Czy sanie świętego Mikołaja mogą być w tym roku w kolorze Soul Red? Pojeździłem najmocniejszą Mazdą w historii, by sprawdzić, czy chciałbym dostać ją pod choinkę.
327 KM, motor benzynowy 2.5 i silnik elektryczny, napęd na cztery koła. Tak brzmi recepta na najmocniejszą seryjną Mazdę w historii marki. Żadne RX-7 czy RX-8, a także żadna wersja z literami MPS na klapie nie zbliżyła się choćby do wyniku, którym mogą chwalić się klienci na SUV-a klasy średniej.
To całkiem imponujące, ale czy CX-60 – biorące na celownik Volvo z podobną nazwą, a także Audi Q5 czy BMW X3 – potrafi zaimponować? Póki co, zrobiło na mnie dobre wrażenie, gdy jeździłem nim przez kilka godzin po niemieckich drogach podczas pierwszych jazd dla dziennikarzy. Teraz przyszła pora na dłuższy, tygodniowy test. Wziąłem więc notatnik, długopis i jeździłem. Jeździłem, notowałem, narzekałem, uśmiechałem się, kiwałem głową i jeszcze trochę notowałem. Oto, co zapisałem.
1. Nie zrobicie raczej CX-60 na nikim wrażenia
To nie jest brzydkie auto, ale wygląda już trochę… staro. W gabinecie designerów Mazdy przydałoby się otworzyć okno i wpuścić trochę nowych pomysłów. Te obecne są dobre, ale ile można?! CX-60 wygląda podobnie do CX-5 albo CX-30. Nikt nie zapytał mnie o „tę nową Mazdę”, bo naprawdę trzeba się mocno orientować, by zauważyć na pierwszy (i nie tylko) rzut oka, iż to najnowszy i w dodatku flagowy model. Lakier Soul Red też chyba się już trochę przejadł… ale i tak wygląda dobrze. Akurat za niego, styliści powinni dostać jakąś nagrodę.
Tak czy inaczej, Mazda CX-60 nie jest autem, którym można zrobić wrażenie na sąsiadach. Słyszeliście o wymianie samochodu „na księdza”? Mówi się tak, gdy ktoś zmienia obecne auto na nowsze, ale bardzo podobne do poprzedniego, w takim samym kolorze, nie rzucające się w oczy. CX-60 to idealny wóz do takiego manewru, jeżeli ktoś ma teraz CX-5.
2. Weźcie jasne wnętrze
Podczas pierwszych jazd jeździłem egzemplarzem z jasną tapicerką, jasnym drewnem i bardzo ładnymi, jeszcze jaśniejszymi listwami. Egzemplarz, który testowałem już w Polsce, ma czarne wnętrze z czarną listwą. Bardzo podobają mi się aluminiowe akcenty, ale jeżeli chcecie, by wnętrze waszego CX-60 było wyjątkowe i by można było poczuć w nim atmosferę premium, weźcie jaśniejszą kolorystykę. Choć wnętrze w każdym wypadku jest doskonale zmontowane, wykonane ze świetnych materiałów i przebywa się w nim po prostu miło. Nic nie rozprasza tu bez sensu kierowcy. Można poczuć się dobrze. Uwagę mam adekwatnie tylko jedną.
3. Tęsknię za dotykowym wyświetlaczem
Rozumiem, jaki zamysł stał za tym, by pójść swoją drogą i nie zaoferować w CX-60 możliwości klikania w ekran podczas jazdy. Miało być jak za dawnych lat i ktoś widocznie doszedł do wniosku, iż operowanie pokrętłem i panelem dotykowym umieszczonymi na tunelu środkowym odwraca uwagę od drogi mniej niż trafianie palcem w ikonki. Rozumiem, ale… się nie zgadzam. Uważam, iż obsługa funkcji poprzez dotyk byłaby po prostu szybsza. Nie trzeba by myśleć, czy aby dotrzeć do danego menu muszę kliknąć przyciskiem w lewo albo w prawo, po prostu dotykam tego, co chcę włączyć. Może jestem zbyt nowoczesny.
4. Układ napędowy jest szybki, ale nie ma tu sportowych wrażeń
Mazda CX-60 plug-in osiąga 100 km/h w 5,8 s, co wystarcza, by mówić „mój rodzinny SUV jest szybszy od twojego wozu” ogromnej rzeszy posiadaczy krzykliwych hot hatchów. Zza kierownicy jednak nie czuć osiągów. CX-60 ze względu na wolnossący silnik benzynowy musi „załapać obrotów”, by kierowca poczuł, iż przyspiesza. Wrażenia są… spokojne, co ma swój urok. Do codziennej jazdy CX-60 nadaje się wyśmienicie, jest przy tym ciche i wyważone w reakcjach. Gdy raz na jakiś czas (pewnie niezbyt często) nadejdzie pora, by kierowca Mazdy mocno nabrał prędkości, auto nie będzie protestować. Ale w ogóle do tego nie prowokuje.
5. Mazda CX-60 pali od 1,8 do 12 litrów na sto kilometrów
Po wyjeżdżeniu zasięgu elektrycznego (ok. 50 km), Mazda pali tyle, ile spodziewamy się po sporym, benzynowym SUV-ie, czyli ok. 10-12 litrów na sto kilometrów. Gdy auto jest naładowane, spalanie wynosi od ok. 1,8 do 5 litrów.
6. Układ napędowy mógłby być bardziej płynny
Czy hybrydowa Mazda CX-60 poszarpuje? Niestety, tak – i to chyba największy zarzut, jaki mam do tego samochodu w ogóle. Szarpanie zdarza się zarówno podczas spokojnej, jak i dynamicznej jazdy. Można jechać 50 km/h, lekko dodać gazu lub zdjąć nogę z prawego pedału i poczuć, iż samochód przez chwilę nie wie, co zrobić i na które źródło napędu się zdecydować. Efekt jest taki, jakby kierowca za gwałtownie puścił sprzęgło – co oczywiście w tym wozie jest niemożliwe.
7. Jeszcze tylko jedna wada…
…no dobrze, dwie. Po pierwsze, Mazda CX-60 jest trochę zbyt nerwowa w prowadzeniu przy prędkościach autostradowych. To, co można docenić przy wolniejszej jeździe i na zakrętach – czyli bezpośredni i szybki układ kierowniczy – doskwiera gdy jedzie się szybko, bo auto wymaga częstych korekt przy jeździe na wprost.
Po drugie, o ile CX-60 na większości dziur i wybojów resoruje miękko, o tyle na krótkich, poprzecznych nierównościach jest zaskakująco twarda.
8. Poza tym, to bardzo dobry SUV
Jest cichy, przestronny i potrafi być zarówno szybki, jak i oszczędny. Ma świetne fotele, dobry system audio i wszystkie gadżety, które mogą uprzyjemnić jazdę. Trudno przyczepić się do jego obsługi, o ile ktoś nie musi mieć koniecznie dotykowego ekranu. Nie jest to samochód pozbawiony wad, ale myślę, iż z sześciocylindrowym dieslem będzie o wiele lepiej. Nie powinno być wtedy kłopotów z płynnością działania układu, a wóz – choć słabszy – powinien czarować pokładami momentu obrotowego dostępnymi z samego dołu.
Mazda CX-60 prezentuje – jak przystało na wóz tej marki – specyficzną filozofię, według której auto ma nie rzucać się w oczy i nie być efekciarskie. Na pewno znajdą się chętni, zwłaszcza iż cena (250-300 tysięcy złotych) nie jest wyższa od konkurentów z segmentu premium. Choć wielu nabywców może woleć wóz, który jednak mocniej manifestuje status, zwłaszcza w Polsce.