Kupiłem najtańszy chiński wideorejestrator za 13 zł. Oto, co z tego wyszło

10 miesięcy temu

Kiedy ktoś proponuje ci chiński wideorejestrator samochodowy za 13 zł – nie odmawiasz. Tym bardziej, jeżeli po odebraniu paczki okazuje się, iż tak naprawdę kupiłeś dwie kamery, więc każda kosztowała 6,5 zł.

I nie, na samym początku może już zaznaczę, iż mimo mojego sprytnego pomysłu na pointę – od strony użytkowej każda z tych kamer jest mimo wszystko warta trochę więcej niż 6,5 zł.

Ale do rzeczy.

Wideorejestrator za… ile?!

Porażające 13 zł i jakieś grosze do tego. Oczywiście nie jest to cena absolutnie standardowa, tylko element akcji promocyjnej kolejnego chińskiego bazaru przepełnionego przytłaczającym badziewiem, ale tak – dałem się skusić, bo zwęszyłem tutaj tanie kliki. Standardowo ten wideorejestrator kosztuje ok. 100-120 zł, przy czym krótki kurs po internecie pokazuje, iż jego różne warianty można często kupić i tak za ok. połowę tej rekomendowanej ceny albo w tych okolicach. Pewnie są też jakieś kody zniżkowe, bonusowe i podobne, które dodatkowo obniżą kwotę do zapłacenia w cyfrowej kasie.

Kto to w ogóle produkuje?

Na dobrą sprawę – nie wiem. Opakowanie krzyczy, iż jest to kamera samochodowa marki kamera samochodowa, prawdopodobnie producenta kamera samochodowa.

Przy uruchomieniu wyświetla się jednak logo marki etymooFox, natomiast w ogłoszeniu sprzedaży widniało oznaczenie D50. Nie ma to raczej większego znaczenia, ale gdyby ktoś strasznie zapragnął mieć takie cudo, powinien je na te hasła znaleźć w internecie.

Co dostajemy w zestawie?

O dziwo faktycznie jest w nim kamera, co – biorąc pod uwagę koszt zakupu – odrobinę mnie zdziwiło. Jest też zasilacz do gniazda zapalniczki (i z microUSB z drugiej strony) oraz płytka montażowa do przyklejenia na szybę:

I element, który w sumie nie wiem, do czego służy:

Obstawiam, iż to forma zaślepki, którą można włożyć w miejsce zdemontowanej dodatkowej kamery.

Tak, sa tutaj dwie kamery.

Pierwsza, główna, skierowana jest oczywiście na szybę samochodu i to ona nagrywa obraz drogi w trakcie naszej jazdy. Według producenta ma kąt widzenia na poziomie 170 stopni oraz rozdzielczość 1080p (można też nagrywać 720p, nie próbowałem). Analiza plików wychodzących z kamerki sugeruje też, iż teoretycznie obraz nagrywany jest w 30 klatkach na sekundę – w sumie niech będzie, iż choćby się zgadzam.

Główną kamerę można przy tym całkiem nieźle regulować, jeżeli chodzi o kąt „w pionie” (niezbyt piękne określenie, ale zrozumiałe), natomiast w poziomie żadnych korekt nie zrobimy – postarajmy się więc dobrze przykleić podstawkę. Nie będzie to znowu takie trudne, bo ponad 3-calowy ekranik ma wprawdzie badziewne wszystko co możliwe, ale robi wystarczającą robotę. Sam i tak zawsze ustawiam kamerki tak, żeby obraz z nich był… zasłonięty lusterkiem.

Do zestawu dołączana pozostało druga kamera, która działa tylko i wyłącznie po podłączeniu do pierwszej. Co ciekawe, ta oferuje już regulację w dwóch płaszczyznach, więc mamy spore pole do popisu, jeżeli chcemy ją ustawić inaczej niż „na wprost do tyłu”. Prosto na pasażera z przodu – ok. Na którąś część tyłu – jasne. Może na szybę pasażera – też spoko. Natomiast dość trudno będzie ją ustawić na kierowcę, bo na drodze staje po prostu cały moduł głównej kamery. Chyba iż macie auto z kierownicą po prawej, ale wtedy po prostu pozbądźcie się auta z kierownicą po złej stronie.

Niestety tutaj parametry nagrywanego wideo nie są takie wspaniałe. 640×480 to wszystko, co dostaniemy, natomiast zapisana w plikach informacja, iż rejestrowanych jest 30 klatek na sekundę, nie ma moim zdaniem wiele wspólnego z rzeczywistością. Ale o tym za chwilę.

Na plus – całkiem dobrze działa podświetlenie IR wewnętrznej kamery. Na minus – w sumie fajnie, gdyby przewód był dłuższy i można było zamontować taką kamerkę całkiem z tyłu. Ale zapłaciłem za to 13 zł, to nie będę tak narzekał, tak samo jak na to, iż robi się z tego powoli niezbyt ładna plątanina kabli.

Z drugiej strony – dodatkową kamerkę można odczepić, wyrzucić i wszystko dalej działa.

Jak się obsługuje taką tanią kamerkę?

Zasadniczo to bez dramatu – od spodu mamy 4 fizyczne przyciski, których zastosowania trzeba się domyślić albo wyszukać go w instrukcji, a potem, po chwili przyzwyczajenia, wszystko już jakoś leci. Menu jest bardzo proste, działa sprawnie i jednocześnie – jest dostępne w języku polskim.

Można tu zmienić m.in. długość nagrywanego materiału (do 5 minut), zmienić opcje wykrywania wydarzeń i „blokowania” nadpisywania materiału, zmienić rozdzielczość, kompensację ekspozycji, włączyć lub wyłączyć nagrywanie dźwięku, a także włączyć tryb parkingowy i podobne. W sumie z podstaw jest adekwatnie wszystko, może poza opcją odwrócenia obrazu, gdyby ktoś chciał zamontować kamerkę na desce rozdzielczej, a nie na szybie.

Zgrzyt miałem tylko trochę z kartą pamięci.

Bo wprawdzie kamerka przyjmuje wszystko, ale tak naprawdę obsługuje tylko karty do 32 GB. Przyjmie więc 128 GB, potwierdzi formatowanie, potwierdzi nagrywanie, a potem przy próbie zgrania materiałów dostaniemy komunikat o uszkodzonej karcie i nic z tego nie będzie.

Ostatecznie więc musiałem wygrzebać microSD 8 GB z domowej kamery. Teraz wprawdzie nie mam kamery przed domem, ale mam w samochodzie – coś za coś. Niestety zakup odpowiedniej karty przekraczał wartość kamerki, więc nie szalałem w tej pogoni za klikami.

Dla formalności: 2 minuty nagrania z głównej kamery zajmuje 550 MB, natomiast z tylnej – 155 MB. Czyli karta 8 GB będzie nieustannie nadpisywać dane, lepiej kupcie coś większego i o dobrej wytrzymałości.

I przy okazji – kamerka nagrywa też dźwięk i to całkiem znośnie. Na tyle znośnie, iż wyłapuje choćby dźwięk kierunkowskazów (choć trzeba dać trochę głośność w górę). Podcastu bym na tym jednak nie nagrywał.

Oraz ostatni bajdełej – nie ma tutaj żadnej formy łączności bezprzewodowej. Targacie kartę pamięci do domu, wkładacie do komputera i działa. Ewentualnie robicie na miejscu podgląd na wyświetlaczu, jest to do zrobienia. Trybu parkingowego nie testowałem, natomiast tryb blokowania nagrań wygląda na to, iż działa.

Jak nagrywa najtańszy chiński wideorejestrator?

Tak, przed nagraniem umyłem szyby i zdjąłem folię, spokojnie.

Nie spodziewaliście się rewelacji, prawda? To dobrze. Ale są i niespodzianki.

Uwaga: zdjęcia w materiale są albo skompresowane, albo przycięte tak, żeby pokazać najważniejszy fragment. Na dobrą sprawę jednak nieszczególnie różnią się od tego, co można zobaczyć w oryginale, aczkolwiek oczywiście przycinanie obrazu może zwiększyć wrażenie pikselozy.

Pierwszą jest to, iż generalnie… coś na tych nagraniach jest. W sumie choćby w dzień można uznać ten materiał za może i brzydki, ale jako tako użyteczny. jeżeli bardzo się postaramy. Nie liczmy oczywiście na to, iż za każdym razem odczytamy czyjeś tablice rejestracyjne, no ale spróbujmy kilku przypadków:

My jedziemy bardzo wolno, ale ktoś stoi (pod kątem) – widać:

Kolejny samochód można jeszcze zgadywać, natomiast od trzeciego w górę tablice robią się kompletnie nieczytelne. Aczkolwiek rozpoznanie koloru, marki i modelu nie powinno być problemem:

My jedziemy dość wolno, drugie auto jedzie z przeciwnej strony i też nie pędzi – mniej więcej wiiiiiiiidać. Chociaż trzeba się pobawić w stopklatkowanie najlepszego ujęcia, ale coś z tego dałoby się ustalić.

Dodatkowym plusem jest to, iż nie trzeba zasłaniać czy pikselować nikomu twarzy, bo i tak nie ma szans na identyfikację. Natomiast chociażby znaki drogowe widać doskonale, a to też się raczej liczy.

Jedziemy za kimś w sensownej odległości – nie ma najmniejszych szans. Zero.

Nieoświetleni rowerzyści w pochmurny dzień, w ciemnych ciuchach, na tle ciemnego drzewa – o dziwo widać:

Mijanka z autem jadącym z przeciwnej strony – tutaj z kolei nie potrafię znaleźć klatki albo klatek, z których dałoby się skompletować numer rejestracyjny. DW i „a potem to nie wiem”. I nie, busik ani trochę nie pędził, za to trochę podskakiwał na dziurach i chyba tyle wystarczyło:

Nazwa ulicy – średnio. Nie znam tej okolicy ani trochę, więc nie znam też nazw ulic. Obstawiam jednak, iż to Owczarska i zerknięcie do Google Maps sugeruje, iż mam rację. Ale nie napisałbym, iż to widać na pierwszy rzut oka – może miałem szczęście.

Pies biegnący po jezdni – widać.

Swoją drogą – ten żółtawy zafarb sprawia, iż ta i tak już obrzydliwa okolica wygląda jeszcze gorzej.

Dojeżdżamy komuś pod bagażnik – widać tablice. Ale żeby zobaczyć numery Audi jadącego z przeciwnej strony, musiałem już trochę przewinąć filmik.

Generalnie nie ma co liczyć na to, iż zobaczycie i odczytacie tablice samochodów, które znajdują się dalej niż kilka metrów od was. Widać natomiast ogólną sytuację na drodze, uczestników ruchu, znaki drogowe, światła i wszystko inne. Tak, jakość tego obrazu, jak na 2024 r. jest paskudna, nie jestem w stanie z tym dyskutować – raczej nie podbijemy tym internetu. Natomiast będzie to zawsze „jakiś” dowód w naszej sprawie, nie wspominając o tym, iż część osób traci awanturnicze zapędy już w momencie rzucenia hasła „mam kamerkę”, więc za 13 zł to w sumie nie tak źle.

Co do dodatkowej kamerki, to od niej tym bardziej nie oczekujmy cudów. Rozdzielczość jest zdecydowanie szkaradna, do tego stopnia, iż trudno np. tutaj rozpoznać konkretny wariant E46:

Widać natomiast doskonale, iż jakiś gołąb ma dość mocne zdanie na temat włoskiej motoryzacji.

I ponownie – tak, ogólna jakość tego nagrania jest badziewna, do tego z obiecywanych 30 klatek na sekundę dostajemy losowo akurat dobraną wartość. Raz jest płynnie, raz mamy pokaz slajdów, potem lepiej, potem jeszcze gorzej. Ale mamy jakieś nagranie – i czy będzie chodziło o to, iż ktoś wyleciał z podporządkowanej (przy kamerce ustawionej w bok), czy ktoś kruszy na fotele z tyłu (przy kamerce ustawionej do wnętrza) – grunt, iż to mamy.

Ach, nie ma co liczyć na to, iż przesadnie dużo zobaczymy, jeżeli ustawimy kamerę tak, żeby z wysokości lusterka wstecznego próbowała zerknąć przez tylną szybę. Coś tak widać, ale nieprzesadnie.

A jak jest w nocy?

Zacznijmy może od dobrych wiadomości – jeżeli podjedziesz komuś pod zderzak, to tak, odczytasz rejestrację:

Intrygujące, iż wszystkie Audi na nagraniach testowych mają trzyliterowe tablice. Ale może zostawmy ten temat.

Poza tym jednak… jest źle. Jest choćby bardzo źle. O odczytaniu tablic w innych warunkach nie ma choćby co marzyć, a do tego kamerka ma strasznie dziwnie działający tryb nocny – obraz czasem jest czarno-biały, czasem jest kolorowy, a czasem jest trochę czarno-biały, a trochę kolorowy. O co chodzi – nie wiem. Natomiast z dobrych wieści – światła i znaki drogowe przeważnie mają prawidłowe kolory.

Co do czytelności niektórych znaków, to niestety… bywa tak:

Kamerka jest też dość mocno podatna na wszystkie źródła mocnego światła, co czasem sprawia, iż można w ogóle debatować, czy ten oświetlony obiekt był w ogóle samochodem.

Nie będę się tutaj jakoś strasznie pastwił, ale tak, w nocy jest źle, choćby momentami strasznie źle. Jako tako widać, co się dzieje i kto co robi, ale to już jest naprawdę ekstremalne „jako tako”.

Chiński wideorejestrator za 13 zł – czy warto?

Właściwie to przy cenie na poziomie 13 zł trudno cokolwiek odradzać – ostatnio zapłaciłem więcej za wodę na lotnisku, po której nie ma już śladu w moim bezpośrednim otoczeniu, a tutaj za tyle dostałem dwie kamery, które działają i ich okres życia będzie prawdopodobnie dłuższy niż tej wody w moim organizmie. Odradzanie można byłoby najwyżej włożyć do worka z moralizatorskimi gadkami o elektrośmieciach i naszej wspaniałej planecie, ale to nie pod tym adresem.

Oczywiście, jeżeli chodzi o jakość – nie ma kompletnie żadnych cudów. To nie jest słynne „90% jakości za 5% ceny” (ok, przy 13 zł może tak, przy 120 niekoniecznie). To raczej bardzo mocno średnia kamerka, w dzień balansująca na krawędzi akceptowalności (ale po dobrej stronie), natomiast w nocy z – bądźmy delikatni – z mocno ograniczoną użytecznością.

Za 13 zł – nie jest źle. Za 120-130 zł – w sumie nie jestem pewien. Zawsze można dołożyć i kupić coś lepszego, ale pytanie, czy na końcu nie skończymy ze sprzętem za 700 zł.

Idź do oryginalnego materiału