Hyundai i10 N-Line to miejski gokart. Nie jest idealny, ale w wielu kwestiach pozytywnie zaskakuje

1 rok temu
Zdjęcie: Hyundai i10 / Hyundai-i10-n-line-5


Hyundai i10 to w tej chwili najmniejszy model koreańskiego producenta dostępny w sprzedaży. W wersji N-Line przebrany zostaje za auto sportowe. Kwestie wizualne to jednak nie jedyna rzecz, która zmienia się w topowej wersji wyposażenia.

Hyundai i10 N-Line to przede wszystkim część wizualna. Hyundai i10 sam w sobie jest naprawdę ładnym, poprawnie narysowanym miejskim autem. W przypadku wersji N-Line już na pierwszy rzut oka widać, iż mamy do czynienia z nie lada zawodnikiem.

Usportowiona wersja mieszczucha została wyposażona między innymi w:

  • przemodelowany przedni pas z większym grillem wyposażonym w charakterystyczne światła do jazdy dziennej, czerwonymi wstawkami oraz emblematami N-Line
  • delikatny spoiler znajdujący się na klapie bagażnika
  • czerwone wstawki na tylnym zderzaku
  • czerwone emblematy i10 na boku auta
  • dwie końcówki układu wydechowego
  • 16-calowe felgi dedykowane wersji N-Line

Hyundai i10 N-Line – wnętrze

Zmian nie zabrakło również w środku. Główną cechą wyróżniającą wnętrze Hyundaia i10 N-Line jest oczywiście czarna podsufitka, ale znajdziemy tam również najszybsze czerwone akcenty w postaci przeszyć tapicerki oraz elementów ozdabiających nawiewy.

Samo wnętrze jest zaskakująco przestronne. Z przodu, w przypadku miejskich aut to raczej standard – kierowca i pasażer zwykle odsuwają swoje fotele na tyle, żeby było im wygodnie, nie zastanawiając się zbytnio co dzieje się z tyłu. Pomimo niewielkich rozmiarów w Hyundaiu i10 pasażerowie siedzący na tylnej kanapie znajdą odpowiednią ilość przestrzeni zarówno na nogi, jak i na głowę, choćby w przypadku osób mających 190 cm wzrostu. Przyznam szczerze, iż zupełnie się tego nie spodziewałem.

Hyundai i10 jest również nieźle wyciszony, jak na auto klasy miejskiej. Wiadomo, przy prędkościach autostradowych oraz wkręcaniu silnika na wysokie obroty nie ma co spodziewać się cudów, ale podczas jazdy miejskimi ulicami lub obwodnicą z przepisową prędkością naprawdę jest nieźle. Pozostając jeszcze chwilę przy wnętrzu warto dodać, iż niczego w nim nie brakuje. Fotele są wygodne, mają szerokie siedziska oraz oparcia. Płynnie działający system multimedialny z 8-calowym wyświetlaczem wyposażony został w bezprzewodowy Apple CarPlay oraz przewodowy system Android Auto. Jest on częścią pakietu TECH, który dokupić można za 3 400 zł. O komfort kierowcy podczas pokonywania kolejnych kilometrów mogą zadbać podgrzewane siedzenia i kierownica (która swoją drogą jest szeroka i dobrze leży w dłoniach) oraz automatyczna klimatyzacja. To część elementów pakietu COMFORT, który wyceniony został przez Hyundaia na 2 700 zł.

Hyundai i10 N-Line – silnik

Okej, ale testowany Hyundai i10 N-Line to nie tylko komfortowe wnętrze i podrasowany przez projektantów wygląd zewnętrzny, ale również silnik. Standardowo, wersja N-Line dostępna jest z silnikiem 1.2 MPI 84 KM z manualną, 5-biegową skrzynią biegów. Taki wariant wyceniony jest na 71 300 zł. Dla osób oszczędnych ma on całkiem korzystną opcję – za 6 739 zł możemy doposażyć silnik w instalację LPG. Rozważając zakup Hyundaia i10 z pakietem stylistycznym N-Line warto jednak rozważyć sięgnięcie do kieszeni po dodatkowe 3 200 zł na jednostkę 1.0 T-GDI 100 KM, która zamontowana została w testowanym przeze mnie egzemplarzu.

Podobnie jak wersja wolnossąca wyposażona jest ona w manualną skrzynię biegów z pięcioma przełożeniami. To zdecydowanie jej największa wada. Na obwodnicy czy autostradzie brakuje 6. biegu, który pozwoliłby na zmniejszenie obrotów i poprawę odczuć akustycznych. Sam silnik jest z kolei bardzo elastyczny i całkiem ekonomiczny. Podczas testu spalanie wahało się pomiędzy 4,8 a 6,5 litrów na 100 kilometrów. Wszystko było oczywiście uzależnione od warunków na drodze i stylu jazdy. Wynik 4,8 l/100 km udało się uzyskać podczas spokojnej jazdy obwodnicą ze stałą prędkością 100 km/h. 100 koni mechanicznych na papierze nie robi wrażenia, ale do tak małego i lekkiego auta, które głównie będzie jeździć po mieście, jest w sam raz. Naprawdę sprawnie zbiera się spod świateł. Pomimo deklarowanych przez producenta 10,5 s do setki nam udało się ten wynik poprawić o blisko pół sekundy. Zresztą, zobaczcie sami.

Podczas jazdy zauważyć można dobrze wyważony układ kierowniczy, który pracuje jak na miejskie auto dość twardo, ale pasuje to idealnie do lekko usportowionego charakteru auta. Hyundai i10 pewnie trzyma się drogi, przez swoje niewielkie wymiary i rozmieszczenie kół zachowuje się na miejskich ulicach trochę jak gokart. Zdecydowanie największą wadą podczas jazdy jest nadmierna podatność na boczne podmuchy wiatru, która w wietrzne dni zmusza kierowcę do trochę większej uwagi na nieosłoniętych przestrzeniach.

Czy jeździłbym Hyundaiem i10 N-Line?

Jeszcze jak! Serio. o ile szukałbym miejskiego auta to właśnie taka konfiguracja jest dla mnie idealna. Oczywiście, pewnie czasami narzekałbym na mały (252 l.) bagażnik czy brak szóstego biegu, ale chwilę później przypominałbym sobie, iż mam auto, którym zawrócę i zaparkuję praktycznie wszędzie, sprawnie ruszę spod świateł, a jednocześnie nie zostawię na stacji benzynowej fortuny. A, no i w salonie też. Za najlepiej wyposażoną wersję zapłacimy niespełna 80 000 zł. To może śmiesznie brzmi, ale w dzisiejszych czasach to całkiem dobra cena.

Idź do oryginalnego materiału