Skoda Karoq Style 1.5 TSI ma dziwny patyk między fotelami. I nie ma w niej żandarma

11 miesięcy temu

Spośród wszystkich aut, które testowałem w ciągu ostatnich miesięcy, Skoda Karoq Style 1.5 TSI jest chyba najbardziej zwyczajna. I to właśnie czyni ją wyjątkowo interesującą.

Head-up, który nie tylko serwuje na przedniej szybie masę komunikatów, ale potrafi też wyświetlać wskazówki nawigacji tak, iż wygląda, jakby pokazywały się na asfalcie przed autem. Reflektory LED, które potrafią ostrzegać kierowców jadących z tyłu, iż niedaleko zdarzył się wypadek, albo iż jadą zbyt blisko. Zestaw audio z czterdziestoma głośnikami, które zmieniają ustawienia w zależności od wilgotności powietrza albo koloru kurtki kierowcy. Największy na świecie ekran dotykowy, który jest tak gigantyczny, iż jego fragment trzeba było schować w aucie jadącym na pasie obok.

Oto rzeczy, których nie ma Skoda Karoq Style 1.5 TSI

Mało tego – nie ma również napędu elektrycznego ani choćby hybrydowego. Czy takie auta mogą w ogóle jeździć po drogach w 2023 roku? Czekajcie na to, co powiem wam teraz. Po lewej stronie od pedału hamulca można znaleźć dodatkowy pedał, a na tunelu środkowym znajduje się dziwaczny patyk, którym trzeba ruszać. W dawnych czasach mówiło się na to chyba „skrzynia ręczna”. Nie do wiary!

Ale mimo wszystko, to Skoda Karoq po liftingu. Ten model został zaprezentowany w 2017 roku. To już siedem lat temu (ma sporo lat na karqu…), więc fakt dokonania małego odświeżenia nie dziwi. Nikt nie będzie jednak wytykał świeżego egzemplarza palcami i trącał kolegi łokciem, szepcąc „patrz, to ten nowy Karoq”. Zmiany są delikatne jak docinki teściowej przy świątecznym stole. Ulepszono reflektory i zmieniono ich kształt, dodano nieco wizualnej agresji w rejonie tylnych lamp i zamieniono niekochany znaczek Skody na napis. adekwatnie tyle.

Skoda Karoq Style 1.5 TSI to bardzo tradycyjny samochód

I właśnie dlatego od razu poczułem się w nim dobrze. Nie, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia – choćby najwięksi zwolennicy „jakości w rozsądnej cenie” i innych określeń, którymi opisuje się czasami Skody, muszą przyznać, iż to nie jest samochód, który zachwyca i czaruje stylem, sylwetką czy detalami. Ale gdy wysiadłem z pewnego bardzo nowoczesnego i ze wszech miar dotykowego SUV-a na prąd i wsiadłem do Karoqa, poczułem się, jakbym zrzucił po całym dniu nowe buty, które obcierają mi stopy i wrócił do ukochanych, choć lekko znoszonych adidasów.

Karoq nie ma żadnego z rozwiązań, o którym wspominałem na początku tekstu, co sprawia, iż zrozumienie jego obsługi i ustawienie wszystkiego pod siebie zajmuje mniej więcej tyle czasu, co zawiązanie sznurówek.

Nie ma też systemu ISA ani układu monitorowania uwagi kierowcy

Poprzedni rok zakończyłem artykułem, w którym napisałem, iż w wielu nowych autach czuję się niemile widziany. Układy elektronicznych żandarmów stale mnie obserwują, upominają, gdy przekroczę prędkość albo na chwilę spojrzę w bok. Czasami można to wyłączyć, czasami nie. Nie jest przyjemnie, a wpływ takich „pikaczy” na bezpieczeństwo też jest raczej negatywny, bo denerwują i budują zobojętnienie na wszelkie sygnały od auta.

W Karoqu nie ma takich atrakcji. Jest tu z jednej strony wszystko, czego tak naprawdę potrzeba – czyli m.in. kamera cofania wraz z czujnikami albo układ automatycznego hamowania w prawdziwie awaryjnych sytuacjach – ale nie ma żandarmów. Wyszli na przepustkę, wrócą prawdopodobnie dopiero w następnej generacji.

Czytaj:

  • W 2023 roku zacząłem się czuć w aucie niemile widziany. Tracimy swobodę w imię bezpieczeństwa

Ale Skoda Karoq 1.5 TSI Style nie ma ubogiego wyposażenia

Ten egzemplarz ma nawet… zbyt bogate. To znaczy, iż prawdziwy klient raczej nie kupi aż tak wyspecyfikowanego wozu. Jasna, skórzana tapicerka wygląda rewelacyjnie. Wraz z oknem dachowym sprawia, iż w środku jest jasno i bardzo przyjemnie. Słowo „premium” nie przejdzie mi przez klawiaturę (a może jednak już to napisałem?), ale z pewnością środek tego Karoqa jest tak daleki od częstej w Skodach specyfikacji pod tytułem „musiałem wybrać auto służbowe, ale budżet był cienki”, jak to tylko możliwe.

Fotele są bardzo wygodne i mają odpowiednio długie siedzisko. Klimatyzacja ma swój tradycyjny panel z przyciskami i pokrętłami, audio przyjemnie przygrywa, a system multimedialny tylko raz naprawdę mnie zdenerwował – kiedy bez powodu wyłączył funkcję Bluetooth, odłączając mi telefon w połowie rozmowy. Nie dało się jej potem włączyć, musiałem „zresetować” wóz. Czy w takim Karoqu czegoś brakuje?

Wolałbym mimo wszystko skrzynię automatyczną

W ten sposób przechodzimy do działu „jazda”. Czterocylindrowy silnik 1.5 TSI o mocy 150 KM jest żywiołowy i silny jak bramkarz z dyskoteki po zażyciu.. ekhm, mocnej kawy. Osiągi są o wiele lepsze niż można by się spodziewać, patrząc na moc i pojemność motoru. Ze środka auto wydaje się zresztą jeszcze szybsze niż podano w danych technicznych (setka w niecałe 9 sekund). Być może to zasługa skrzyni manualnej, dodającej tego mitycznej „łączności z maszyną”.

Ręcznej przekładni z Karoqa nie da się nic zarzucić pod względem precyzji działania czy zestopniowania. Jasne, nie ma sensu spodziewać się w SUV-ie skoku lewarka jak w Maździe MX-5 (chyba iż to poprzednia Honda HR-V, naprawdę), ale ta skrzynia jest w porządku. Tyle iż w 2023 roku wolałbym już nie kupować nowego i nietaniego auta (a tanich nie ma) bez automatu. DSG jest dostępne i wolałbym dopłacić właśnie do niego, poświęcając np. szklany dach albo skórzaną tapicerkę.

Patyk między fotelami i pod maską.

Niespecjalnie widzę za to sens w dopłacaniu do wersji 2.0 TSI o mocy 190 KM z 4×4. Owszem, osiągi muszą być tam już naprawdę rewelacyjne, a w obecnych warunkach przy mocniejszym starcie czasami przednie koła kręcą się w miejscu, a w głowie kierowcy pojawia się myśl „miło byłoby mieć 4×4”. Ale tak naprawdę 1.5 TSI i tak jest żwawe, a w przypadku mocniejszej wersji cena sprawia, iż docieramy do kwot, przy których można już myśleć o wozach wyższej klasy (hasztag dwójka z przodu).

Ile pali 1.5 TSI? Średnio między 7 a 8 litrów. W mieście raczej 8 (do 9 dochodzi w korku na mrozie i na krótkich dystansach), na trasie da się zejść do 6, a może choćby niżej.

Co do cen – Skoda Karoq Style 1.5 TSI kosztuje od 134 400 zł. Dodajcie jeszcze 6500 zł na automat DSG, ale wszystkie opcje widoczne na zdjęciach możecie sobie darować, bo inaczej wyjdzie wam jakieś 170-180 tysięcy, a to już trochę przesada.

Poza tym, Skoda Karoq Style 1.5 TSI jest po prostu poprawna

Poprawnie wyciszona, poprawna pod względem przestronności z tyłu i pojemności bagażnika (521 litrów), poprawnie się prowadząca i poprawnie tłumiąca nierówności. Albo choćby po prostu „dobrze”. Tak, jak w tej klasie się tego oczekuje.

Wszystko to razem – zarówno pewna „analogowośc”, jak i fakt, iż Karoq jest po prostu we wszystkim równy i niezły – sprawiło, iż choć mam pod domem jeszcze jeden samochód testowy i to taki za 544 tysiące złotych, właśnie wolałem pojechać coś załatwić Skodą. Zwłaszcza iż wymiary tego wozu są idealne do miasta, a „konkurencyjna” testówka urosła stanowczo za mocno.

Jaka jest największa wada Karoqa? Mimo liftingu i masy gadżetów, nie zrobi się w tym wozie na nikim wrażenia. Można też narzekać, iż jest nudny. I ten ostatni zarzut akurat rozumiem. Ale może czasami lepiej się ponudzić niż denerwować.

Tu znajdziesz więcej testów:

  • Zajrzałem przez lufcik do alternatywnego świata. Relacja z palenia wodoru w Toyocie Mirai
  • Honda Jazz Crosstar w teście. Dobre nadzienie upieczone w złym cieście
  • Oto test MG4, na który czekaliście. Ja też czekałem, ale zupełnie na co innego

Fot. Maciej Lubczyński

Idź do oryginalnego materiału