Mitsubishi Colt spędziło ze mną cały tydzień. To był bardzo miły tydzień. Samochód również był OK.
Już któryś raz próbuję rozpocząć ten akapit i napisać sensowne zdanie wprowadzające do testu Colta. Poprzednie wersje wstępu skasowałem, bo sprowadzały się do jednego stwierdzenia. Jakiego? Że Mitsubishi Colt to bliźniak Renault Clio. I choćby pisząc tę, którąś już próbę, nie umiem tego ominąć. Mitsubishi Colt to bardzo bliski kuzyn Clio i nie ma co tego ukrywać. Zamiast tego pozwolę sobie zadać pytanie. Czy bycie bliźniakiem jednego z najlepiej sprzedających się samochodów w Europie to coś złego? Po bliższym zapoznaniu się z tym mieszczuchem stwierdzam, iż jemu to całe powinowactwo wyszło na dobre. Ale od początku…
Renault, Nissan i Mitsubishi tworzą w tej chwili alians
W ramach tej współpracy marki dzielą się ze sobą wieloma rozwiązaniami, technologiami oraz modelami. Fakt, iż w ramach koncernu istnieją spokrewnione ze sobą samochody, nie jest ani niczym nowym, ani wyjątkowym. W jednym z komunikatów prasowych aliansu czytamy: Grupa Renault i Mitsubishi wykorzystają modele Renault Captur i Renault Clio do opracowania dwóch nowych modeli nowej generacji – ASX i Colt na platformie CMF‑B.
A więc dlaczego akurat Colt nadział się na nóż krytyki? Chyba wiem. Mitsubishi nie miało lekko przez ostatnie lata, a na dodatek w 2021 roku pojawiły się treści sugerujące, iż firma chce opuścić polski rynek. Patrząc przez pryzmat tych okoliczności, łatwo o różne wnioski. A prawda jest taka, iż Clio było czwartym najchętniej sprzedającym się modelem w Europie w 2023 roku. Większość marek, gdyby dostało możliwość włączenia sobie do cennika modelu na bazie któregokolwiek samochodu z, powiedzmy, top 5 w Europie, to by to zrobiło. Dlatego raczej należy pogratulować Mitsubishi, a nie współczuć.
Mitsubishi Colt 1.6 F Hybrid Instyle
Do redakcyjnego testu otrzymaliśmy kluczyki (a raczej charakterystyczną kartę) od czerwonego egzemplarza w wersji 1.6 F Hybrid z jedynym dostępnym na stałe dla tej wersji silnikowej wyposażeniem – Instyle. Taki samochód kosztuje 126 290 złotych, czyli o ponad 50 tys. złotych więcej od bazowego Colta (1.0 Inform 66 KM za 71 990 złotych). W telegraficznym skrócie – ten najtańszy Colt nie ma ekranu centralnego, ma manualną skrzynię biegów i manualną klimatyzację.
A co ma testowana hybryda?
Tutaj nie da się zrobić telegraficznego skrótu, bo lista wyposażenia jest długa i dorosła. Są tu np. ogrzewana kierownica z perforowanej skóry (wegańskiej), duży kolorowy ekran z bezprzewodowym Apple CarPlay, nagłośnienie Bose, ambientowe oświetlenie wnętrza oraz pełne wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa. Do tego hybrydowy napęd z automatyczną skrzynią biegów, cyfrowe zegary, kamera 360, komplet czujników oraz półskórzana tapicerka foteli. Przednie siedzenia są oczywiście podgrzewane, a zadanie grzałkom pełnej mocy sprawia, iż wręcz parzą – na bogato.
Z zewnątrz mamy 17-calowe alufelgi i masywne ozdobne LED-y w przednim zderzaku. Konkretne wyposażenie, ale przecież cena jest również konkretna, choć kosmetycznie lepsza od Clio. Porównywalnie wyposażone Renault Clio esprit Alpine E-Tech full hybrid 145 kosztuje 128 500 złotych.
A jaki jest Colt na co dzień?
W mieście auto czuje się jak ryba w wodzie. Zawieszenie odpowiednio łączy komfort z dynamiką. Układ kierowniczy jest całkiem responsywny i w połączeniu z niską masą oraz niewielkimi rozmiarami sprawia, iż Colt lubi przeciskać się przez gąszcz miejskich ulic. Jeszcze lepiej się nim parkuje, tym bardziej z kamerą 360. Ogólnie samochody są coraz większe i miło dla odmiany pojeździć takim maluchem, który skręca w miejscu i śmiga z zapałem radosnego szczeniaka. Colt ma jeszcze jedną istotną zaletę – dobrze sprawuje się na autostradzie. Jest cichy, stabilny i naprawdę przyjemny. Nieduży samochód, ale kompletny.
A czy kompaktowe wymiary zewnętrze sprawiają, ze Colt jest ciasny?
Zupełnie nie. Kabina ma naprawdę sporo miejsca, szczególnie z przodu. Z tyłu dzieciaki również nie będą marudzić na ciasnotę – zmieszczą się tam ze swoimi potężnymi fotelikami. Przedział bagażowy ma galante (jestem z Łodzi) 391 litrów pojemności, ale próg załadunkowy jest bardzo wysoko. Poza tym otwieranie klapy jest nienaturalnie umieszczone w zderzaku, a nie w klapie, co początkowo sprawia problemy ze znalezieniem go. Dalej również sprawia problemy, bo bardzo się brudzi i korzystanie z niego zimą nie jest przyjemne.
Jest po prostu dobrze
Jeśli chodzi o pozostałe cechy wnętrza, warto wspomnieć, iż jest ono naprawdę dojrzałe, po prostu dobre. Zacznę od fajnych rzeczy, ale jest w również kilka niezrozumiałych dla mnie drobiazgów. Na plus jest system bezkluczykowego zamykania znany z Renault – jest po prostu świetny. Można wrzucić kluczyk do kieszeni i zapomnieć o nim. Wszystko przez to, jak samochód komunikuje zamykanie drzwi – odchodząc od niego mamy pewność, iż zostaje zamknięty. Z kolei wsiadając, otwiera się sam i wystarczy wcisnąć przycisk Start/Stop.
Plastiki w kabinie są dobrze spasowane, ale nie rozumiem, dlaczego ramki okien nie mają obić. Goły metal zagląda do wnętrza, co nie przystoi w samochodzie za 130 tys. złotych. pozostało konsola środkowa. Ma bardzo fajny wybierak z idealnie umieszczonym trybem rekuperacji. Załączanie go to naturalny odruch i tak powinno być w każdej hybrydzie. Obok przebiega choćby listwa LED i całość robi doskonałe wrażenie, ale nie rozumiem, dlaczego litery PRNDB nie są podświetlone – byłoby łatwiej.
Aha i jeszcze jedno. Moim zdaniem inżynierowie dźwięku zrobili kawał dobrej roboty – kwestie udźwiękowienia komunikatów systemowych oraz czujników parkowania są jakieś inne niż np. u Niemców, jakby lepsze. To fajne na co dzień, szczególnie iż mówimy tu o samochodzie marki mainstream, a podobno dobre kompozycje to domena aut premium.
Układ napędowy i spalanie
Pod maską Colta pracuje hybrydowy układ napędowy o mocy 143 KM i jest to rozwiązanie znane z Clio. Co ciekawe, w Renault z tego samego systemu, marketingowcy wycisnęli więcej mocy – Clio ma 145 KM. Mitsubishi przyspiesza od zera do 100 km/h w 9,3 sekundy i rozpędza się do 174 km/h. Elastyczność jest dobra, skrzynia biegów działa płynnie. To wszystko jest jak najbardziej OK, ale najważniejsze, ile Colt konsumuje paliwa. W mieście zużycie wahało się między 4,5 a 5 litrów na 100 km. Podczas dynamicznej jazdy autostradą było to 6,5 litra na 100 km. Samochód ma świetny tryb rekuperacji. Wystarczy ustawić mieszek w pozycji B i można prawie zapomnieć o pedale hamulca – zupełnie jak w aucie elektrycznym.
Mówi się, iż grupą docelową w Polsce są wieloletni mitsubisiarze
Podobno Mitsubishi ma wierną klientelę, która jeździ autami z trzema diamentami na masce od lat. Ci ludzie nie chcą innego samochodu. A czy Mitsubishi Colt to samochód, którym warto się zainteresować, mając otwarty umysł na różne marki? Zdecydowanie tak.
Kupić, nie kupić?
Decydując się na ten model, sugeruję koniecznie porównać ofertę Renault i Mitsubishi i wybrać najkorzystniejszy wariant – warto spojrzeć na finansowanie oraz warunki gwarancji. A jak już zapadnie decyzja, iż Colt, to gwałtownie może okazać się, iż najlepszym wariantem wcale nie będzie hybryda. Dlaczego? W praktyce przejechanie 100 km taką wersją jest jakieś 20 zł tańsze (koszt paliwa) od użytkowania pojazdu z czystą benzyną. A więc trzeba przejechać ok. 100 000 km, żeby dopłata do hybrydy (ok. 20 tys. złotych) się zwróciła. To niemało.
A jak podsumować braterstwo krwi z Renault Clio? Moim zdaniem Mitsubishi nic lepszego samo by nie wymyśliło i dzięki tej decyzji Colt jest teraz dopracowany jak nigdy i po prostu dobry.
Fot. Maciej Lubczyński