Ona to starcie wygrywa! Jeszcze niedawno taki werdykt mógłby szokować, a dziś raczej nikogo nie dziwi, co pokazuje, jak zmieniło się postrzeganie czeskiej marki w europejskiej motoryzacji.
Niezliczone prześmiewcze opowieści o tanim rodowodzie Skody, przynoszącym powody do wstydu, odchodzą do lamusa. Hasła o „Volks wagenie dla ubogich” są już nie na czasie. Czesi przez lata włożyli mnóstwo pracy, żeby na dobre zerwać z krzywdzącym stereotypem biedniejszej marki. Kolejne generacje nowych modeli były i są coraz lepsze. W pełni nowoczesne, dobrze wykończone, na miarę – a często choćby i ponad miarę – europejskiej konkurencji o bardziej okazałej historii. Trochę się obawiałem najnowszej odsłony jednego z najważniejszych czeskich aut we współczesnej historii Skody. Że będzie zbyt cyfrowa, iż nie będzie już tak przestronna, iż zabraknie sprawdzonych jednostek napędowych na rzecz tych zelektryfikowanych… Na szczęście zupełnie tak nie jest i nowa Skoda Superb wciąż pozostała sobą. Tyle iż w czwartej generacji jest trochę ładniejsza i trochę bardziej elegancka. A takie zmiany to zdecydowanie dobre zmiany.
Pisząc o czterech generacjach Superba, warto zwrócić uwagę, iż mowa o XXI-wiecznych odmianach. Przecież w latach 30. i 40. XX wieku Czesi produkowali auto o tej samej nazwie, uchodzące wówczas za bardzo luksusowy wóz. Zapożyczenie dawnej nazwy zobowiązuje i współczesny Superb też ma kojarzyć się z szeroko rozumianym luksusem. Ten najmocniej objawia się w wersjach Laurin & Klement ze szczytu cennika. Miałem okazję krótko przejechać się takim egzemplarzem, z wygodnymi fotelami pokrytymi koniakową skórą, z funkcją wentylacji, podgrzewania i masażu. Niekiepsko prezentowały się też wstawki z tworzywa imitującego drewno czy obszycie deski rozdzielczej sztuczną skórą. Do tego duże felgi i czerwony lakier… Pierwsze wrażenie zdecydowanie nasunęło skojarzenia z klasą premium! Tymczasem „moja” Skoda, przejęta później do tygodniowego testu, była w nieco skromniejszej wersji. Aczkolwiek fotele pokryte grubą szarą tapicerką z szorstką fakturą dawały solidny efekt, a wykończenie podłokietnika i deski rozdzielczej szarym materiałem spodobało mi się i wcale nie czułem niedosytu z powodu nieskórzanych braków. Niebieskie kombi może nie przykuwało spojrzeń jak czerwony sedan – a adekwatnie liftback, bo przecież tylna szyba podnosi się wraz z klapą bagażnika – ale i tak samochód wyglądał bardzo dobrze. Schludnie i elegancko. Na tyle, ile można oczekiwać od rodzinnego kombi.