Naprawiali pojazd na ulicy. Dostali srogi mandat i musieli posprzątać

2 godzin temu

Scenka jak z mema — tylko iż w realu. Parking w Gdańsku, a na nim auto stojące… bez przodu. Dwóch panów w najlepsze dłubie przy nim kluczami, jakby byli w środku odcinka Fast & Furious: wersja budżetowa. Ktoś to zauważył, zgłosił, no i na miejscu pojawiła się straż miejska. I wyszło, iż taki „serwis pod chmurką” nie jest zgodny z prawem.

Strażnicy potwierdzili, iż panowie rzeczywiście rozebrali pas przedni auta i przy okazji… spuszczali płyn chłodniczy prosto na kostkę. A to już nie jest tylko „trochę bałaganu” — to zanieczyszczenie mienia publicznego i środowiska. Płyn chłodniczy jest toksyczny, więc w oczach prawa taka naprawa kwalifikuje się jako złamanie przepisów.

Analogicznie wygląda to w przypadku motocykli. jeżeli na osiedlowym parkingu wymienisz żarówkę, dokręcisz lusterko czy zmienisz klocki hamulcowe bez brudzenia podłoża — raczej nikt nie będzie miał pretensji. Ale jeżeli zaczniesz spuszczać olej, rozbierać gaźnik, czy wymieniać uszczelnienia w zawieszeniu, a coś skapnie na asfalt czy kostkę, możesz spodziewać się problemów.

Mandat zamiast satysfakcji z naprawy

W opisywanym przypadku gdańscy „mechanicy” dostali mandat (wysokości straż miejska nie zdradziła), musieli przerwać naprawę i posprzątać po sobie. Według taryfikatora, za spowodowanie uciążliwości dla mieszkańców lub zanieczyszczenie środowiska grozi choćby 500 zł mandatu. A jeżeli sprawa trafi dalej — grzywna może sięgnąć 5000 zł. I nagle okazuje się, iż taniej i szybciej byłoby zawieźć maszynę do warsztatu.

Co można, a czego lepiej unikać?

W skrócie — można drobne, niebrudzące roboty: wymiana żarówki, ustawienie linki sprzęgła, założenie nowych lusterek. Lepiej unikać wszystkiego, co choćby potencjalnie mogłoby zanieczyścić środowisko — wymiany oleju, płynu chłodniczego czy hamulcowego. W żadnej polskiej gminie takie działania nie są dozwolone poza specjalistycznymi warsztatami.

Idź do oryginalnego materiału