Dlaczego sprawdzenie numeru VIN to pierwszy krok przed zakupem używanego Forda?

3 dni temu

Artykuł sponsorowany

Zakup samochodu z drugiej ręki to zawsze decyzja, w której emocje mieszają się ze zdrowym rozsądkiem. Z jednej strony jest ekscytacja: nowy rozdział, perspektywa wygodniejszego dojazdu do pracy, wakacji bez konieczności wypożyczania auta, większej niezależności. Z drugiej – mnóstwo znaków zapytania. Czy auto rzeczywiście ma tyle przejechanych kilometrów, ile pokazuje licznik? Czy nie brało udziału w poważnym wypadku? Czy nie jest przedmiotem postępowania komorniczego albo – co gorsza – nie pochodzi z kradzieży?

Te pytania nie biorą się znikąd. Rynek samochodów używanych w Polsce jest ogromny, ale nie brakuje w nim pułapek. Nieuczciwi sprzedawcy, „korekta” przebiegu, auta po zalaniach sprowadzone zza granicy i sprzedawane jako „bezwypadkowe” to codzienność. Wśród marek, które cieszą się największym zainteresowaniem, jest Ford. Nic dziwnego – samochody tej marki są trwałe, łatwe w naprawie i mają dobre ceny części zamiennych. Ale właśnie dlatego, iż są popularne, łatwo znaleźć oferty, które delikatnie rzecz ujmując wprowadzają w błąd.

I tu na scenę wchodzi numer VIN – unikalny kod, który działa jak dowód osobisty samochodu. Z jego pomocą można dowiedzieć się o aucie więcej niż z jakiegokolwiek ogłoszenia.

Numer VIN – czym adekwatnie jest i dlaczego warto zacząć od niego?

VIN (Vehicle Identification Number) to ciąg 17 znaków, który jest przypisany do każdego pojazdu. Nie ma dwóch identycznych numerów – każdy VIN jest jak linie papilarne samochodu. Znajduje się zwykle w kilku miejscach: na podszybiu, na słupku drzwiowym, czasem też w komorze silnika lub na tabliczce znamionowej.

Z tego ciągu liter i cyfr można wyczytać więcej, niż wielu kierowców przypuszcza. Producent, rok produkcji, typ nadwozia, wersja silnika – to tylko podstawowe dane. Ale najciekawsze informacje pojawiają się dopiero wtedy, gdy VIN zostanie sprawdzony w odpowiednich bazach. Wtedy można trafić na:

  • historię szkód komunikacyjnych (np. czy auto nie miało stłuczek lub poważniejszych kolizji),
  • dane o przebiegu z przeglądów technicznych,
  • informacje o ewentualnym złomowaniu lub wyrejestrowaniu,
  • status prawny pojazdu – czy nie jest kradziony, czy nie ma na nim zastawu lub blokady egzekucyjnej,
  • notatki serwisowe z ASO lub niezależnych warsztatów (w niektórych przypadkach).

Dlaczego warto skorzystać z dekodera VIN przy zakupie Forda?

W teorii każdy VIN można samodzielnie odczytać, bazując na ogólnodostępnych schematach. W praktyce jednak to narzędzie zarezerwowane raczej dla specjalistów. Osobie, która po prostu szuka dobrego samochodu do codziennego użytku, trudno będzie rozszyfrować wszystkie oznaczenia i interpretować dane techniczne. Zwłaszcza iż Ford, jak każda duża marka, stosuje własne oznaczenia wyposażenia, wersji silników czy rodzajów skrzyń biegów.

Właśnie dlatego dobrym rozwiązaniem jest dekoder VIN Ford, które umożliwia błyskawiczne sprawdzenie historii konkretnego pojazdu tej marki. Wystarczy wpisać numer VIN we właściwym miejscu, a system przeszuka dostępne bazy i przedstawi zestawienie danych. Nie trzeba znać się na oznaczeniach producenta ani samodzielnie interpretować ciągu znaków. Co więcej – takie dekodery często łączą dane z wielu źródeł: rejestrów krajowych, międzynarodowych baz ubezpieczeniowych, serwisów ogłoszeniowych i portali aukcyjnych.

Dzięki temu zyskuje się dostęp do informacji, które mogą całkowicie zmienić ocenę konkretnej oferty. Bo może się okazać, iż „bezwypadkowy” Ford jednak miał stłuczkę, a „niski przebieg” wcale nie jest tak niski, jeżeli spojrzeć na historię przeglądów.

Nie chodzi więc o nieufność wobec sprzedawcy, ale o zdrowy rozsądek. Bo jeżeli ktoś uczciwie sprzedaje samochód w dobrym stanie, to nie ma powodu, żeby coś ukrywać. A jeżeli coś się nie zgadza – lepiej wiedzieć o tym wcześniej, zanim zostawi się u kogoś kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Cofnięty licznik

Nie trzeba być mechanikiem ani inspektorem z wydziału przestępczości gospodarczej, żeby wiedzieć, iż cofanie liczników to jedna z najczęstszych i najbardziej perfidnych praktyk na rynku aut używanych. Problem dotyczy nie tylko samochodów sprowadzanych zza granicy – równie często zdarza się w pojazdach zarejestrowanych w Polsce. A ponieważ Fordy należą do tych modeli, które łatwo sprzedać i jeszcze łatwiej „odpicować”, bywają częstym celem takich manipulacji.

Zaniżenie przebiegu o 80 tysięcy kilometrów może z pozoru wydawać się niewielką zmianą, ale w praktyce oznacza różnicę kilku lat eksploatacji. Silnik, zawieszenie, skrzynia biegów – wszystko zużywa się w sposób przewidywalny, a oszukiwanie w tym zakresie to nic innego jak zatajanie stanu technicznego. Kupujący, który wierzy w „magiczne” 160 tysięcy kilometrów, nie spodziewa się przecieków z uszczelnień, stuków w zawieszeniu ani luzów w przekładni.

Nie zawsze da się to sprawdzić na miejscu. Nie każdy sprzedawca zgodzi się na wizytę w stacji kontroli pojazdów czy zrobienie pełnego raportu przed zakupem. Dlatego lepiej zabrać się za to wcześniej – wpisać numer VIN w sprawdzonym dekoderze i porównać dane z tym, co pokazuje licznik. choćby niewielkie rozbieżności potrafią uratować kilka tysięcy złotych, które w przeciwnym razie poszłyby na naprawy.

Auta powypadkowe

W ogłoszeniach sprzedaży nie brakuje magicznych słów: „bezwypadkowy”, „niebity”, „100% oryginał”. Problem polega na tym, iż bardzo często są to tylko słowa – niepoparte żadnym dokumentem ani historią serwisową. Samochody po kolizjach bywają maskowane na różne sposoby: wymienione błotniki, nowa maska, świeżo lakierowany zderzak. Dla osoby bez doświadczenia w ocenie karoserii czy konstrukcji nadwozia, takie zmiany mogą wyglądać jak zwykłe kosmetyczne poprawki.

Samochód po poważnym zderzeniu może mieć problemy z geometrią zawieszenia, ukryte pęknięcia w elementach konstrukcyjnych, niedziałające systemy bezpieczeństwa (np. czujniki poduszek powietrznych) albo ślady napraw wykonywanych „po taniości” – bez wymiany na oryginalne części, bez odpowiedniego zabezpieczenia antykorozyjnego, z pominięciem technologii producenta.

Sprawdzenie numeru VIN pozwala dotrzeć do informacji, które nie są widoczne gołym okiem. W wielu przypadkach w bazach widnieją zapisy z firm ubezpieczeniowych: data szkody, opis zdarzenia, szacunkowa wartość naprawy. jeżeli koszt naprawy wyniósł 80% wartości pojazdu, a mimo to samochód został przywrócony do ruchu – lepiej wiedzieć o tym zawczasu.

Samochód z leasingu

Wielu kierowców unika aut poflotowych, bo mają opinię „zajeżdżonych”. Samochody wykorzystywane w dużych firmach czy korporacjach są intensywnie eksploatowane, często przez różnych kierowców, rzadko kto traktuje je z troską, jak własny pojazd. Do tego dochodzą dziesiątki tysięcy kilometrów rocznie, szybkie serwisy „na czas”, wymiany oleju co 30 tysięcy, a nie 10–15, przyspieszone zużycie elementów zawieszenia i wnętrza.

Z drugiej strony – jeżeli ktoś wie, czego szuka, może znaleźć wśród takich aut prawdziwe perełki. Samochody poflotowe zwykle są regularnie serwisowane, mają udokumentowaną historię i są sprzedawane z pełną dokumentacją. Problem zaczyna się wtedy, gdy sprzedawca próbuje zamaskować, iż auto wcześniej służyło jako firmowy wóz handlowca lub kierowcy dostawczego.

Numer VIN może zdradzić, iż samochód był wcześniej zarejestrowany jako pojazd firmowy albo leasingowy. Czasem w historii pojawiają się wpisy o „zmianie właściciela” co kilkanaście miesięcy – klasyczny schemat aut z flot. Czasem baza danych wskaże, iż pojazd należał wcześniej do instytucji (np. wypożyczalni). Dla osoby kupującej Forda z zamiarem jazdy przez kolejne 5–10 lat, to ważna informacja.

Artykuł sponsorowany

Post Dlaczego sprawdzenie numeru VIN to pierwszy krok przed zakupem używanego Forda? pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.

Idź do oryginalnego materiału