Debiutujące Mitsubishi Colt jest przykładem inżynierii znaczkowej. Japończycy skorzystali z dobrze znanej konstrukcji Clio swojego partnera z aliansu Renault-Nissan-Mitsubishi.
Mitsubishi to samo zrobiło już wcześniej z modelem ASX, które nie jest niczym innym, jak Renault Captur z nowym logo. Tym samym producent oszczędził czas i pieniądze, które musiałby wydać na budowę auta od podstaw. Decyzja okazała się słuszna z punktu widzenia ekonomii i trudno się dziwić japońskiej marce, iż w przypadku Colta mamy tę samą sytuację.
Mitsubishi Colt różni się zaledwie kilkoma drobnymi elementami względem Renault Clio
Poza zmienionymi znaczkami nieco inaczej wygląda osłona chłodnicy i zderzak, można też zauważyć nową sygnaturę świetlną LED-ów. Z tyłu nie sposób przeoczyć ogromnego napisu Mitsubishi, który umieszczono na klapie.
Wnętrze jest w zasadzie identyczne z kokpitem Clio
Może się w nim znaleźć 7-calowy wyświetlacz centralny lub większy w rozmiarze 9,3 cali. Zegary są w dwóch wariantach: 7 i -10-calowym. Na pokładzie znajdziemy także dwa porty USB, bezprzewodową ładowarkę, a za dopłatą podgrzewaną kierownicę, kamerę 360 stopni, podgrzewane lusterka, a choćby nagłośnienie Bose.
A co pod maską?
Trzy wersje napędowe do wyboru. Podstawowa otrzyma wolnossący 3-cylindrowy silnik benzynowy 1.0 o mocy 66 KM i momencie obrotowym 95 Nm. Drugą opcją będzie turbodoładowany benzynowy 1.0 o mocy 90 KM (160 Nm). Na szczycie gamy umieszczono klasyczną hybrydę bazującą na benzynowej jednostce 1.6. Układ wsparty niewielkim elektrycznym motorem zapewnia łącznie 141 KM i 205 Nm. Ma on gwarantować najlepsze osiągi i równocześnie największą oszczędność.
Hybryda otrzyma elektroniczny hamulec postojowy i hamulce tarczowe z tyłu. Pozostałe wersje wykorzystują hamulce bębnowe. Producent przygotował 4 wersje wyposażenia i 5 lakierów nadwozia (czerwony, czarny, błękitny, szary i biały).
Produkcja Mitsubishi Colt ruszy we wrześniu, a sprzedaż w salonach rozpocznie się jeszcze jesienią.
Zdjęcia: Mitsubishi