Premium po pekińsku. BAIC Beijing 7 – test

4 dni temu

Chińczykom bardzo się spieszy. Chcą wprowadzić do Europy jak najwięcej marek w jak najkrótszym czasie. Część modeli nie będzie się sprzedawać, ale te, które klienci wybiorą – zostaną na dłużej. A co najważniejsze, przyzwyczają się do obecności chińskich samochodów. Ta strategia, jak każda, której elementem jest pośpiech, zakłada oczywiście pewne ograniczenia. Największym jest pełna unijna homologacja, wymuszająca instalowanie systemów bezpieczeństwa i wypełnianie rygorystycznych norm emisji. To długa i kosztowna procedura, niektóre chińskie koncerny próbują ją obejść – wchodzą do Europy jeszcze przed uzyskaniem homologacji. To możliwe na podstawie homologacji tymczasowej, ale ta pozwala na sprzedaż jedynie ograniczonej liczby egzemplarzy.

BAIC Beijing 7

Do grona ryzykantów zalicza się koncern BAIC ze swoją marką Beijing. Oczywiście, na unijną homologację czekają, ale na razie w sprzedaży są samochody bez kompletu wymaganego wyposażenia. Nie znaczy to, iż auta są w jakikolwiek sposób gorsze – po prostu nie ma w nich na przykład systemu rozpoznawania znaków drogowych, ostrzegania o przekroczeniu prędkości itp. Jeździliśmy bez tych wynalazków wiele lat, możemy się bez nich obejść. Ale brak tych systemów to nie wszystko. Do średniego modelu Beijing 5 miałem – pomimo ogólnie pozytywnych wrażeń – zastrzeżenia.

Flagowy SUV

BAIC Beijing 7 to w tej chwili flagowy model, większy, bardziej luksusowy. Takie chińskie premium – bo europejskie jeszcze nie. „Siódemka” jest jednak bardziej dopracowana i lepiej przemyślana niż „piątka”. Samochód jest spory – 4,74 metra długości. Wygląda jak typowy nowoczesny SUV, choć wyraźnie widać, iż inspiracją dla projektantów był Range Rover Velar. Zresztą wiele samochodów w tym segmencie wygląda dość podobnie, nie ma się więc czego czepiać. Dwukolorowe nadwozie, chowane klamki – tutaj wysuwane, a nie odchylane jak w „piątce”, duże koła. Robi wrażenie i sporo osób się za Beijingiem ogląda. Chińscy projektanci naprawdę odrobili lekcje.

Wnętrze

Przy rozstawie osi 2,80 metra w środku miejsca jest mnóstwo. Przede wszystkim z tyłu – choćby po odsunięciu przednich siedzeń nikt nie będzie dotykać oparć kolanami. Podłoga jest płaska, a więc choćby środkowe miejsce nie jest „za karę”. Bagażnik też jest dość duży (410 litrów), ale nie ma w nim choćby jednego haczyka do powieszenia torby z zakupami. Nie znajdziemy żadnych miejsc do zamocowania siatki, czyli wszystko, co położymy, będzie się swobodnie przemieszczać. jeżeli rozsypią się zakupy, pół biedy, ale jeżeli będzie to na przykład ciężka walizka, już gorzej, szczególnie przy kolizji.

Fotele kierowcy i pasażera są za to wygodne, mogłyby być bardziej wyprofilowane, ale na komfort nie można narzekać. Z jednym wyjątkiem – jak w wielu azjatyckich samochodach za krótkie jest siedzisko. Pasażer może to nieco zrekompensować wysuwanym podnóżkiem, ale kierowca takiej możliwości nie ma. Natomiast zakres regulacji jest spory. Jest też ogrzewanie, wentylacja i masaż, choć włączenie tych funkcji trzeba rozpracować. Związane jest to z innym niż w „piątce” układem ekranów.

Trzy ekrany

Ekrany łącznie są trzy – zestaw wskaźników, ekran centralny i dodatkowy ekran do obsługi klimatyzacji oraz foteli. O ile jednak funkcje klimatyzacji są czytelne i ułożone intuicyjnie, o tyle po przełączeniu na menu obsługi foteli sytuacja nieco się komplikuje. Mamy tu i regulację, i włączanie masażu, i zapamiętywanie ustawień. Wszystko sterowane strzałkami, których znaczenie za pierwszym razem najlepiej poznawać z instrukcją w ręku. Mam też uwagi do czytelności zestawu wskaźników. Tło jest ciemne, i przy słonecznej pogodzie po prostu kilka widać.

Natomiast na ekranie centralnym nie dzieje się zbyt wiele. Mamy tu menu radia i ustawień funkcji samochodu. Nie ma nawigacji, nie ma Apple CarPlay ani Android Auto. Tak jak „piątka” także i „siódemka” proponuje zainstalowanie jakiejś aplikacji do połączenia z telefonem. Tyle tylko, iż ta aplikacja ma bardzo kiepskie opinie, a mój telefon (też chiński) delikatnie dał do zrozumienia, iż nie ma do niej zaufania. To musi być poprawione, bo teraz, żeby skorzystać z nawigacji w telefonie, musimy po prostu zainstalować jakiś uchwyt. Trochę nie uchodzi w samochodzie aspirującym do segmentu premium. Na szczęście działa Bluetooth, chociaż bardzo powoli. Cały infotainment (choć to określenie trochę na wyrost) uruchamia się jakby chciał, a nie mógł. To też jest do pilnej poprawy.

Jakość

Trudno natomiast mieć zastrzeżenia do jakości wykonania i materiałów, pod tym względem w BAIC Beijing 7 naprawdę jest bardzo dobrze. Generalnie ogólną opinię psują drobiazgi. Na przykład miejsce na telefon z bezprzewodową ładowarką umieszczone jest pod tunelem środkowym i po prostu ciężko do niego sięgnąć. Umieszczone tam wejścia USB (zwykłe i USB-C) są trudno dostępne, trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby się do nich dostać. Ale już wyciszenie jest bardzo dobre. Najbardziej podczas jazdy słychać opony – jakieś chińskie, marki, o której nie słyszałem. Są głośne, ale też nienajlepsze na mokrym. I tu sugestia dla importera – może warto zakładać coś lepszego, dla pewności i bezpieczeństwa klientów.

Napęd

BAIC Beijing 7 napędza ten sam zespół, co mniejszy model 5. Czyli silnik 1,5 turbo o mocy 177 KM i momencie obrotowym 305 Nm. To wystarczy, żeby dość sprawnie poruszyć 1650 kg samochodu. W sumie mógłby być lżejszy, ale Chińczycy ewidentnie nie cierpią na deficyt stali i całe nadwozie wykonano z grubej blachy, nie bawiąc się w poszukiwanie obniżenia masy przez zastosowanie aluminiowych czy kompozytowych elementów.

Do pracy silnika i skrzyni biegów (DCT7) trudno mieć zastrzeżenia. Ale… pali to dużo za dużo. Nie ma też systemu start-stop. Niby nie jestem fanem tego rozwiązania, chyba iż z miękką hybrydą, w Beijingu natomiast bardzo by się przydał. Szczególnie w mieście, gdy w korku lub pod światłami przepala się litry paliwa. Silnik zresztą nie spełnia najnowszej normy Euro 6d, tylko zwykłą Euro 6. Od przyszłego roku, gdy wymagania będą jeszcze bardziej zaostrzone (o normie Euro 7 nie wspominając), paliwożerność Beijinga będzie już bardzo przeszkadzać. Z tym koniecznie trzeba coś zrobić, bo pod względem spalania i emisji konkurencja jest daleko z przodu. Hybryda byłaby dla tego samochodu idealnym rozwiązaniem.

Niewiele brakuje…

Przy pierwszej partii sprowadzonych samochodów BAIC nie bawi się w wersje wyposażenia. Jest jedna, za to kompletna. Dokupić można jedynie lakier. W cenniku jest więc jedna pozycja – 162 900 złotych. Niby kilka jak za sporego, luksusowo wyposażonego SUV-a. Ale eksploatacja, choćby ze względu na zużycie paliwa, do tanich należeć nie będzie. Poczekamy, zobaczymy. jeżeli Chińczycy rzeczywiście wprowadzą poprawki do samochodów z pełną homologacją, Beijing może na rynku namieszać. Chociaż, oczywiście, nigdy nie będzie liderem sprzedaży.

Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak

Pozostałe testy tutaj

Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to będzie nam miło jeżeli będziesz nas wspierać za pośrednictwem PATRONITE. Poza naszą wdzięcznością uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji.

Idź do oryginalnego materiału