła Toyoty C-HR. Modernizacja zmniejszyła dystans między C-HR a rynkowymi nowościami, których przez ostatnie kilka lat pojawiło się w segmencie całkiem sporo.

Układ napędowy 2.0 Hybrid Dynamic Force jest rewelacyjny i, co istotne, sprawdza się również w trasie. Tradycyjne dla Toyoty i przekładni e-CVT „wycie” jest tu słyszalne, ale w ogóle nie przeszkadza, bo C-HR nabiera prędkości na tyle szybko, iż jednostajne obroty nie drażnią. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h trwa 8,2 sekundy, a elastyczności nie brakuje również w trasie. Zużycie paliwa jest mniej więcej takie, jak deklaruje producent czyli od 5,3 do 5,7 l/100 km w cyklu mieszanym. W mieście, da się wykręcić znacznie lepsze wartości – delikatna i płynna jazda (na godzinnej trasie) po Warszawie zaowocowała rezultatem 4,2 l/100 km. Nieźle, jak na 184-konne auto.

Toyota C-HR choćby w wersji GR Sport nie zachęca do sportowej jazdy. Zawieszenie jest tu zestrojone przede wszystkim z myślą o komforcie. Praca układu jezdnego jest przyjemnie wyciszona, co wyróżnia Toyoty bazujące na platformie TNGA. Swoją drogą, wiedzieliście, iż C-HR była drugim, po Priusie modelem, który został zbudowany według nowych założeń? Dziś, z różnych wariantów platformy TNGA korzysta większość gamy modelowej japońskiej marki.

Wnętrze zdradza wiek, ale zyskało ważne ulepszenia

Z elementów wyposażenia, które pojawiły się wraz z modernizacją, warto wspomnieć o obsłudze Apple CarPlay i Android Auto. Wygodne łączenie telefona to dziś prawdziwy must-have. Czego brakuje w porównaniu do konkurentów? Cyfrowych zegarów, kamery cofania o nieco lepszej jakości i wyświetlacza head-up. To ostatnie jest rzadkością w segmencie, ale np. Mazda CX-30 ma go w standardzie. Wygląda na to, iż większość z tych „braków” zostanie uzupełniona przy okazji debiutu drugiej generacji.

Toyota C-HR – cena i konkurenci

No to teraz przejdźmy do kwestii kluczowej. Cena Toyoty C-HR nie jest na pewno promocyjna, ale na innych hybryd nie wypada najgorzej. 128 900 zł to kwota, która otwiera cennik, a w standardowym wyposażeniu znalazł się m.in. adaptacyjny tempomat, kamera cofania, dwustrefowa klimatyzacja czy system multimedialny z obsługą Apple CarPlay i Android Auto. Najbliższym konkurentem jest moim zdaniem Honda HR-V. Ta jest wyceniona na minimum 144 900 zł, ale oferuje hybrydę, która w mieście potrafi być jeszcze bardziej oszczędna. W HR-V nacisk położony jest też na praktyczność (większy bagażnik, system Magic Seat), a jej styl jest zdecydowanie bardziej zachowawczy.

Nieco mniejsze, ale i nieco tańsze jest hybrydowe Renault Captur E-Tech. Cena od 120 800 zł, przesuwana tylna kanapa, niezłe wyposażenie – to również mocny konkurent, choć działanie francuskiej hybrydy nie każdemu przypadnie do gustu. Jazda Toyotą jest zdecydowanie bardziej intuicyjna, naturalna, a w razie potrzeby – dynamiczna.

Ci, którym nie zależy na hybrydzie, mogą skierować kroki do salonu Mazdy. CX-30 to wdzięczne auto, ale w kwestii elektryfikacji znajdziemy tu co najwyżej miękką hybrydę. Cena – od 118 900 zł.

Wreszcie, Toyota C-HR drugiej generacji. Co o niej wiemy? Zadebiutuje w 2023 roku, pod maskę trafi hybryda nowej generacji, a choć stylistycznie nie należy spodziewać się rewolucji, z pewnością dostaniemy nowocześniejsze wnętrze, cyfrowe zegary i kilka gadżetów, których oczekują dziś klienci.

Cena C-HR w nowej odsłonie z pewnością poszybuje, dlatego mimo wskazanych wyżej drobiazgów, testowany crossover Toyoty jest wart rozważenia choćby 7 lat po rynkowym debiucie. jeżeli nie przeszkadza wam przeciętna widoczność do tyłu, nieco mniejsza ilość przestrzeni we wnętrzu niż u konkurentów i liczycie na oszczędną jazdę – C-HR nada się doskonale.

Idź do oryginalnego materiału