Co 10 lat płacisz 20 tys. zł i twoje auto elektryczne jest wieczne. Jak Mitsubishi i-MiEV

10 miesięcy temu

Nieuchronnie zbliża się ten dzień, w którym kupię sobie samochód napędzany wyłącznie prądem. Kupię go po to, żeby sprawdzić, czy da się go używać w nieskończoność.

Na razie żadne miasto nie zabroniło jeszcze wjazdu samochodom elektrycznym. Wszędzie są zwolnione z restrykcji, a gdzieniegdzie choćby mają ulgi i przywileje. To wszystko sprawia, iż należy przesiąść się na prąd. Błędem jednak byłoby zakupowanie w tym celu auta fabrycznie nowego.

To był rok 2010. Wtedy wsiadłem po raz pierwszy za kierownicę samochodu elektrycznego

Był to Mitsubishi i-MiEV. Wtedy w Warszawie była jedna stacja ładowania, przy pomniku syrenki, która okazała się być niedostępna dla zwykłych kierowców, trzeba było być pracownikiem jakiegoś miejskiego zakładu energetycznego, żeby z niej skorzystać. Ładowałem więc i-MiEVa z gniazdka w garażu i jakoś nim jeździłem, w ciepłe dni osiągał choćby zasięg 120 km. Od tej pory minęło 13 lat i zmieniło się wszystko. Ładowarek jest jak mrówków, auta elektryczne są nam wpychane siłą w gardło, a producenci skrzętnie unikają tematu ich trwałości. Jednak za sprawą właśnie i-MiEVa, czyli auta pionierskiego na polskim rynku, można sprawdzić, jak zachowuje się auto elektryczne po 10-12 latach eksploatacji.

Jest elektrośmieciem. Ale nie należy go jeszcze wyrzucać

Mitsubishi i-MiEV ma stosunkowo prostą budowę. W podłodze tego auta znajduje się 12 koszyków z modułami akumulatorowymi, łącznie 88 modułów. Z czasem oczywiście tracą one pojemność i w aucie 12-letnim mogą one już mieć tylko 60 proc. pojemności początkowej, co sprawia, iż auto adekwatnie nie nadaje się do użytku. Oczywiście producent powie, iż zobaczcie, samochód jest przez cały czas w pełni sprawny – no ta, tylko iż zamiast 100 km, przejeżdża 50 na jednym ładowaniu. Nadaje się więc do jazdy do sklepu lub pracy, pod warunkiem iż mamy blisko i ładujemy go codziennie. Ale taka jazda to nie jazda.

Mitsubishi i-MiEV można kupić za 20-24 tys. zł

Będzie w złym stanie, tego można być pewnym. Sprzedawcy prawie zawsze milczą na temat zasięgu. Należy potraktować ten pojazd jako projekt i zdawać sobie sprawę, iż akumulatory z niego mogą co najwyżej służyć jako domowy magazyn energii. Następnie nabywamy na Aliexpress (lub poprzez polską firmę trudniącą się importem towarów z Chin) 88 modułów akumulatorowych CATL, takich jak na przykład te.

Następnie wystarczy już tylko przełożyć wszystko ze starej wanny do nowej. Mając garaż i trochę narzędzi oraz komputer z programem diagnostycznym można to zrobić samodzielnie, oglądając parę filmów na Youtube. Można też zlecić to firmie zajmującej się naprawami aut elektrycznych, a już trochę ich jest.

Ostatecznie przyjdzie nam wydać między 15 a 30 tys. zł

15 – jeżeli chcemy tylko, żeby zasięg wrócił do fabrycznego, a 30 – jeżeli chcemy go sobie wydłużyć choćby dwukrotnie. W Polsce jeździ już co najmniej jeden egzemplarz z „gęstszymi” akumulatorami, który potrafi przejechać 220 km na jednym ładowaniu. Mam choćby kontakt z jego właścicielem, Ostatecznie więc wydając między 35 a 50 tys. zł mamy wprawdzie malutki, ale za to całkiem nowy samochód elektryczny – nowy przez posiadanie nowych akumulatorów, reszta prawdopodobnie w ogóle nie będzie zużyta. Nie znam tańszego sposobu na jazdę na prądzie.

Wygląda więc na to, iż stare samochody elektryczne będą wieczne, pod warunkiem iż raz na 10 lat położymy na stół kilkanaście tysięcy złotych

To wcale nie jest nierealny wydatek w przypadku auta spalinowego – jakieś turbosprężarki, dwumasy, wtryskiwacze, i w ciągu 10 lat też możemy dojść z wydatkami do kilkunastu, a choćby 20 tys. zł. Tu mamy taką zaletę, iż co te 10 lat najważniejszy element jest nowy, a moduły akumulatorowe CATL mają trwałość do 3000 cykli ładowania. Przy zasięgu 100 km daje to teoretyczny przebieg do 300 tys. km, czyli realnie pewnie połowę tego. Co 10 lat robimy więc regenerację pojazdu i wraca on do swojej poprzedniej sprawności, a ze względu na uniwersalność modułów CATL możemy robić to dowolną liczbę razy. Oczywiście pod warunkiem, iż pojazd umożliwia w ogóle taki manewr, bo wiem iż wiele nowych aut elektrycznych ma nierozkładalne i niewymienialne akumulatory. Co akurat powinno zostać jak najszybciej zakazane przez Unię Europejską – mogłaby się w końcu na coś przydać.

Wszystko to, co napisałem powyżej, jest prawdą pod pewnym warunkiem

Jesteś graciarzem i lubisz bawić się w dłubanie, kombinowanie i wymyślanie. Ja jestem taką osobą, ale większość ludzi nie jest, i chce mieć a) nowe b) błyszczące c) na gwarancji d) żeby sąsiad dostał czkawki ze złości. A chcą tego, bo tak zostali nauczeni przez korporacyjny marketing, i w ogóle nie można ich za to winić.

(tak naprawdę chciałbym móc wykonać ten manewr, ale z Nissanem Leaf)

Czytaj również:

  • Mitsubishi kończy produkcję elektrycznego i-MiEV. Wszyscy już zapomnieli o tym pionierskim aucie
Idź do oryginalnego materiału