Nowy Mercedes GLC zyskał element wyposażenia, którego mu brakowało. Teraz zostaje chyba już tylko beatyfikacja.
Miałem chęć zrobić sprytny prank. Napisać, iż testowałem najchętniej kupowany model Mercedesa na świecie. Pomyślelibyście, iż chodzi mi o klasę E, a może o C, bo przecież nie o S. Ukryłbym zdjęcia i aż do końca nie dalibyście rady się domyślić, o jakie auto chodzi. Na koniec tekstu wyjawiłbym, iż najpopularniejsze auto marki jest SUV-em. Powstałaby karuzela śmiechu, nie byłoby im końca.
GLC to hitowy produkt marki Mercedes i w związku z tym, iż poprzedni sprzedawał się tak dobrze, przyszedł nowy Mercedes GLC, który co najmniej ma tej dobrej roboty nie zepsuć. W związku z tym, wizualne zmiany są tak niewielkie, iż jakby ustawić je obok zdolności koalicyjnej takiej jednej partii, to na pewno by nie wystawały. adekwatnie to jest tylko jedna zmiana, którą widać bez szkła powiększającego i notatek z danych technicznych i to na nią czekałem.
Nowy Mercedes GLC 200 4Matic – test
Nowy Mercedes GLC jest trochę dłuższy i szerszy niż poprzednik i minimalnie niższy. Nie podam wam wartości, bo chyba choćby nie mam takich małych cyfr na klawiaturze. Pojemność bagażnika tylko opiszę, bo jest to 620 litrów. To jest dużo, od razu podpowiadam. Ku memu wielkiemu szczęściu testowany egzemplarz miał najsłabszy benzynowy silnik, choć nie wiem, czy wypada używać przymiotnika słaby, gdy auto ma ponad 200 mechanicznych koni. Najmniej mocny silnik ma, o tak wypada powiedzieć. Nieco mniejszym szczęściem napawało mnie to, iż miał ten tradycyjny dla SUV-ów kształt nadwozia, a nie modny, w stylu coupe, bo SUV coupe to zawsze wdzięczny przedmiot do docinków.
Nie jestem wielkim fanem sylwetki coupe, ale doceniam, iż istnieje. Ferment jest zawsze korzystny, choćby jeżeli sama linia nadwozia wygląda jak ferment. Rozumiem ludzką potrzebę odróżniania się od innych. Coupe musiało się pojawić, tak jak wieki temu musiano przebierać konie w jakieś mało użyteczne trykoty. Na świecie powinno być więcej Mercedesów GLC Coupe, chociażby po to, żeby ludzie się złościli, iż istnieją, ale ja jednak, kupując auto, postawiłbym na sylwetkę klasycznego SUV-a, bo po co mi mniejszy bagażnik w dłuższym samochodzie.
Nie jest to wygląd bombastyczny, ale bardziej zachowawczy i to chyba tak ma być, tak się zostaje najlepszym modelem marki. Tylko sami powiedzcie, czy to wygląda źle? Mówicie? Nie nie mówicie, podoba wam się.
Czy najmniej mocny silnik w Mercedesie GLC jedzie?
Silnik spalinowy ma wsparcie w postaci silnika elektrycznego, ale pełni on tylko funkcję wspomagającą, a nie samodzielnej pracy. Ta pomocna dłoń w postaci dodatkowych 23 KM nie zmienia zbytnio faktu, iż testowane auto miało dwulitrowy silnik benzynowy o mocy 204 KM i napęd na cztery koła. Dlatego zdarzało się, iż w korku oglądałem zużycie paliwa znacznie przekraczające 10 litrów. 15 raz było, po 40 minutach przemieszczania się w korku.
Przy przepisowej prędkości na drodze ekspresowej trzeba oswoić się z myślą o 8 litrach. Przy powolnej jeździe po zwykłej drodze krajowej, można wykręcić 6,5 litra. To już znacznie lepiej i dobrze to zwiastuje, jeżeli ktoś pragnie SUV-a do jazdy podmiejskiej, a nie do pędzenia po autostradzie.
Dopłacać do mocniejszego silnika też nie ma wielkiej potrzeby. Podstawowy silnik benzynowy, może nie kłuje w oczy jakimś niesamowitym przyspieszeniem do setki (7,8 s), ale nie jest to żadna przeszkoda w czymkolwiek. Mimo tego mało imponującego rezultatu – bo przecież teraz każde auto powinno rozpędzać się do setki w 2 sekundy – auto sprawia wrażenie dynamicznego.
Oddałbym bez większego żalu tak ze dwa biegi z automatycznej 9-stopniowej skrzyni, którą znajdziemy w Mercedesie. Ta liczba biegów niespecjalnie w rzeczywistych warunkach obniża spalanie, chociaż trochę trudno sprawdzić, ile ten GLC by palił bez niej. Poświęciłbym z litr paliwa więcej tylko po to, żeby zmiany biegów były rzadsze. Ekranu na pewno bym nie poświęcił.
Nowy ekran to najważniejsza rzecz nowego Mercedesa GLC
Czekałem na ten ekran, to była jedyna rzecz, jakiej brakowało poprzedniemu GLC, bo to dobry ekran jest. Sterowanie funkcjami pojazdu dzięki dotyku bywa męczące. Ostatnio jeździłem autem, z tak zaprojektowanym systemem, iż miałem ochotę wyrwać ten ekran i wyrzucić go za okno.
Ten leżący ekran w Mercedesie to inna półka. System jest przemyślany, całkiem udany, choćby sterowanie ustawieniami temperatury z jego poziomu nie jest irytujące. Wskazanie temperatury i pole służące do jej zmiany są zawsze widoczne. Prawie nie różni się to od wciskania przycisku. Gdybym fanem czegokolwiek to może zostałbym fanem tego ekranu, a przynajmniej go doceniam, mogąc go porównać do wielu innych ekranów. Podobnie jak doceniam obraz z kamer dający 360 stopni. Często jest on tylko dodatkiem i nie wspomaga parkowania przy dużym krawężniku, bo obraz jest wtedy bardzo wykoślawiony. W Mercedesie GLC działa to tak jak powinno, jest faktyczną pomocą.
Doceniam też skrót do Apple CarPlay. Zawsze tęsknię go i wypatruję w każdym samochodzie, bo znacznie ułatwia godzenie obu systemów, samochodowego i tego przenoszącego funkcje ze telefona. I jeszcze jest tu fabryczna nawigacja, której chce się używać częściej niż tej z telefonu. To zdarza się już naprawdę rzadko, zwykle fabryczna nawigacja mogłaby nie istnieć wobec dobrodziejstw Android Auto i CarPlay. Strzałki wyświetlane na ekranie, podgląd na sygnalizację świetlną, to szczegóły, które umilają korzystanie, choć z tymi strzałkami nakładanymi na obraz z kamery trzeba się trochę oswoić.
Kto nie powinien kupić nowego Mercedesa GLC?
Samochody często kupuje się skojarzeniami. Jedną markę kojarzysz ze sportem, to kupujesz od niej auto, gdy sport jest tym, czego najbardziej potrzebujesz. W przypadku Mercedesa GLC raczej stawiasz na spokój i wygodę. Czy wybrałbyś więc te czerwone wstawki w skórzanej tapicerce? W przeciwieństwie do układu napędowego, to może nie być pierwszy wybór klientów. jeżeli dobrze rozpoznałem ją w konfiguratorze, ta tapicerka kosztuje 10 tys. zł, a jej wybór winduje cenę auta prawie pod 300 tys. zł.
Z tym dopłacaniem to jest niezły bal w markach premium, ale wiem, za co bym dopłacił. Za skrętną tylną oś, mimo iż kosztuje to 16 tys. zł, bo wchodzi w skład pakietu Engineering, razem z pneumatycznym zawieszeniem.
Nie ma w projekcie i wykonaniu tego auta systemowych wad. Może systemowi Stop&Start zdarzała się lekka zawieszka przy uruchamianiu silnika po zatrzymaniu na światłach. Przygodnemu pasażerowi trzeba będzie wyjaśniać, jak się steruje fotelami, bo nie załapie tego dotykowego systemu od razu. Ale czy to wady są, no chyba nie. Jak jest się przekonanym do marki, to pozostaje tylko silnik wybierać.
Minimalnie słabszy diesel kosztuje o 10 tys. zł więcej. Takich kwot to się chyba w tej chwili w racie leasingu nie zauważa. Decydując się na hybrydę typu plugin, musimy zaprzyjaźnić się z kwotami rzędu 330 tys. zł na otwarcie. Śmiało hulałbym więc tą podstawową benzyną i klikał w końcu ten ekran umieszczony pod skosem. To było trochę nie fair, iż najlepiej sprzedający się model dostał go dużo później niż klasa C. Teraz jest to SUV kompletny i nie bardzo jest sens odpowiadać na pytanie, czy warto go wybrać. Może większy sens ma pytanie, dlaczego nie należałoby go wybierać, pośród innych SUV-ów?
Dopuszczam taką myśl, iż nagromadzenie świateł wewnątrz Mercedesa może komuś nie odpowiadać, ale (być może) da się ich wszystkich nie zamawiać. Bardziej musi być to kwestia charakteru, ktoś może uznać, iż SUV innej marki lepiej wyraża jego osobowość. Ludzie naprawdę mają takie pomysły. Gdyby jednak ktoś miał ją zgodną z Mercedesem GLC, oznacza to, iż jest miłym, statecznym człowiekiem, który nie szuka w życiu przesadnych sensacji, bo taki właśnie jest nowy, ale tak jakby stary, Mercedes GLC.