Co ciekawe, choćby samo nazewnictwo aut tej marki jest inne. Model 4 jest bowiem większy od modelu 2, ale mniejszy od modelu 3, jedynie Polestar 1 jest rzeczywiście najmniejszym modelem w gamie, aczkolwiek nie jest on już produkowany. Bowiem cyfra w wypadku Polestar nie oznacza wielkości auta, a kolejność debiutu.
Żeby jeszcze skomplikować sytuację, napiszę, iż przez problemy z software modele 3 i 4 weszły do sprzedaży praktycznie w tym samym momencie, mimo iż zgodnie z pierwotnymi zapowiedziami miał być rok odstępu między nimi.
Oczywiście Polestar to nie jest zupełnie nowa marka na rynku. Należy ona do koncernu Geely i ma dużo powiązań z Volvo. Pierwotnie Polestar zajmował się przygotowywaniem aut tej szwedzkiej marki do wyścigów. Dopiero pod rządami Chińczyków nazwa została wykorzystana, aby oznaczyć nią nowy brand, który skupił się na produkcji aut elektrycznych.
Wygląd Polestar 4 jasno pokazuje, kto był odpowiedzialny za stylistykę. Myślę, iż gdyby IKEA miała zaprojektować auto, to wyglądałoby ono właśnie tak. Samochód ma bardzo ładną linię nadwozia z niskim przodem i wysokimi tyłem. Dobre wrażenie robi też przegięcie tuż pod linią okien oraz piękne bezramkowe lusterka. Ale na pewno najbardziej kontrowersyjnym elementem wyglądu samochodu jest brak tylnej szyby. Zamiast niej mamy po prostu kawał metalu.
Co interesujące w środku jest lusterko tak jak w każdym innym aucie, tylko zamiast tafli szkła mamy w tym miejscu wyświetlacz, który pokazuje obraz z kamery umieszczonej z tyłu auta. Ja lubię to rozwiązanie, bo daje wyraźny obraz także w nocy. Ale z drugiej strony osoby z astygmatyzmem mogą mieć problem z ciągłym dostrajaniem ostrości wzroku.
W środku także mamy minimalizm w praktyce, choć absolutnie nie w tak ekstremalnej formie, którą stosuje Tesla. Oprócz dużego centralnego ekranu, po raz pierwszy w Polestar umieszczonego poziomo, a nie pionowo, mamy także wyświetlacz przed kierowcą oraz bardzo duży i wyraźny HUD. Także wszystkie dane są prezentowane kierowcy w bardzo wygodnej formie.
Natomiast to, co wielu osobom może się zdecydowanie mniej podobać, to przeniesienie całości obsługi na ekran dotykowy. Oprócz niego mamy tylko pokrętło głośności, wydające piękne dźwięki przy kręceniu, oraz przyciski do otwierania okien. Całą resztą sterujemy dotykając wyświetlacza, lub poprzez komendy głosowe.
Co warto wspomnieć to fakt, iż system infotainment został zaprojektowany przez Google. Także choćby bez podłączania telefonu, mamy do dyspozycji mapy Google, a sama logika działania jest naprawdę prosta. Oprócz stylistyki także materiały są typowe dla skandynawskiego stylu, mamy dużo tkanin, także na drzwiach czy desce rozdzielczej, oraz sporo materiałów z recyklingu.
Bardzo pozytywnego obrazu dopełnia doskonale dobrane oświetlenie ambientowe z dużymi możliwościami personalizacji. Ponieważ brakuje tylnej szyby to aby w aucie była odpowiednia ilość światła, producent zastosował potężny szklany dach. Niestety, ponieważ w czasie testu temperatury oscylowały wokół 2-5 stopni Celsjusza, więc nie byłem w stanie stwierdzić czy ta ogromna szklana tafla nie będzie powodować nadmiernego nagrzewania się wnętrza.
Natomiast na pewno jazda nocą przez miasto jest ciekawym doświadczeniem dla pasażerów na tylnej kanapie. Gdy mówimy o ilości miejsca w kabinie, to nikomu nie będzie jej brakować. W końcu auto ma 4.8 metra długości i jest zbudowane na platformie SEA, która od początku została zaprojektowana tylko dla aut elektrycznych.
Każdy pasażer, choćby jeżeli jest wysokiego wzrostu, będzie miał swobodę ruchów. Miejsca na bagaże także jest bardzo dużo. Główny bagażnik ma bowiem 526 litrów pojemności, a dodatkowo mamy głęboki schowek pod podłogą. Idealny na kable do ładowania.
Pod maską jest drugi schowek, ale ma on bardzo skromną pojemność 15 litrów. Tak naprawdę wrzucimy tam gaśnicę, apteczkę i skrobaczkę do szyb. Ale tej ostatniej i tak w sumie używać nie będziemy, bo przecież w praktycznie każdym aucie elektrycznym możemy włączyć ogrzewanie zdalnie z aplikacji. I wtedy wchodzimy do samochodu, w środku którego jest 20°C, a szyby są idealnie odszronione.
A jak jeździ Polestar 4?
Jeździ naprawdę dobrze, jak zresztą wszystkie auta zbudowane na platformie SEA. Wersja, którą testowałem to odmiana AWD, czyli mająca dwa silniki elektryczne o łącznej mocy 544 KM. I jak można się spodziewać, dają one naprawdę niesamowite osiągi. Przyspieszenie do 100 km/h trwa 3.8 sekundy i to pomimo iż auto waży aż 2440 kilogramów, i to bez pasażerów na pokładzie.
A dodatkowo mamy to, co wiele osób w elektrykach uwielbia najbardziej, czyli całą moc dostępną od razu po wciśnięciu pedału gazu. No właśnie, czy on dalej powinien się tak nazywać w dobie elektromobilności? Może lepszą nazwą będzie dozownik elektronów? Auto może jechać maksymalnie 200 km/h co wystarczy choćby na niemieckiej autostradzie.
Tak wysokie osiągi idą w Polestar 4 w parze z dużym komfortem jazdy. Poziom hałasu jest znikomy i to zarówno w mieście jak i przy wyższych prędkościach. Siedzenia są bardzo wygodne oraz wyposażone w funkcję wentylacji i masażu.
Zawieszenie jest domyślnie ustawione w bardzo komfortowy sposób, ale dzięki jednego kliknięcia można je utwardzić dla tych, którzy chcą poczuć trochę więcej emocji w zakrętach. A te emocje Polestar może jak najbardziej zapewnić, i to w dużych ilościach. Samochód wydaje się dysponować wręcz nieograniczonym zapasem przyczepności i dojście do momentu, w którym opony wydają z siebie dźwięki, świadczące o wyczerpywaniu się ich możliwości, jest naprawdę trudne.
Układ kierowniczy jest przy tym bardzo precyzyjny i daje dobry feedback tego co się dzieje z przednimi kołami. Dodatkowo jazdę upraszcza system one pedal driving, który powoduje, iż w normalnych warunkach nie musimy używać pedału hamulca. Po odpuszczeniu gazu auto hamuje aż do zatrzymania.
W czasie tego procesu energia kinetyczna zamieniana jest na prąd, który doładowuje baterię. W czasie moich podróży autem elektrycznym nie raz zdarzyło się, iż zjeżdżając z długiej górki, po paru kilometrach poziom energii w akumulatorze był wyższy niż na początku.
Zużycie energii w Polestar 4
Pomimo dużej masy i niezbyt przyjaznych warunków klimatycznych, było parę stopni na plusie, auto w czasie całego testu zużyło około 20 kWh prądu na każde 100 kilometrów. Biorąc pod uwagę, iż jego bateria ma 94 kWh pojemności dostępnej dla użytkowników zasięg tego samochodu na jednym ładowaniu to niecałe 500 kilometrów.
Jeśli przyjdzie nam uzupełnić energię w trasie to na szybkiej ładowarce zajmie to 30 minut. Oczywiście ten czas dotyczy zakresu od 10 do 80 proc. akumulatora. Ogólnie te dane są typowymi dla tej grupy samochodów. Polestar nie wyróżnia się ani na plus, ani na minus. Szkoda, iż producent nie zapewnił temu modelowi nowej architektury 800 V, którą opracował koncern Geely.
Dzięki temu systemowi siostrzany model Zeekr 007 jest najszybciej ładującym się seryjnym samochodem świata. Zamiast pół godziny, ładowanie, o którym pisałem, zajmuje mu zaledwie 10.5 minuty. Ale liczę, iż tej technologii doczekamy się niedługo także w Europie.
Ile kosztuje Polestar 4?
Wiemy, jak to auto wygląda, wiemy, jak jeździ, więc czas dowiedzieć się ile kosztuje. Ponieważ firma Polestar wejdzie na polski rynek dopiero w 2025 roku musimy posługiwać się cenami z Niemiec. Samochód w wersji z napędem na jedną oś kosztuje 57900 euro a w odmianie takiej jak testowana, czyli AWD to koszt 65900 euro.
Po przeliczeniu na złotówki oraz uwzględnieniu różnicy w stawce podatku VAT w Polsce powinniśmy mieć ceny na poziomie 260 i 300 tysięcy złotych. To sporo więcej od Tesli Model 3, a podobnie do Nio ET5 czy Volkswagena ID7.
Od Tesli to auto jest zdecydowanie lepiej wyposażone, więc różnica w cenie jest całkowicie uzasadniona. ET5 ma za to bardziej sportowy charakter. A ID7 to znowu samochód dużo bardziej przypominający klasyczne auto spalinowe tylko z napędem elektrycznym. Z tych modeli moim wyborem byłby właśnie Polestar 4.
To bardzo dopracowane auto, w którym przeszkadzają mi tylko drobiazgi jak brak chłodzenia ładowarki indukcyjnej dla telefonu czy przyciski na kierownicy w formie paneli dotykowych. Poza tym auto zachwyca połączeniem szwedzkiego stylu i chińskiej technologii. Tym bardziej można się cieszyć, iż w przyszłym roku zawita do salonów nad Wisłą.