Tak, też wolałem spalinowego Macana. Ale jedna trasa tym elektrykiem dała mi do myślenia

2 godzin temu
Nie byłem fanem tego pomysłu. Porsche Macan zawsze kojarzył mi się z SUV-em premium, który śrubował wyniki sprzedaży niemieckiej marki. I nagle został tylko elektryczny Macan, chociaż już wiadomo, iż to auto powróci w spalinowym wydaniu. Czy elektryk w tym przypadku w ogóle ma sens? Sprawdziliśmy go w trasie.


Cztery lata temu w Warszawie pokazano nam Porsche Macana po liftingu – jeszcze w odmianie spalinowej. I wtedy pierwszy raz na żywo usłyszałem potwierdzenie, iż następny Macan będzie tylko elektryczny. Z jednej strony to był scenariusz nie do uniknięcia. Z drugiej, ludzie odpowiedzialni za sprzedaż Porsche chyba nie sądzili, iż wszystko pójdzie tak gładko...

Porsche Macan jako elektryk, ale...

Spalinowy Macan ma wrócić, chociaż pod inną nazwą – ta będzie już zarezerwowana dla elektryka. I jeszcze trochę poczekamy, bo na razie mówi się o 2028 roku. Ale to jasny sygnał, iż niemiecka marka zbyt pochopnie zrobiła z Macana wyłącznie pełnego elektryka.

Zostawmy jednak strategię Porsche i sprawdźmy, jaki jest Macan ładowany z kabla. W ramach naszego testu zgarnęliśmy wersję 4S, która wypełnia lukę pomiędzy odmianami 4 oraz Turbo.

Rysy auta się nie zmieniły. Z daleka łatwo poznać, iż to wciąż Macan, chociaż dla mnie najważniejsze są dwa detale: wzór przednich reflektorów oraz podświetlana listwa z tyłu. Mógłbym tak opisać każdy szczegół nadwozia, ale może to uprośćmy. Macan jest zgrabnym, kompaktowym SUV-em.

I modnym, bo kiedy tylko pierwsze elektryczne Macany pojawiły się na polskich drogach, sam odwracałem za nimi głowę. Nie z powodu zielonych tablic, bo Porsche z takimi blachami już raczej nie wzbudzają sensacji. Wszyscy przecież oswoiliśmy się z Taycanem, który ma solidną pozycję na rynku. Macan po prostu może się podobać. Ten ze zdjęć ma nadwozie w kolorze Papaya Metallic, za dodatkowe 6600 zł.

A teraz będzie gorzko. Jestem sentymentalny i nie bardzo trafia do mnie design wnętrza w nowych Porsche. Ostatnio kręciłem nosem choćby podczas testu 911 w wersji GT3, w którym zabrakło już klasycznego, analogowego obrotomierza. Ja wiem, iż wszystko się "cyfryzuje", ale czasami trudno mi wpasować ten trend do stylistyki Porsche.

W Macanie miałem mieszane uczucia. Ta pomarańczowa tapicerka świetnie ożywiała wnętrze, jednak tabletyzacja całej centralnej części... jednym się to spodoba, inni poczują przesyt.

W spalinowych czy hybrydowych Porsche najbardziej gryzie mnie wirtualny kokpit. W elektryku wygląda on bardziej naturalnie, więc tutaj bym się nie czepiał. Tym bardziej iż jest on czytelny i estetyczny.

A dwa kolejne ekrany obok? No cóż, znak czasów, iż wszystkie funkcje muszą być ukryte za taflą szkła. I choćby pasażer może mieć własny wyświetlacz. Trzeba jednak przyznać, iż maksymalnie uproszczona szata graficzna sprawdza się genialnie. Nie ma też mowy o zawieszaniu się czy rozłączaniu, na przykład kiedy korzystamy z opcji Apple CarPlay.

W Macanie nie brakuje smaczków, które przyciągają wzrok. Kultowy zegar, piękne obszycia – tu nie ma przypadku. I trzeba za to dopłacić, bo te dekoracyjne wstawki to część szerszego pakietu za prawie 19 tys. zł. Herb Porsche miałem choćby na zagłówkach foteli, ale za taki urokliwy element też musicie dopłacić – ponad 2 tys. zł.

Duży plus należy się za kilka klasycznych elementów, jak choćby pokrętło do sterowania dźwiękiem. Klimatyzację też da się przestawić tymi błyszczącymi przyciskami.

Macan na prąd broni się też praktycznością, bo miejsca nie zabrakło mi z przodu i z tyłu. To bez wątpienia auto na długie "przeloty" w komfortowych warunkach.

Pojemność bagażnika z tyłu to 540 litrów. Mamy też dodatkowe 84 l z przodu i choćby po wrzuceniu tam kabli do ładowania pozostało sporo miejsca.

Nie ukrywam, iż byłem bardzo ciekaw wrażeń z jazdy. Uwielbiam Taycana, którym mógłbym jeździć choćby w podstawowej konfiguracji. Ten samochód naprawdę się udał i jest dowodem, iż Porsche umie rozpychać się na rynku z elektrykami. Chociaż nie zabraknie purystów, którzy są rozczarowani, iż przecież "elektryczne Porsche to nie Porsche".

Szczerze mówiąc, ja mam to gadanie... sami wiecie gdzie. jeżeli ktoś nie chce jeździć Porsche na prąd, ma do wyboru długą listę spalinowych napędów. A elektryczny Macan potwierdził mi, iż takie auto w trasie wcale nie musi być upierdliwe. Mało tego, wbije was w fotel i pozwoli poczuć najlepsze geny Porsche.

Odmiana 4S rozpędza się do "setki" w nieco ponad 4 sekundy. Sprint do 200 km/h trwa 14,3 s. Maksymalnie pojedziemy 240 km/h. Dwa silniki elektryczne zapewniają moc do 516 KM w trybie Launch Control. Dodajmy tylko, iż mówimy o aucie, które waży prawie 2,4 t.

No i pojemność akumulatora, która będzie tu kluczowa: 95 kWh netto. W teorii zapewnia nam to zasięg do 536 km w cyklu mieszanym. Policzmy na szybko: moje zużycie w 250-kilometrowej trasie z autostradą i krótkim odcinkiem w mieście wyniosło 21 kWh. To oznacza, iż realnie mamy grubo ponad 400 km zasięgu. A mówimy tu o podróży, podczas której jechałem 140 km/h. Bez zbędnego oszczędzania, wyłączania klimatyzacji itp. Już przy 120 km/h apetyt na energię spadł do 20 kWh. Maksymalna moc ładowania DC wynosi 270 kW, co jest naprawdę świetnym wynikiem.

Ostatnio podobną wydajność zapewniło mi tylko Audi A6 Avant e-tron, które też ma akumulator o pojemności prawie 96 kWh netto. jeżeli jesteście ciekawi tego testu, sprawdźcie sami. Za kierownicą elektrycznego A6 przejechaliśmy ponad 3500 km.

Porsche daje spore możliwości, jeżeli chodzi o zarządzanie mocą. Każdy, kto siedział kiedyś w aucie tej marki, kojarzy pokrętło "Drive Mode", które pozwala bawić się trybami jazdy. Kiedy wybierzemy najostrzejsze ustawienia, samochód kompletnie zmienia charakter.

Da się też przeklikać przez pojedyncze ustawienia i edytować opcje zawieszenia, wysunąć spojler, który automatycznie pojawia się na zewnątrz przy prędkości 140 km/h, albo włączyć Electric Sport Sound. Fanem tej ostatniej opcji raczej nigdy nie zostanę, bo w elektrykach doceniam ciszę.

W Macanie zwróciłem uwagę na inne cechy. Jak klei się do asfaltu w ciasnych zakrętach, jak bardzo wrażliwy i elastyczny jest układ kierowniczy. I w jaki sposób zawieszenie potrafi wytłumić najgorsze dziury w asfalcie. W tym aspekcie dla mnie było 10/10.

Macan 4S w konfiguracji, którą testowaliśmy, kosztuje dokładnie 631 221 zł. Ale ponad 215 tys. zł to wartość wyposażenia dodatkowego, więc jeżeli odchudzimy auto "do zera", cena za model bazowy wyniesie 416 tys. zł. Oczywiście raczej nikt nie zdecyduje się na "golasa", więc to bardziej kwota umowna. Podstawowy elektryczny Macan pozostało tańszy – ceny startują od 370 tys. zł. Na szczycie oferty znalazła się odmiana Turbo, której nie kupimy za mniej niż 526 tys. zł.

I żeby już skończyć o pieniądzach... ja z elektrycznym Macanem mam dziwną relację. Nie będzie to pewnie nigdy moje ulubione Porsche, ale gdybym dzisiaj miał jechać na przykład z Polski do Włoch, wybrałbym go zamiast Taycana. jeżeli rzecz jasna zostajemy w segmencie z elektrykami. Macan to interesujące auto, które dla wielu fanów Porsche pozostanie... nie do przełknięcia. Ale doceńmy ten zasięg, który przecież wypada lepiej niż przyzwoicie!

Na razie mówi się głównie o tym, iż Macan ma wrócić z napędem spalinowym. I w Porsche też mają świadomość, iż ta pełna elektryfikacja zadziała się zbyt szybko.

Idź do oryginalnego materiału