Hyundai Ioniq 9 Calligraphy – pierwsza jazda [galeria]

1 godzina temu

Ponad rok temu miałem okazję przybliżyć wam imponującego, elektrycznego SUV-a, model KIA EV9. Teraz przyszedł czas na pierwsze jazdy nowym modelem południowokoreańskiej grupy: Hyundai Ioniq 9. Myślałem iż KIA EV9 to świetne auto, ale IONIQ 9 podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 10/2025


Są takie samochody, które od pierwszego wejrzenia budzą respekt. Nie ze względu na sportowe aspiracje czy ryk silnika, którego tutaj zresztą nie ma, ale przez samą swoją obecność. Nowy Hyundai Ioniq 9, którego miałem okazję sprawdzić podczas pierwszych jazd prasowych po malowniczych, krętych drogach słowackich Tatr, bez wątpienia należy do tej kategorii. To nie jest po prostu kolejny elektryczny SUV. To manifestacja siły, technologii i ambicji koreańskiej marki, która bez najmniejszych kompleksów wjeżdża na salony segmentu premium.

„Aeroestetyka”, czyli jak ukryć rozmiar

Projektanci Hyundaia określają styl Ioniqa 9 mianem „aeroestetyki” i jest w tym sporo racji. Mierzący ponad pięć metrów długości (dokładnie 5060 mm) i blisko dwa metry szerokości kolos na kołach mógłby przytłaczać. A jednak, dzięki kilku zręcznym zabiegom stylistycznym, jego sylwetka emanuje przede wszystkim spokojem i – jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało w przypadku wielkiego auta ważącego niemal 2,7 tony – pewnego rodzaju estetyczną lekkością. Czarny pas biegnący w dolnej części nadwozia optycznie je „odchudza” i sprawia, iż bryła wydaje się unosić nad jezdnią. Gładkie powierzchnie, opadająca linia dachu, chowane klamki i cyfrowe lusterka (do których swoją drogą trzeba się przyzwyczaić) – wszystko to pracuje na imponująco niski współczynnik oporu powietrza, wynoszący zaledwie 0,259. Spójrzcie na zdjęcia, widzicie bryłę pojazdu, a teraz poinformuję was, iż współczynnik oporu, jaki stawia powietrzu pozornie znacznie niższy i – wydawałoby się – bardziej opływowy Hyundai Elantra wynosi 0,28.

Wracając do modelu Ioniq 9, jak w całej serii elektrycznych modeli z frazą „Ioniq” w nazwie, także i w topowym SUV-ie Koreańczyków nie mogło zabraknąć charakterystycznego dla rodziny tych aut motywu parametrycznych pikseli, które znajdziemy zarówno w przednich, jak i tylnych lampach, a także na centralnej listwie z przodu. To nowoczesny, cyfrowy podpis, który nie pozwala pomylić tego auta z żadnym innym.

Wnętrze, które otula luksusem

Prawdziwy pokaz możliwości Ioniqa 9 zaczyna się jednak po otwarciu drzwi. Potężny rozstaw osi, wynoszący aż 3130 mm, przekłada się na kabinę, która przypomina bardziej nowoczesny salon niż wnętrze samochodu. W testowanej, topowej, siedmiomiejscowej wersji Calligraphy, wita nas wszechobecny minimalizm i materiały wysokiej próby. Jasna, skórzana tapicerka, miękkie tworzywa i ambientowe oświetlenie tworzą atmosferę relaksu.

Zapewne wiele osób ucieszy też fakt, iż Hyundai nie poszedł w skrajny digitalowy minimalizm. Owszem, na desce rozdzielczej królują dwa duże i stylistycznie połączone ekrany, ale najważniejsze funkcje, takie jak sterowanie klimatyzacją, szybami, wycieraczkami, oświetleniem drogi, etc., mają swoje dedykowane, fizyczne przyciski i manipulatory, co znacząco poprawia ergonomię podczas jazdy.

W wersji siedmioosobowej auto realnie zapewni wygodę licznej rodzinie, także w trzecim rzędzie. o ile oczekiwalibyście jeszcze większego komfortu, dostępna jest też edycja sześciomiejscowa, w której drugi rząd to dwa osobne, „kapitańskie” fotele z funkcją Relax, które po naciśnięciu jednego przycisku rozkładają się do pozycji bardzo wygodnej leżanki. Jednak jeszcze raz podkreślam: choćby w trzecim rzędzie siedzeń dorosła osoba o wzroście ponad 180 cm może podróżować bez uczucia klaustrofobii.

Moc i spokój na górskich serpentynach

Wersja AWD Performance, którą jeździłem, dysponuje dwoma silnikami elektrycznymi o łącznej mocy 320 kW (435 KM) i potężnym momencie obrotowym 700 Nm. Te parametry pozwalają rozpędzić tego ważącego ponad 2,6 tony SUV-a do 100 km/h w zaledwie 5,2 sekundy. Osiągi godne aut sportowych są tu jednak podane w niezwykle dystyngowany sposób. Auto przyspiesza z gładkością i ciszą, która potrafi uzależnić.

Skoro o ciszy wspomniałem, warto dodać, iż jest ona wręcz fenomenalna, a uzyskano to nie tylko dzięki świetnemu wygłuszeniu pasywnemu w licznych miejscach (klejone, akustyczne szyby, boczki drzwi, nadkola, maska, zwiększenie sztywności skrętnej nadwozia i wiele, wiele więcej). Uzupełnieniem spokoju akustycznego jest system audio Bose z aktywną redukcją hałasu, który dzięki mikrofonów wychwytuje szumy z otoczenia i generuje „przeciwfalę”, skutecznie je niwelując.

Na krętych słowackich drogach Ioniq 9 prowadził się zaskakująco pewnie i stabilnie, a wyjątkowo wyrafinowane samopoziomujące zawieszenie tylnej osi dbało o to, by choćby przy pełnym obciążeniu nadwozie utrzymywało stały prześwit, zapewniając doskonały komfort bez przesadnego wychylania się w zakrętach. Wrażenia wręcz przypominały zawieszenie pneumatyczne. Ba, wręcz byłem pewien, iż w tym aucie jest właśnie zawieszenie z miechami, ale gdy zapytałem o to przedstawicieli Hyundaia, ci z uśmiechem pokręcili głową.

Jeżeli tak można zrobić wielowahaczową konstrukcję, to ja chylę czoło. Dla porównania mająca wiele wspólnych technicznych elementów, wspomniana wcześniej KIA EV9 (odsyłam do recenzji w iMagazine 3/2024), sprawiała wrażenie zauważalnie sztywniejszej. Jednak to, co warto podkreslić: Hyundai Ioniq 9 w wersji Performance AWD, to absolutnie nie jest auto do bicia rekordów na torze, ale do komfortowego i – o ile macie takie życzenie – dynamicznego połykania kolejnych kilometrów – w tej roli sprawdza się doskonale.

Technologia, która ma sens

Energii do dwusilnikowego, elektrycznego układu napędowego dostarcza potężny akumulator o pojemności całkowitej 114 kWh (Hyundai nie informuje o tzw. pojemności netto, ale z całą pewnością przekracza ona tu 100 kWh), który według normy WLTP ma zapewnić zasięg do 600 km. Na odpowiedź, ile realnie ten model jest w stanie przejechać na jednym ładowaniu, musicie poczekać, aż egzemplarz trafi do naszej redakcji na dłuższe testy. Tu jeszcze dodam, iż dzięki architekturze 800V ładowanie również nie stanowi problemu. Na ultraszybkiej ładowarce o mocy 350 kW uzupełnienie energii od 10 do 80% ma trwać 24 minuty.

Praktyczność tego komfortowego SUV-a podnosi funkcja Vehicle-to-Load (V2L), która pozwala zasilać urządzenia zewnętrzne mocą do 3,6 kW – zarówno z gniazdka w bagażniku, jak i przez specjalny adapter podłączany do portu ładowania. Taka moc wystarczy, by na kempingu zagotować wodę w czajniku, podłączyć kosiarkę, wiertarkę udarową, ekspres do kawy czy co akurat jest wam potrzebne. Nie zapomniano też o bagażniku z przodu, czyli tzw. frunku, który oferuje dodatkowe 88 litrów, dając imponujące 2419 litrów (!) po złożeniu dwóch tylnych siedzeń. W odmianie siedmioosobowej, przy komplecie pasażerów, po otwarciu sterowanej elektrycznie tylnej klapy mamy do dyspozycji 338 litrów bagażnika, do tego auto może holować 2,5-tonową przyczepę. Nie mam uwag. Aha, z nieoczywistych zalet w kontekście elektrycznego SUV-a warto też podkreślić imponującą ładowność przekraczającą 700 kg.

Pierwsze wrażenia i cena

Hyundai Ioniq 9 to bez wątpienia imponujący samochód. Jest ogromny, niezwykle komfortowy, naszpikowany technologią i oferuje osiągi oraz zasięg, które stawiają go w czołówce elektrycznych SUV-ów. To propozycja dla tych, którzy szukają bezkompromisowego, rodzinnego elektryka z segmentu premium.
Oczywiście, za taką jakość i technologię trzeba zapłacić. Cena testowanego egzemplarza w wersji Calligraphy AWD Performance, z dodatkowym wyposażeniem wyniosła 413 775 zł. To kwota, która pozycjonuje Ioniqa 9 w towarzystwie europejskich marek premium. Po pierwszych jazdach mogę jednak stwierdzić, iż ma on wszelkie argumenty, by w tym elitarnym gronie z powodzeniem konkurować.

Hyundai Ioniq 9 – galeria

Jeśli artykuł Hyundai Ioniq 9 Calligraphy – pierwsza jazda [galeria] nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Idź do oryginalnego materiału