Lamborghini Huracan Sterrato jest coraz bliższe wersji produkcyjnej. Wjedzie tam, gdzie inne superauta mogą tylko pomarzyć.
Pierwsze przymiarki Lamborghini do stworzenia uterenowionego Huracana pojawiły się w 2019 roku, gdy zadebiutował jego koncept. A potem nagle zapadła cisza. Słusznie wiec można było przyjąć, iż temat umarł śmiercią naturalną i już nie wróci.
Na początku tego roku dziennikarze donieśli jednak o testach auta w zaśnieżonej Skandynawii i okazało się, iż projekt żyje i jest cały czas rozwijany. Po ujawnieniu oficjalnego zwiastuna w tym tygodniu, chyba nie powinniśmy mieć dłużej wątpliwości, iż Sterrato trafi w końcu do produkcji.
Lamborghini Huracan Sterrato zjeżdża z asfaltu
W zasadzie już w nazwie można się tego domyślić (Sterrato z włoskiego oznacza drogę polną). Huracan ma poszerzone błotniki i plastikowe osłony nadwozia oraz dodatkowe zabezpieczenie podwozia. To jak najbardziej zrozumiałe.
Poruszanie się w lekkim terenie wymagało od Lamborghini zwiększenie prześwitu auta – podobno o 47 mm, co poprawiło kąt natarcia i zejścia. Nowe są amortyzatory i geometria zawieszenia, o specjalnych terenowych oponach nie wspominając.
W porównaniu z konceptem zniknęła świetlna listwa na dachu, ale prostokątne światła na szczycie zderzaka oraz relingi dachowe pozostały. Na szczęście, bo Sterrato wygląda świetnie, a wszystkie te off-roadowe elementy zwiększają jeszcze jego atrakcyjność.
A co z silnikiem, spytacie
Choć producent tego nie zdradził, za plecami kierowcy znajdzie się prawdopodobnie 640-konne 5,2-litrowe V10 z modelu Evo. Napęd na cztery koła z systemem wektorowania momentu obrotowego jest oczywiście pewniakiem.
Sterrato ma być ostatnią odmianą Huracana. Nie zdziwię się, jeżeli będzie mocno limitowana, a pierwszeństwo zakupu dostaną wierni klienci marki. sukcesor otrzyma zelektryfikowany układ napędowy i będzie już całkowicie innym pojazdem.