Za zaledwie kilka dni minie równo 13 lat od momentu, kiedy moje obecne auto zjechało z fabrycznych taśm. Od rozpoczęcia produkcji tego modelu mija natomiast… 19 lat. Czy jest coś, za czym niesamowicie tęsknię, wysiadając z nowych aut?
Oczywiście. Choć po zrobieniu uczciwego rachunku sumienia i odrzucenia elementów takich jak „pachnie nowością” oraz „jest ładnie i czysto”, wyszła mi lista zdecydowanie krótsza, niż się spodziewałem. Najwyraźniej te stare auta jednak nie są takie stare i zacofane, jak zaraz będą wam próbowali – jak co roku – wmówić.
To czego mi brakuje i co za każdym razem skłania mnie do długich rozmyślań, iż może czas na przesiadkę?
1. Subskrypcje
Tak, dobrze przeczytaliście, ale pewnie niesłusznie się oburzyliście i popędziliście prosto do komentarzy. Nie chodzi o możliwość płacenia co miesiąc za funkcje, z których korzystam w samochodzie, a o możliwość jednorazowej zapłaty za coś, czego nie wykupił pierwszy (albo wszyscy przede mną) użytkownik samochodu, a co ja chciałbym na pokładzie mieć. Owszem, niekoniecznie można to nazwać subskrypcją, ale jest to przeważnie w pakiecie „z subskrypcjami”, wszyscy się wściekają, a ja nie rozumiem tych uniesień, chociaż może to dlatego, iż na fotelu za mną siedzi Klaus Schwab i mówi mi, co mam pisać, żeby nikt nic nie miał.
A tak już zupełnie na poważnie, prosty przykład: moja Alfa nie ma podgrzewanych foteli. Mógłbym sobie sam zamontować maty grzewcze i to by działało, ale przejrzałem instrukcję i wiem, iż w połowie bym się znudził, zmęczył i poszedł robić coś zupełnie innego w ramach pielęgnowania ADHD. Mógłbym też oddać auto do jakiegoś warsztatu, który zrobiłby to za mnie, pewnie przy okazji coś psując i niszcząc, potem stwierdzając, iż tak było.
Mógłbym też przeklikać się przez menu, zatwierdzić transakcję i grzać sobie tyłek po kres czasów, bo opłata za takie rzeczy – o ile się z tego nie wycofano całkowicie – była jednorazowa. Wady? Nie stwierdzono.
Oczywiście jak ktoś sobie lubi dłubać tu i tam, dla samego dłubania, to niech dłubie. Ja po prostu chciałbym mieć podgrzewane fotele.
2. Adaptacyjne reflektory LED
Tak, bywają dobre halogeny. Tak, prawdopodobnie wymiana reflektorów na kompletnie nowe – zamiast np. pchania do zużytych nielegalnych źródeł światła – znacząco poprawi moją obecną sytuację drogową w nocy. Tak, może choćby mógłbym sięgnąć głębiej do portfela i wywalić halogeny, a na ich miejsce wstawić ksenony z całym niezbędnym osprzętem. Niestety, choćby jeżeli będzie dobrze, to dalej nie będzie tak dobrze, jak na dobrych matrycowych LED-ach. Nie znam chyba nikogo, kto pojeździłby dłużej na matrixach, a potem przyznał, iż fajnie, ale inne źródła światła też są fajne – szczególnie jeżeli masa nocnych tras to nieoświetlone drogi krajowe albo niższej kategorii.
Niestety w tym zakresie nie zrobię kompletnie nic, poza ewentualną wymianą samochodu na nowszy. Więc zostaje mi wewnętrzna debata na temat niedrogiej wymiany lamp na nowe (ok. 2000 zł za komplet), a zabawą w kompletowanie wszystkiego pod ksenony (na wszelki wypadek nie liczyłem).
3. CarPlay
To akurat absolutne czepianie się, bo wydając 1000 zł (albo trochę więcej, bo chcę mieć wyjście USB z tyłu, żeby podłączyć do schowka i tam wrzucać telefon) i wolne popołudnie mogę ten brak uzupełnić.
Ale zabieram się do tego chyba piąty rok, bo coś mi żaden panel radia nie chce estetycznie przypasować do tego, jak wygląda reszta kokpitu, więc dorzucam do listy narzekań.
Ach, wspomniałem już, iż gdybym miał auto z opcją dokupienia dodatków, to pewnie mógłbym sobie dokupić nie tylko CarPlaya, ale i potem/od razu bezprzewodowego CarPlaya?
4. Adaptacyjny tempomat
Większość moich długich tras, podczas których faktycznie adaptacyjny tempomat mógłby mi znacząco pomóc, odbywa się po europejskich, ukulturalnionych autostradach, gdzie adaptacyjny tempomat spisuje się przeważnie dużo lepiej niż w Polsce. Dodatkowo moje prędkości przelotowe to przeważnie około 120-130 km/h (bo taki jest też limit prędkości dla uchwytu dachowego czy bagażnika na hak), więc zadanie adaptacyjnego tempomatu byłoby zdecydowanie łatwiejsze, niż u kogoś, kto poniżej 180 km/h nie schodzi.
Niestety w tym zakresie nie mogę zrobić kompletnie nic, podobnie jak z adaptacyjnymi LED-ami. Ech, gdybym tylko mógł to wyklikać w pokładowym menu, podać dane karty i cieszyć się takim dodatkiem. No ale tak nie można przecież, bo Agenda czy coś.
5. Boczne lusterka fotochromatyczne
Trudno to wprawdzie uznać za domenę najnowszych samochodów, bo opcja ta występowała i w autach sprzedawanych w tym samym okresie, co 159 (i wcześniej), a i ktoś choćby w sieci twierdził, iż miał takie w 159, ale reszta świata raczej nie potwierdza, iż taka opcja występowała. Dokładka raczej nie wchodzi w grę, więc zostaje cieszenie się z tego, iż chociaż wewnętrzne lusterko w nocy nie oślepia.
Ach, miło by też było, gdyby lusterka składały się po zamknięciu auta. Do niczego to nie służy, ale jest dziwnie satysfakcjonujące. Niestety niewykonalne.
6. HUD
Miałem spore wątpliwości, czy dodawać tę pozycję do listy, ale skoro miało być wszystko, czego mi naprawdę brakuje, to dodaję. Bo HUD to jest życie i godność i wspaniale mieć go w aucie, choćby w formie wyświetlanej na płytce, a nie bezpośrednio na szybie.
Dlaczego więc miałem wątpliwości? Bo przeważnie jest to przy konfiguracji nowego samochodu droga opcja, łączona z wyższymi wersjami wyposażenia. I tak np. choćby w popularnej Octavii tego dodatku nie można po prostu zamówić poniżej wersji Style, a i tam kosztuje 2750 zł. Biorąc pod uwagę szereg innych dodatków, które chciałbym mieć na pokładzie, pewnie – cenowo – HUD trafiłby na jakąś listę rezerwową.
I… to by było na tyle?
Co prowadzi mnie do smutnego wniosku – adekwatnie żadna z tych rzeczy nie dotyczy „istoty samochodu” i tak naprawdę jedyną kluczową dla bezpieczeństwa i komfortu jazdy kwestią są reflektory. Co z kolei oznacza, iż prawdopodobnie – jak już wymienię je na nowe – cała reszta argumentów przemawiających za nowym autem zostanie zdegradowana do poziomu „byłoby miło, ale panie, za tyle to nie” i czekają mnie kolejne, całkiem pewnie udane lata ze 159.