Ten model może okazać się naprawdę rozsądnym wyborem, choć w określonych warunkach i do konkretnych zadań. Na przykład wtedy, gdy dziecko już podrośnie i nie ma potrzeby przewozić wózka w bagażniku. Zapewnia bezstresową eksploatację, a do tego naprawdę może się podobać. Najtańsza Kia to zdecydowanie interesujące auto.
Zacznijmy jednak nietypowo – od wątku ekologicznego. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, iż nie ma czegoś takiego, jak samochód przyjazny dla środowiska. Możemy znaleźć jednak takie, które są dla niego mniej szkodliwe. I właśnie ten południowokoreański pojazd jest tego znakomitym przykładem. Dlaczego akurat Picanto?
Chodzi przede wszystkim o jego koncepcję. Konstrukcyjnie jest bardzo proste. Do tego kilka waży, ma trwały, małolitrażowy silnik i zużywa skromne ilości paliwa. To też sprawia, iż mało emituje, a do jego produkcji i eksploatacji nie trzeba za wielu skomplikowanych części.
Mimo prostoty, pozostaje bardzo dobrą propozycją. Szczególnie teraz, gdy ma za sobą duży lifting, który od razu zdradza poważne różnice stylistyczne. Możemy więc spodziewać się coraz większej liczby takich egzemplarzy na drogach.
Najtańsza Kia wygląda bardzo dobrze
Kuracja odmładzająca zaowocowała zupełnie nowym pasem przednim. Zdobią go większe reflektory optycznie złączone blendą LED. Nad nimi zagościło logo producenta, a pod nimi – masywny zderzak z licznymi przetłoczeniami.
Profil auta pozostał zbliżony, choć zmiana elementów oświetlenia wymusiła lekkie przeprojektowanie błotników. W tym miejscu warto dodać, iż najtańsza Kia jest teraz dostępna z nowymi lakierami i wzorami felg, które pozwalają na atrakcyjną personalizację.
Tył koreańskiego samochodu też jest inny. Lampy zostały wyposażone w nowe, ciemniejsze klosze. Do tego, one też sąsiadują z blendą LED. Te wszystkie nowości sprawiają, iż Picanto upodobniło się do najnowszych SUV-ów tego producenta.
To jednak nie zmienia faktu, iż jest to wciąż mały samochód, co potwierdzają liczby. Prezentowana Kia ma 3605 milimetrów długości, 1595 milimetrów szerokości i 1485 milimetrów wysokości. To wszystko przy rozstawie osi sięgającym 2400 milimetrów. Warto podkreślić, iż auto występuje jedynie w wersji pięciodrzwiowej.
Dobre silniki, automat niekoniecznie
Kia Picanto jest dostępna z dwiema jednostkami napędowymi. Ta podstawowa to konstrukcja 1.0 DPI, która generuje 63 konie mechaniczne i 93 niutonometry. Zintegrowano ją z pięciobiegową skrzynią manualną.
Tak skonfigurowany model rozpędza się do setki w 15,4 sekundy i potrafi osiągać 145 km/h. Jak widać, są to bardzo skromne rezultaty, ale w mieście nie stanowi to problemu. Najważniejsze, iż spalanie w cyklu mieszanym to 5,5 litra.
Nieco mocniejszą alternatywą jest silnik 1.2 DPI. To także wolnossący motor, tyle iż oferujący 79 koni mechanicznych i 112 niutonometrów. Przy takich gabarytach i masie wynoszącej około 900 kilogramów, różnica jest dostrzegalna.
Potwierdzają to osiągi. Picanto z mocniejszą jednostką rozwija 100 km/h w 13,1 sekundy i potrafi rozpędzać się do 159 km/h. Nie jest przy tym znacznie bardziej łase na paliwo. Zgodnie z danymi technicznymi, zużywa 5,7 litra.
Ten większy silnik jest dostępny także z przekładnią automatyczną, a raczej zautomatyzowaną. Krótko mówiąc, to manual ze specjalnym mechanizmem. I nie jest to rozwiązanie godne polecenia. Wyraźnie osłabia osiągi (przyspieszenie do setki trwa 16,5 sekundy) i zwiększa zużycie paliwa. Do tego, naprawdę nieprzyjemnie zmienia biegi.
Najtańsza Kia to dobra propozycja!
Podstawowe konfiguracje są zwykle chwytem marketingowym, ponieważ nie mają wystarczającego wyposażenia. W tym przypadku jest zdecydowanie lepiej. Zacznijmy od tego, iż bazowe Picanto posiada wspomniany silnik 1.0 DPI (63 konie mechaniczne) i pięciobiegową skrzynię mechaniczną.
Ofertę otwiera wersja „L”. Pragmatyk lub użytkownik, który nie oczekuje fajerwerków, powinien być zadowolony z listy wyposażenia, którym dysponuje najtańsza Kia. Tak naprawdę nie ma żadnego doskwierającego braku – z perspektywy korzystania z auta głównie w mieście.
Jak sugeruje oficjalny konfigurator, w skład wyposażenia wchodzą liczne systemy bezpieczeństwa. Większość z nich jest oczywiście wymuszona przez europejskie standardy. Tak czy inaczej, kierowca ma do dyspozycji 6 poduszek powietrznych, asystenta pasa ruchu, tempomat z ogranicznikiem prędkości, czujnik zmierzchu, system rozpoznawania znaków, kamerę cofania, tylne czujniki parkowania czy funkcję wykrywania zmęczenia.
Jeżeli chodzi o komfort, to też jest przyzwoicie. Wersja „L” oferuje m.in.: klimatyzację, elektryczne szyby w obu rzędach, elektryczne i podgrzewane lusterka, centralny zamek, fotel z regulacją wysokości, regulowaną kolumnę kierownicy, ośmiocalowy ekran multimedialny, porty USB, funkcje Apple CarPlay i Android Auto, 6 głośników i nawigację.
I to wszystko za 68 000 złotych. Z tym modelem mogą realnie konkurować tylko dwa samochody. Pierwszy z nich to kuzyn, czyli Hyundai i10 o podobnej specyfikacji. Drugim jest Mitsubishi Space Star, które nie oferuje równie dobrego wyposażenia, ale za to ma większa gabaryty. Na tle tych aut Fiat Panda wypada blado.