Nowe Mitsubishi Colt HEV to rolka sushi maczana w zupie cebulowej. Sprawdzam jak to smakuje

10 miesięcy temu

Mitsubishi Colt spędziło ze mną cały tydzień. To był bardzo miły tydzień. Samochód również był OK.

Już któryś raz próbuję rozpocząć ten akapit i napisać sensowne zdanie wprowadzające do testu Colta. Poprzednie wersje wstępu skasowałem, bo sprowadzały się do jednego stwierdzenia. Jakiego? Że Mitsubishi Colt to bliźniak Renault Clio. I choćby pisząc tę, którąś już próbę, nie umiem tego ominąć. Mitsubishi Colt to bardzo bliski kuzyn Clio i nie ma co tego ukrywać. Zamiast tego pozwolę sobie zadać pytanie. Czy bycie bliźniakiem jednego z najlepiej sprzedających się samochodów w Europie to coś złego? Po bliższym zapoznaniu się z tym mieszczuchem stwierdzam, iż jemu to całe powinowactwo wyszło na dobre. Ale od początku…

Renault, Nissan i Mitsubishi tworzą w tej chwili alians

W ramach tej współpracy marki dzielą się ze sobą wieloma rozwiązaniami, technologiami oraz modelami. Fakt, iż w ramach koncernu istnieją spokrewnione ze sobą samochody, nie jest ani niczym nowym, ani wyjątkowym. W jednym z komunikatów prasowych aliansu czytamy: Grupa Renault i Mitsubishi wykorzystają modele Renault Captur i Renault Clio do opracowania dwóch nowych modeli nowej generacji – ASX i Colt na platformie CMF‑B.

A więc dlaczego akurat Colt nadział się na nóż krytyki? Chyba wiem. Mitsubishi nie miało lekko przez ostatnie lata, a na dodatek w 2021 roku pojawiły się treści sugerujące, iż firma chce opuścić polski rynek. Patrząc przez pryzmat tych okoliczności, łatwo o różne wnioski. A prawda jest taka, iż Clio było czwartym najchętniej sprzedającym się modelem w Europie w 2023 roku. Większość marek, gdyby dostało możliwość włączenia sobie do cennika modelu na bazie któregokolwiek samochodu z, powiedzmy, top 5 w Europie, to by to zrobiło. Dlatego raczej należy pogratulować Mitsubishi, a nie współczuć.

Mitsubishi Colt 1.6 F Hybrid Instyle

Do redakcyjnego testu otrzymaliśmy kluczyki (a raczej charakterystyczną kartę) od czerwonego egzemplarza w wersji 1.6 F Hybrid z jedynym dostępnym na stałe dla tej wersji silnikowej wyposażeniem – Instyle. Taki samochód kosztuje 126 290 złotych, czyli o ponad 50 tys. złotych więcej od bazowego Colta (1.0 Inform 66 KM za 71 990 złotych). W telegraficznym skrócie – ten najtańszy Colt nie ma ekranu centralnego, ma manualną skrzynię biegów i manualną klimatyzację.

A co ma testowana hybryda?

Tutaj nie da się zrobić telegraficznego skrótu, bo lista wyposażenia jest długa i dorosła. Są tu np. ogrzewana kierownica z perforowanej skóry (wegańskiej), duży kolorowy ekran z bezprzewodowym Apple CarPlay, nagłośnienie Bose, ambientowe oświetlenie wnętrza oraz pełne wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa. Do tego hybrydowy napęd z automatyczną skrzynią biegów, cyfrowe zegary, kamera 360, komplet czujników oraz półskórzana tapicerka foteli. Przednie siedzenia są oczywiście podgrzewane, a zadanie grzałkom pełnej mocy sprawia, iż wręcz parzą – na bogato.

Z zewnątrz mamy 17-calowe alufelgi i masywne ozdobne LED-y w przednim zderzaku. Konkretne wyposażenie, ale przecież cena jest również konkretna, choć kosmetycznie lepsza od Clio. Porównywalnie wyposażone Renault Clio esprit Alpine E-Tech full hybrid 145 kosztuje 128 500 złotych.

A jaki jest Colt na co dzień?

W mieście auto czuje się jak ryba w wodzie. Zawieszenie odpowiednio łączy komfort z dynamiką. Układ kierowniczy jest całkiem responsywny i w połączeniu z niską masą oraz niewielkimi rozmiarami sprawia, iż Colt lubi przeciskać się przez gąszcz miejskich ulic. Jeszcze lepiej się nim parkuje, tym bardziej z kamerą 360. Ogólnie samochody są coraz większe i miło dla odmiany pojeździć takim maluchem, który skręca w miejscu i śmiga z zapałem radosnego szczeniaka. Colt ma jeszcze jedną istotną zaletę – dobrze sprawuje się na autostradzie. Jest cichy, stabilny i naprawdę przyjemny. Nieduży samochód, ale kompletny.

A czy kompaktowe wymiary zewnętrze sprawiają, ze Colt jest ciasny?

Zupełnie nie. Kabina ma naprawdę sporo miejsca, szczególnie z przodu. Z tyłu dzieciaki również nie będą marudzić na ciasnotę – zmieszczą się tam ze swoimi potężnymi fotelikami. Przedział bagażowy ma galante (jestem z Łodzi) 391 litrów pojemności, ale próg załadunkowy jest bardzo wysoko. Poza tym otwieranie klapy jest nienaturalnie umieszczone w zderzaku, a nie w klapie, co początkowo sprawia problemy ze znalezieniem go. Dalej również sprawia problemy, bo bardzo się brudzi i korzystanie z niego zimą nie jest przyjemne.

Jest po prostu dobrze

Jeśli chodzi o pozostałe cechy wnętrza, warto wspomnieć, iż jest ono naprawdę dojrzałe, po prostu dobre. Zacznę od fajnych rzeczy, ale jest w również kilka niezrozumiałych dla mnie drobiazgów. Na plus jest system bezkluczykowego zamykania znany z Renault – jest po prostu świetny. Można wrzucić kluczyk do kieszeni i zapomnieć o nim. Wszystko przez to, jak samochód komunikuje zamykanie drzwi – odchodząc od niego mamy pewność, iż zostaje zamknięty. Z kolei wsiadając, otwiera się sam i wystarczy wcisnąć przycisk Start/Stop.

Plastiki w kabinie są dobrze spasowane, ale nie rozumiem, dlaczego ramki okien nie mają obić. Goły metal zagląda do wnętrza, co nie przystoi w samochodzie za 130 tys. złotych. pozostało konsola środkowa. Ma bardzo fajny wybierak z idealnie umieszczonym trybem rekuperacji. Załączanie go to naturalny odruch i tak powinno być w każdej hybrydzie. Obok przebiega choćby listwa LED i całość robi doskonałe wrażenie, ale nie rozumiem, dlaczego litery PRNDB nie są podświetlone – byłoby łatwiej.

Aha i jeszcze jedno. Moim zdaniem inżynierowie dźwięku zrobili kawał dobrej roboty – kwestie udźwiękowienia komunikatów systemowych oraz czujników parkowania są jakieś inne niż np. u Niemców, jakby lepsze. To fajne na co dzień, szczególnie iż mówimy tu o samochodzie marki mainstream, a podobno dobre kompozycje to domena aut premium.

Układ napędowy i spalanie

Pod maską Colta pracuje hybrydowy układ napędowy o mocy 143 KM i jest to rozwiązanie znane z Clio. Co ciekawe, w Renault z tego samego systemu, marketingowcy wycisnęli więcej mocy – Clio ma 145 KM. Mitsubishi przyspiesza od zera do 100 km/h w 9,3 sekundy i rozpędza się do 174 km/h. Elastyczność jest dobra, skrzynia biegów działa płynnie. To wszystko jest jak najbardziej OK, ale najważniejsze, ile Colt konsumuje paliwa. W mieście zużycie wahało się między 4,5 a 5 litrów na 100 km. Podczas dynamicznej jazdy autostradą było to 6,5 litra na 100 km. Samochód ma świetny tryb rekuperacji. Wystarczy ustawić mieszek w pozycji B i można prawie zapomnieć o pedale hamulca – zupełnie jak w aucie elektrycznym.

Mówi się, iż grupą docelową w Polsce są wieloletni mitsubisiarze

Podobno Mitsubishi ma wierną klientelę, która jeździ autami z trzema diamentami na masce od lat. Ci ludzie nie chcą innego samochodu. A czy Mitsubishi Colt to samochód, którym warto się zainteresować, mając otwarty umysł na różne marki? Zdecydowanie tak.

Kupić, nie kupić?

Decydując się na ten model, sugeruję koniecznie porównać ofertę Renault i Mitsubishi i wybrać najkorzystniejszy wariant – warto spojrzeć na finansowanie oraz warunki gwarancji. A jak już zapadnie decyzja, iż Colt, to gwałtownie może okazać się, iż najlepszym wariantem wcale nie będzie hybryda. Dlaczego? W praktyce przejechanie 100 km taką wersją jest jakieś 20 zł tańsze (koszt paliwa) od użytkowania pojazdu z czystą benzyną. A więc trzeba przejechać ok. 100 000 km, żeby dopłata do hybrydy (ok. 20 tys. złotych) się zwróciła. To niemało.

A jak podsumować braterstwo krwi z Renault Clio? Moim zdaniem Mitsubishi nic lepszego samo by nie wymyśliło i dzięki tej decyzji Colt jest teraz dopracowany jak nigdy i po prostu dobry.

Fot. Maciej Lubczyński

Idź do oryginalnego materiału