Chiny grożą cłami na europejskie auta. UE sama sobie zgotowała ten los

1 tydzień temu

To historia o tym, jak nieodpowiedzialna i krótkowzroczna polityka Zachodu doprowadziła do wzmocnienia Państwa Środka – własnym kosztem . Aż trudno uwierzyć, iż nikt temu nie zapobiegł.

Można oczywiście zrzucać wszystko na komunizm i brak poszanowania jednostki na rzecz kolektywu, ale nie ma wątpliwości, iż Unia Europejska i Stany Zjednoczone przyspieszyły proces wzmacniania tego kraju. Jak Chiny tyle zyskały w tak krótkim czasie?

Nie chodzi jedynie o przemysł motoryzacyjny, ale na nim postanowiliśmy się skupić, bo świetnie obrazuje kolej rzeczy. Zaczęło się od „wypędzania” renomowanych firm, a dokładniej ich fabryk ze Starego Kontynentu. Służyły temu coraz większe koszty produkcyjne i nowe obostrzenia podatkowe.

W pewnym momencie Chiny otworzyły się na Zachód – z uśmiechem na twarzy przyjęły ważnych producentów. Jednocześnie stale poprawiały kondycję własnego rynku, wzmacniały swój przemysł i zwiększały eksport.

W pewnym momencie zaczęły się negocjacje z zachodnimi koncernami. Już nie chodziło jedynie o udostępnienie lokalizacji i siły roboczej. W grze była kooperacja na zasadach partnerskich. Właśnie dlatego powstały liczne spółki joint venture, które połączyły Chińczyków z Zachodem. Kolejnym etapem było podkupowanie lub wykupowanie znanych marek.

Chiny korzystają z krótkowzroczności Europy

To był pierwszy istotny krok dla Chin w stronę dogonienia zachodniego przemysłu motoryzacyjnego. Kolejny z nich okazał się prezentem od Starego Kontynentu. Komisja Europejska zaczęła narzucać zmiany dotyczące emisji spalin. I się zaczęło.

Każdy kolejny przepis i jego aktualizacja na siłę detronizowały konwencjonalne układy napędowe na rzecz tych akumulatorowych – pod płaszczykiem ekologii. Dziś już każdy wie, iż nie ma samochodów przyjaznych dla środowiska, a 500-konne, duże i ciężkie SUV-y na prąd są tego przykładem. Krótko mówiąc, nie jest lepiej, ale przynajmniej drożej…

Stworzenie rewolucyjnych norm było jak nowe rozdanie – praktycznie każdy zaczynał od zera. Chiny z tego skorzystały, ponieważ miały już odpowiednią technologię, dostęp do surowca, a do tego tanią siłę roboczą. Nic więc dziwnego, iż tworzą podobne produkty za mniejszą cenę.

Tymczasem zachodnie marki zaczynają mieć problemy, ponieważ popyt na samochody elektryczne w Europie nie jest dla nich satysfakcjonujący. Niektóre z nich wracają do aktualizacji jednostek spalinowych, ale nie jest tajemnicą, iż wydały miliardy na to, by dostosować się do polityków.

Paradoks cła

Unia Europejska zaczęła wmawiać, iż samochody elektryczne to dobry kierunek, ponieważ ograniczają emisję szkodliwych substancji. Pojawiły się choćby głosy, iż będzie to tańsze rozwiązanie! Abstrahując od tych absurdalnych stwierdzeń, warto odnieść to do poczynań wobec chińskich samochodów – zarówno hybrydowych, jak i elektrycznych.

Skoro europejski klient może dostać ten sam lub bardzo podobny produkt za niższą cenę, to dlaczego Komisja Europejska to uniemożliwia? Dzięki temu moglibyśmy przecież wcześniej przejść na auta elektryczne i uratować naszą planetę! A tu psikus.

Szanowni Państwo, nie chodzi o środowisko, a przynajmniej nie w takim stopniu, jak nam się wmawia. Wolny rynek nie idzie w parze z narzucaniem podaży, która nie jest zgodna z popytem. A właśnie tak to wygląda w ostatnich latach.

Fakty są takie, iż najpierw trzeba chronić własny przemysł motoryzacyjny, bo to coś więcej, niż samochody. To miejsca pracy, poziom życia i rozwój społeczny. Bez tego dojdzie do zwolnień, zamykania fabryk i jeszcze szybszego procesu osłabiania Starego Kontynentu. Czy o to chodziło?

Chińskim cłem mają być objęte europejskie auta z napędem spalinowym

Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy jest drugie dno, czy jednak to głupota polityków. Co ciekawe, Niemcy nie chciały narzucać cła na chińskie samochody. Dlaczego? Bo Chiny mogą zrobić to samo u siebie wobec niemieckich marek. A przecież to właśnie Niemcy mają najsilniejszy przemysł motoryzacyjny w Europie. Dla przykładu, Chiny to największy rynek dla Mercedesa. Inne kraje widzą to inaczej, co jasno wskazuje na różnice w interesach.

Tak czy inaczej, jest już za późno na uniknięcie strat. Czy istnieje jednak jakiekolwiek wyjście z tej sytuacji? Według nas wymagałoby to istotnych korekt gospodarczych, które przywróciłby rozpęd. Niestety, to nie idzie w parze z forsowaną od lat ideologią ekologiczną. Czy da się zmniejszyć szkody środowiskowe, a przy tym rozwijać gospodarkę? Tak, ale pamiętajmy, iż pajęczyna interesów jest tak złożona, iż trudno sobie wyobrazić, iż któraś ze stron odpuści, by stracić zyski. I tak koło się zamyka.

Chiny nie będą wiecznie tanie

Azjaci patrzą na Europę z daleka i zacierają ręce. Chińskie Ministerstwo Handlu poinformowało, iż nowe cła na zachodnie produkty będą wynosiły od 30,6 do choćby 39 procent. To oczywiście odpowiedź na działania Unii Europejskiej, która znów postępuje krótkowzrocznie.

Póki co, chodzi przede wszystkim o alkohol, ale w planach jest również odpowiedź motoryzacyjna. Chińczycy chcą wprowadzić cła na samochody spalinowe z Europy, które z powodzeniem są u nich sprzedawane. Zachodni producenci tego nie chcą, choć przez lata byli częścią wciskania propagandy klientom z Europy – jednocześnie sprzedając konwencjonalne układy napędowe na innych kontynentach.

Nie chcemy jednak mówić o kręgosłupie moralnym, bo jest na to za późno. Niektórzy uważają, iż przejęcie rynku motoryzacyjnego przez chińskie marki to dobry pomysł. I to również jest naiwne myślenie. Dlaczego?

Jeśli Chiny będą miały większość udziałów, to wprowadzą nowe ceny. I wtedy należy spodziewać się wzrostów, które zrekompensują wieloletnią sprzedaż na niskiej marży. Dopiszmy do tego utratę stanowisk pracy w europejskich fabrykach, wzrost bezrobocia i coraz większy socjalizm. Kiepska wizja, prawda?

Idź do oryginalnego materiału