Range Rover Sport. Skąd bierze się ta cena? Test SUV-a za 750 000 zł

1 rok temu
Zdjęcie: Range Rover Sport First Edition


Znaleźć dychę w kieszeni spodni, które przeleżały w szafie, wyjechać na słoneczny weekend wbrew deszczowym prognozom czy błyskawicznie otrzymać zamówienie w zatłoczonej knajpie. Miłe zaskoczenia są świetne, a jedno z nich spotkało mnie za kierownicą nowego Range Rovera Sport. Znacznie lepszy od poprzednika SUV potrafi zachwycić, ale czy jego zalety są warte wywrotki pieniędzy, którą trzeba za niego zapłacić?

Premiera tego auta została poprzedzona serią obietnic. Brytyjczycy zapowiadali wspaniałe prowadzenie, doskonałe wykończenie wnętrza, lepszy system multimedialny, nienaganny komfort jazdy i wreszcie koniec z ponadprzeciętną awaryjnością. Tego ostatniego rzecz jasna nie sprawdziłem, ale o prowadzeniu, multimediach i komforcie nowego Range Rovera Sport wiem już całkiem sporo. Za kółkiem SUV-a spotkało mnie naprawdę miłe zaskoczenie.

Range Rover Sport jest gigantyczny – tak jak jego cena

Z zewnątrz auto wygląda na jeszcze większe i bardziej masywne niż na zdjęciach. Ogromne, płaskie powierzchnie nadwozia, wąskie światła i potężna sylwetka to całkiem udane rozwinięcie dotychczasowego języka stylistycznego. 23-calowe felgi pasują do niego w sam raz, a samochód robi wrażenie, choćby mimo, moim zdaniem, dość przeciętnej konfiguracji kolorystycznej. Nie tylko projekt nadwozia jest udany, bo wystarczy pociągnąć za wysuwaną klamkę i otworzyć piekielnie ciężkie drzwi, by odkryć to, co jeszcze lepsze.

Range Rover Sport ma kokpit dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. To właśnie on uzasadnia w dużej mierze cenę zakupu, która jest piekielnie wysoka – wyższa niż w przypadku Porsche Cayenne. Nowy Sport w testowanej wersji First Edition plasuje się tak naprawdę na półpiętrze, między klasą premium, a klasą luksusową, bo 750 000 zł za auto z 6-cylindrowym dieslem to, choćby jak na dzisiejsze warunki rynkowe, bardzo, bardzo dużo. Ale wróćmy do kokpitu.

Range Rover Sport ma wnętrze z najwyższej półki

Wnętrze nowego Range Rovera zasługuje na najwyższe noty. Ogromna ilość skóry, zapach przywodzący na myśl jeszcze droższe samochody, dużo aluminium, zastosowanie tkaniny i efektowne wykończenie z prasowanego włókna węglowego to zestaw, przy którym wnętrza Audi Q7 czy BMW X5 są wykończone jak kubki po jogurcie. Szukałem wpadek jakościowych i gdybym miał się czepiać dla zasady, to powiedziałbym, iż małe maskownice głośników wysokotonowych w przednich drzwiach wydają się być wykonane z niedrogiego plastiku. Wszystko inne jest tu z najwyższej półki i daje poczucie obcowania z prawdziwym luksusem.

Kokpit został narysowany bardzo zgrabnie, a duży, zakrzywiony ekran na środku jest umieszczony w dość „klasycznym” położeniu. Cyfrowe zegary, choć proste i pozbawione efektownych widoków, są umieszczone blisko oczu kierowcy, na pochylonym ekranie. Ambientowe podświetlenie rzuca poświatę, zgrabnie podkreślając kształty wnętrza. Siedzi się nieprzeciętnie wysoko nad ziemią, ale w sam raz względem deski rozdzielczej. Fotele? Bardzo wygodne i obite przyjemną w dotyku skórą. Do dyspozycji kierowcy i pasażera z przodu umieszczono także dodatkowe, regulowane podłokietniki po wewnętrznej stronie oparcia, a tunel środkowy, choć wykończony błyszczącym, czarnym plastikiem, skrywa duże schowki, schowane pod odsuwanym cupholderem. Świetne jest także umiejscowienie ładowarki bezprzewodowej – telefon można odłożyć do szczeliny pod ekranem, co do pewnego stopnia zniechęca do sięgania po niego podczas jazdy czy stania w korku.

Przestrzeni nie brakuje

Sporo można powiedzieć również o drugim rzędzie siedzeń. Nie brakuje w nim przestrzeni, a pasażerowie mają do dyspozycji dwie dodatkowe strefy klimatyzacji. Są także podgrzewane siedzenia, a kąt pochylenia kanapy dzielonej w proporcjach 60:40 ustawiamy elektrycznie – podobnie jak pozycję zagłówków. W testowanym egzemplarzu nie zabrakło też ekranów, choć ich możliwości ograniczają się do wyświetlania mapy i obrazu z własnego źródła, po podłączeniu go przez złącze HDMI.

Miło zaskakuje także system multimedialny Pivi Pro, bo choć jest dość obszerny i może wydawać się skomplikowany, działa całkiem sprawnie, w trakcie testu nie zawiesił się ani razu i obfituje w interesujące funkcje np. monitor jazdy terenowej, który na żywo pokazuje głębokość brodzenia, czy działanie napędu, aż po ekran o nazwie „wymiary samochodu”, który może przydać się np. podczas odwiedzenia ciasnych parkingów podziemnych. Nie zabrakło też bezprzewodowego połączenia Apple CarPlay, a parowanie telefona jest szybkie, proste i za każdym razem kończy się sukcesem. Dodajmy do tego naprawdę ładną grafikę ekranu głównego i poszczególnych menu i mamy całkiem dojrzały, godny auta tej klasy system inforozrywki. choćby kamera cofania zaskoczyła mnie ciekawą funkcją – podczas dojeżdżania do ściany, we właściwym momencie na ekranie pojawia się symbol, który ostrzega, iż niemożliwe będzie otworzenie klapy bagażnika. Proste i przydatne.

Jeśli już jesteśmy przy multimediach, to warto wspomnieć, iż system audio Meridian gra znakomicie. Ma porządne ustawienia dźwięku przestrzennego i tradycyjny tryb stereo dla purystów. Brzmienie trzyma parametry w bardzo szerokim zakresie głośności, jest dość basowe ale w przyjemny sposób. Trudno się tu do czegokolwiek przyczepić.

Jak jeździ nowy Range Rover Sport?

Wreszcie, warto napisać również kilka słów o tym, jak jeździ nowy Range. W kwestii prowadzenia również czuć inżynierski kunszt, choć moim zdaniem zachowanie podczas dynamicznej jazdy mocno odstaje od rywali. Czuć, iż ESP walczy z masą pojazdu i bardzo mocno hamuje, gdy przesadzamy. Ingerencja elektroniki jest mniej subtelna niż u konkurentów – widocznie muszą być ku temu powody. Zawieszenie skutecznie walczy z przechyłami i auto prowadzi się przyzwoicie, ale nie odnajduje się w dynamicznych manewrach tak dobrze jak X5, o Cayenne nie wspominając. Balans przechyla się tu zdecydowanie w stronę komfortu, bo w tym aspekcie, Range Rover Sport pokazuje prawdziwą klasę. Gdy wsiadamy do auta i ruszamy z miejsca, rozlega się nieprzyjemny (dość głośny) dźwięk mechanizmu chowanych klamek, ale później jest już tylko lepiej. Wspaniała izolacja od niedoskonałości nawierzchni, rewelacyjne wyciszenie i filtrowanie nierówności to znak rozpoznawczy nowego Sporta. Wyrafinowane podwozie wykorzystuje zalety pneumatycznego zawieszenia i pozwala podróżować bardzo, ale to bardzo komfortowo.

Range Rover Sport First Edition z silnikiem diesla

Do charakteru auta pasuje również usposobienie zespołu napędowego. Nie jest leniwy, ale wspaniale płynny. Reakcja na gaz jest bezzwłoczna, ale nie ostra. Skrzynia biegów wydaje się działać odrobinę wolniej niż np. w BMW, ale w przypadku tego samochodu nie oznacza, iż wykonuje swoją pracę gorzej. Nie – tu chodzi o subtelne i płynne zmiany przełożeń, a to wychodzi mechanizmowi ZF doskonale. Brzmienie 351-konnego, 6-cylindrowego diesla jest wyraźnie podbite przez system audio, ale końcowy efekt tego zabiegu nie drażni. Sam silnik jest elastyczny, dynamiczny (dane techniczne znajdziesz na końcu artykułu) i pracuje bardzo kulturalnie. Z niezłymi osiągami, w parze idzie tu umiarkowane zużycie paliwa, bo w mieście, bez najmniejszych starań osiągniemy 10 l/100 km, a w trasie da się zejść choćby odrobinę poniżej 8 l/100 km. Przy pomyślnych wiatrach możemy osiągnąć zasięg na poziomie 1000 km, co jak na takiego kolosa, wydaje się być przyzwoitym rezultatem.

Wady małe i duże

Wady nowego Range Rovera? Można odnieść wrażenie, iż to drobiazgi. A to po wewnętrzne klamki trzeba sięgać nieco zbyt daleko, a to zewnętrzne klamki chowają się trochę zbyt głośno. Bagażnik o pojemności 450 litrów prezentuje się skromnie, ale widać, iż tu postawiono zdecydowanie na przestronną tylną kanapę. Największym minusem jest jednak cena, o której pisałem już na początku. Bazowa odmiana kosztuje aż 492 000 zł, jest pozbawiona niektórych udogodnień i przyspiesza do setki w czasie 8 sekund. Auto jest droższe od większości konkurentów i choć spędzony z nim tydzień był wspaniały, nietrudno domyślać się, iż kwota może być trudna do przełknięcia dla niektórych klientów, zwłaszcza gdy na rynku obecne jest równie prestiżowe Porsche Cayenne czy większe i podobnie wycenione BMW X7. Range Rovera po prostu trzeba chcieć mieć i ja to doskonale rozumiem. Całe szczęście, iż nowy Sport uzasadnia tę zachciankę całą masą mocnych stron.

Idź do oryginalnego materiału