Polacy polubią chińskie hybrydy? Sprawdzamy na przykładzie Jaecoo J7 Super Hybrid

1 dzień temu
Początek chińskiej motoryzacji w Polsce to samochody elektryczne, Seres, Skywell czy Maxus. To pierwsze marki zza Wielkiego Muru, które zawitały do naszego kraju. Ale żadna z nich nie osiągnęła wielkich sukcesów rynkowych. Te przyszły dopiero w drugiej fali, kiedy wystąpiły u nas auta takie jak MG czy Omoda z napędem spalinowym.


Można łatwo to wytłumaczyć faktem, iż po pierwsze, w Polsce elektromobilność rozwija się bardzo powoli, a po drugie, wspominane konstrukcje napędzane benzyną są po prostu dużo tańsze. Jednym z najlepiej sprzedających się chińskich aut w Polsce jest Jaecoo J7. Tylko w styczniu i lutym model ten znalazł około 800 klientów w naszym kraju.

I właśnie na rynku zadebiutowała jego odmiana z napędem hybrydowym. Jako jeden z pierwszych dziennikarzy miałem przyjemność testować ten samochód. I muszę przyznać, iż zrobił na mnie duże wrażenie, aczkolwiek parę rzeczy trzeba jeszcze poprawić. J7 super hybrid nie różni się z wyglądu od wersji spalinowej.

Tak naprawdę, najłatwiej je rozróżnić po dodatkowej klapce mieszczącej port ładowania. Nie zmienia to faktu, iż to auto po prostu może się podobać. Samochód przypomina z wyglądu samochody Range Rover, i nie jest to przypadek. Właściciel marki Jaecoo, czyli firma Chery, produkuje bowiem auta brytyjskiej marki na rynek chiński.

Także mamy takie chińskie auto, które jeżeli zamienimy znaczek, może bez problemu udawać samochód którejkolwiek z marek europejskich. Jest oszczędny w detalach, i ma dużo prostych linii. Przez to wydaje się większy, niż jest w rzeczywistości. Wnętrze także jest zaprojektowane w dość minimalistycznym stylu, ale nie brak mu też ciekawych detali.

Brakuje za to osobnego panelu do obsługi klimatyzacji. Bowiem praktycznie całe sterowanie autem odbywa się poprzez duży i wyraźny ekran dotykowy. Dobrze, iż menu jest czytelne, a reakcja na dotyk szybka i precyzyjna. W końcu, za jego działanie odpowiada procesor Snapdragon 8155. Choć na rynku jest już nowszy model, czyli 8295, to ten zainstalowany w J7 dobrze wywiązuje się ze swoich zadań.

Jaecoo nie poszło w ślady Tesli, i oprócz dużego ekranu na środku deski rozdzielczej, zainstalowało także wyświetlacz wskaźników przed kierowcą oraz HUD, który pokazuje podstawowe informacje na przedniej szybie. Jednym minusem jest to, iż trochę przeszkadzają w odczycie tych informacji druciki elektrycznego ogrzewania przedniej szyby.

Jeśli chodzi o ilość miejsca, to jest ona całkowicie wystarczająca. Zarówno w przednim, jak i tylnym rzędzie siedzeń, usiądą bez problemu choćby osoby mające powyżej 1,8 m wzrostu. Natomiast, jeżeli chcemy jechać w 5 osób, to lepiej, aby te siedzące na tylnej kanapie były dość szczupłe. W końcu to nie jest zbyt szerokie auto.

Docenimy ten fakt przy parkowaniu. Bagażnik ma 400 litrów pojemności, i średniej wielkości schowek pod podłogą. Nie jest to szczególnie dobry wynik, ale też nie odbiega od konkurencji. jeżeli chodzi o praktyczność, auto ma swoje plusy i minusy. Zanim wsiądziemy do samochodu, od razu zwrócimy uwagę na elektrycznie wysuwane klamki.

Miło, iż dzieje się to automatycznie, ale pytanie pozostaje, co będzie w zimie? Czy śnieg i mróz pokonają to nowoczesne rozwiązanie? W środku zwraca uwagę brak przycisku włączania samochodu. Wystarczy, iż kierowca naciśnie pedał hamulca, a auto będzie gotowe do jazdy. Pozostaje tylko ustawić fotel, elektrycznie oczywiście, i dopasować lusterka.

I tu zaczyna się mały problem, bowiem nie ma do tego klasycznych przycisków znanych od lat z samochodów. W celu ich ustawienia musimy wejść do menu auta. Dla jednych to nie problem, ale znam kierowców, którzy bardzo tego nie lubią. Kolejnym minusem jest nadwrażliwość systemu monitorowania zachowania kierowcy. Jak to w chińskich autach bywa, aby podróż nie była naznaczona ciągłymi dźwiękami ostrzegawczymi, trzeba je wyłączyć. Da się to zrobić prosto, ale oczywiście po zatrzymaniu, system przywraca pierwotne ustawienia.

Jaecoo powinno też popracować nad tłumaczeniem, bowiem zdarzają się jeszcze małe wpadki językowe. Ale na tym adekwatnie kończą się moje narzekania na praktyczność auta. Doceniam za to bardzo dodatki, jakie europejscy producenci stosują tylko w autach premium, i to za słoną dopłatą.

Fotele są wentylowane, wspomniany wyświetlacz przezierny pozwala nie odrywać wzroku od drogi, a nad głową mamy duży, elektrycznie otwierany szklany dach. Także materiały wykończeniowe dużo bardziej przypominają Mercedesa niż Toyotę. Podsumowując, Jaecoo to takie chińskie premium, ale w cenie niższej niż popularne marki, jakie znamy z rynku od dawna.

Jaecoo J7 to auto hybrydowe, za napęd auta odpowiadają zatem dwa silniki. Producent podaje łączną moc auta jako 350 koni mechanicznych, ale za tym kryje się pewna nieścisłość, bowiem firma po prostu dodała moc silnika spalinowego oraz elektrycznego do siebie. A niestety, ze względu na uwarunkowania techniczne, sytuacja, w której oba napędy pracują z pełną mocą, jest niemożliwa.

Widać to np. w czasie przyspieszenia od 0 do 100 kilometrów. Jest on typowy dla aut o mocy trochę powyżej 200 koni mechanicznych, a nie 350. Ale to tylko liczby. W praktyce auto przyspiesza naprawdę super, i w codziennej eksploatacji mocy nie brakuje. Należy docenić też fakt, iż silnik elektryczny jest umieszczony za skrzynią biegów, dzięki czemu jazda na prądzie jest tak samo płynna jak w aucie elektrycznym.

A jaki jest zasięg jazdy na elektryczności? Mnie udało się przejechać 81 kilometrów po mieście i kawałku autostrady, zanim włączył się silnik spalinowy. Potem jazda nie była tak przyjemna, bowiem silnik po prostu słychać w kabinie, szczególnie podczas przyspieszania. Ale trzeba wziąć pod uwagę, iż ja po prostu jestem rozpieszczony komfortem jazdy aut elektrycznych, którymi poruszam się na co dzień.

Jeśli chodzi o zużycie paliwa, to w trybie hybrydowym wyniosło ono 5 litrów na każde 100 kilometrów. Przy tej wielkości auta i jego osiągach, to po prostu dobry wynik. Na pewno Jaecoo J7 jest bardzo komfortowym samochodem. Siedzenia są wygodne, zawieszenie miękko wybija nierówności, a hałas w środku zaczyna być zauważalny dopiero przy prędkościach typowych dla jazdy po autostradzie.

Także dalekie rodzinne podróże J7 będą należały do przyjemności. Chińskie auta nie tylko dają więcej wyposażenia niż te z Europy, ale także zapewniają bardziej zaawansowany układ hybrydowy. Jaecoo J7 można bowiem ładować nie tylko prądem zmiennym, ale także obsługuje szybkie ładowanie na ładowarkach prądu stałego. I to w standardzie, podczas gdy Mercedes żąda za taką możliwość słonej dopłaty, i to w aucie, które już na starcie jest dwukrotnie droższe.

To gdzie natomiast Chery powinno dokonać zmiany, to pokładowa ładowarka AC. Jest ona jednofazowa, więc w praktyce naładowanie całej baterii zajmie około 6 godzin. Liczę, iż przy okazji faceliftingu, który znając chińskie firmy będzie całkiem niedługo, J7 zostanie wyposażony w trójfazową ładowarkę prądu zmiennego.

Mówiąc o samochodach z Chin, każdy liczy na bardzo atrakcyjne ceny. I w tej kwestii J7 absolutnie nie zawodzi. Jaecoo zaoferowało dwie wersje wyposażenia: jedna bogato wyposażona za 160 tysięcy, i jedna, która ma na pokładzie już praktycznie wszystko, co może mieć auto tej klasy, za 170 tysięcy.

Ja akurat tej polityki nie rozumiem, bo jak pokazują dane o sprzedaży, i tak praktycznie wszyscy klienci decydują się na droższą wersję. W końcu różnica jest bardzo niewielka. To nie europejskie marki premium, gdzie auto po doposażeniu staje się często dwukrotnie droższe, niż było na początku.

Warto docenić też długą gwarancję, jaką zaoferował producent – 7 lat lub 150 000 km. Na pewno pomoże ona przezwyciężyć strach przed kupnem auta nieznanej marki. To, co warte uwagi to fakt, iż ten koncern inwestuje mocno w Europie. Ma już jeden zakład w Hiszpanii, i planuje otwarcie drugiej fabryki na terenie Turcji.

Także w przyszłości nie powinno być żadnych problemów z nabyciem części zamiennych. Jako podsumowanie testu napiszę, iż postęp, jaki dokonała chińska motoryzacja w ostatnich latach, jest naprawdę niesamowity. Ich samochody z mało zaawansowanych konstrukcji, pełnych błędów i przestarzałej technologii, stały się prawdziwymi konkurentami dla Volkswagena czy Opla. Oferują dużo za naprawdę rozsądne pieniądze.

Fakt, wymagają one jeszcze małych poprawek uwzględniających potrzeby europejskiego klienta, ale wiele z nich można dokonać, aktualizując software w samochodach, które już jeżdżą po drogach. A znając tempo, w jakim Chińczycy się rozwijają, następna generacja samochodów, które wprowadzą do sprzedaży, będzie lepsza w każdym aspekcie od konstrukcji europejskich czy japońskich. Myślę, iż tzw. Legacy Automakers muszą ostro się wziąć do pracy. Inaczej naprawdę ciężko będzie im utrzymać swoje udziały rynkowe.

Idź do oryginalnego materiału