Alpine A290 już na polskich drogach. Mały, ale wariat

2 dni temu

Gama francuskiej marki premium doczekała się nowego modelu. Alpine A290, bo o nim mowa, to elektryczny hatchback wpisujący się w segment B. Choć jego napęd bazuje na innej koncepcji, niż ta pierwotna, ma dawać mnóstwo euforii z jazdy. Czy rzeczywiście daje? Nadszedł czas, by to sprawdzić – pierwsze sztuki już dotarły do Polski.

Alpine A290 – muskularne retro

Uroda to rzecz gustu, ale ten samochód jest niezaprzeczalnie ładny. Od razu widać, iż bazuje na „Piątce”, którą ostatnio miałem okazję przetestować w okolicach Częstochowy. Stanowi jednak jej bardziej muskularną, charakterną interpretację. Bez względu na lakier, Alpine A290 skutecznie zwraca na siebie uwagę i robi duże wrażenie.

Front sięga do historycznych konotacji, czego przykładami mogą być elementy oświetlenia. Dodatkowe lampy z motywem „X” świetnie dopełniają pas przedni. Niżej wkomponowano zderzak z dużym wlotem. Podobnie jak w konwencjonalnym modelu z logo Renault, na masce wkomponowano graficzny wskaźnik naładowania baterii.

Alpine A290 – lewy przód

Profil został skutecznie podkreślony masywnymi błotnikami. Dzięki nim auto wygląda nie tylko dojrzalej, ale też budzi większy respekt. Ich uzupełnieniami są aerodynamiczne przetłoczenia na drzwiach, dedykowane felgi oraz nakładki progowe sugerujące sportowe aspiracje.

Tył świetnie nawiązuje do pierwowzoru sprzed ponad pół wieku. To zasługa pionowych świateł, które mają bardzo podobny kształt. Kolejnymi elementami pochłaniającymi uwagę są centralne oznaczenia oraz duży spojler z kontrastującą listwą. Z kolei na dole znalazł się dyfuzor.

Wnętrze z charakterem

Mimo iż baza Renault 5 E-Tech i Alpine A290 jest ta sama, różnice pomiędzy tymi samochodami widać także we wnętrzu. Niektórzy mogą uznać, iż to jedynie detale, ale odróżnienie tych projektów nie stanowi żadnego wyzwania. Dobrze, iż koncern nie poszedł na łatwiznę.

Jakość materiałów jest zbliżona – krótko mówiąc, wysoka. Rodzaje wykończenia są jednak inne, czego najlepszym dowodem są panele drzwiowe. Różnice zdradza także kokpit, który został wykonany z innych tworzyw. Czy lepszych? Trochę tak, ale w obu przypadkach należą się wysokie noty w tej kategorii.

Alpine A290 – kokpit

Cyfrowe wskaźniki można personalizować. Mają indywidualne motywy i mogą się podobać. W tej samej ramce umieszczono dotykowy ekran multimedialny, który nie tylko gwałtownie działa, ale też oferuje liczne funkcje Google – podobnie jak w większych modelach tego koncernu. Obsługę klimatyzacji ułatwiają fizyczne przyciski umieszczone pod środkowymi dyszami nawiewu.

Na osobny akapit zasługuje kierownica i jej otoczenie. Ma gruby wieniec i świetnie leży w dłoniach. Pod jej lewym ramieniem znajduje się pokrętło RCH, które odpowiada za dostosowanie siły hamowania, a co za tym idzie – rekuperacji. W trzecim trybie działa na tyle intensywnie, iż w miejskich warunkach można pokonywać większość dystansu przy użyciu samego pedału przyspieszenia.

Alpine A290 – siedzenia

Z kolei nad prawym ramieniem znajduje się cięgno Overtake. Cóż to takiego? Tak zwany „boost”, który zwiększa moc i moment obrotowy. Jest też niezbędny do aktywacji procedury startu – w celu jak najbardziej efektywnego przyspieszenia.

Gdzie szukać nawiązań do modelu A110? Jest ich niewiele. Najbardziej charakterystyczne są przyciski od wyboru kierunku jazdy (D, N, R). Pamiętajmy, iż francuskie coupe ma już swoje lata, dlatego raczej nie stanowiło wzoru dla projektantów najnowszego modelu. I to akurat dobra wiadomość z perspektywy użytkowej.

Alpine A290 – bagażnik

Tak, Alpine A290 nie jest skrajnie wyczynowe, co uwydatnia całkiem praktyczna kabina. Sportowe fotele mają głębsze wyprofilowanie i jeszcze lepiej podpierają, niż w Renault 5 E-Tech, ale pozostają komfortowe choćby podczas dłuższych przejażdżek.

Tylna kanapa również nie budzi zastrzeżeń. Dwie osoby o średnich gabarytach mogą tu odbyć dłuższą podróż. Przydałoby się tylko nieco więcej przestrzeni na stopy. Środkowe miejsce jest oczywiście węższe i trzeba je traktować jako rezerwowe. Gwoli ścisłości, bagażnik oferuje 326 litrów pojemności.

Alpine A290 – dane techniczne

Francuski hatchback dysponuje silnikiem elektrycznym, który wytwarza 180 lub 220 koni mechanicznych – w zależności od wersji (Premium lub Performance/GT/Premiere Edition). Biorąc pod uwagę gabaryty samochodu, jest to potężna wartość. W porównaniu do spalinowych odpowiedników, trzeba jednak liczyć się z podwyższoną masą własną, która sięga 1,5 tony.

Alpine A290 do lekkich nie należy, ale osiągi i tak są bardzo dobre. W przypadku tej mocniejszej odmiany, przyspieszenie do 100 km/h trwa dokładnie 6,4 sekundy. Warto dodać, iż cały potencjał trafia jedynie na przednią oś. Czy pojawi się jeszcze mocniejszy, seryjny wariant z układem AWD? To byłoby coś. Póki co takie rozwiązanie jest zarezerwowane dla szalonego Renault 5 Turbo 3E.

Alpine A290 – lewy tył

Istotnym elementem całego zestawu jest także akumulator trakcyjny. Jego pojemność sięga 52 kWh, co przekłada się na 380 kilometrów zasięgu – przynajmniej teoretycznie. Biorąc pod uwagę charakter tego modelu, należy spodziewać się nieco skromniejszych dystansów bez odwiedzania ładowarek.

No właśnie, ładowarki. dzięki złącza DC, uzupełnianie energii od 15 do 80 procent wynosi pół godziny. Nie jest to bardzo długo, ale też daleko do rekordu. Krótko mówiąc, w międzyczasie można, a choćby trzeba znaleźć sobie jakieś zajęcie.

Wrażenia z jazdy

Jeżeli spodziewasz się lekko podrasowanej „Piątki”, to na pewno dasz się zaskoczyć. Alpine A290 wydaje się zupełnie innym pojazdem – jeszcze zwinniejszym, a przy tym bardziej narwanym, jeżeli tylko kierowca tego oczekuje. To auto naprawdę daje radę. Ale po kolei…

Od razu czuć, iż sportowy model jest znacznie twardszy. To zasługa przeprojektowanego zawieszenia z hydraulicznymi ogranicznikami. Dzięki nowej konfiguracji, nadwozie utrzymywane jest w ryzach – także podczas gwałtownej zmiany toru jazdy. Czy traci na tym komfort? Jasne, iż tak, ale nie na tyle, by przypomnieć sobie o ostatnim posiłku.

Alpine A290 – profil

Duże znaczenie ma układ kierowniczy. Wydaje się, iż dysponuje innym przełożeniem – pozostało bardziej bezpośredni, jeżeli można tak powiedzieć. A290 naprawdę chce skręcać i robi to bardzo dobrze. Inżynierom udało się skutecznie ukryć jego masę. Nie jest przesadnie odczuwalna choćby podczas hamowania.

Zespół napędowy zasługuje na wysokie noty. Reakcja na polecenia prawego buta jest praktycznie natychmiastowa – jak to w samochodzie elektrycznym. Istotną rolę odgrywa tu komputer sterujący z inteligentnym systemem zarządzania momentem obrotowym.

Alpine A290 – front

Natomiast podczas normalnej jazdy nie ma mowy o przesadnym angażowaniu użytkownika. Wszystko działa podobnie, jak we wspomnianym Renault 5 E-Tech. Warunkiem jest jednak równa nawierzchnia. Podczas pokonywania nierówności da się już odczuć znaczące różnice. Coś za coś.

Fajnie, iż Alpine dysponuje tymi samymi rozwiązaniami w zakresie bezpieczeństwa, co konwencjonalny krewny. To też przekłada się na obecność dedykowanego przycisku od personalizacji ustawień asystentów jazdy. Wystarczy dwa razy kliknąć, by aktywować indywidualne preferencje użytkownika.

Ile kosztuje Alpine A290?

I tu przechodzimy do kluczowego wątku. Czy warto zapłacić 168 300 złotych za 180-konny, sportowy samochód elektryczny tych gabarytów? Większość będzie kręciła nosami, ale to nie jest propozycja dla większości – i to trzeba sobie jasno powiedzieć. Warto również wspomnieć, iż potencjalni konkurenci, czyli Abarth 500e i Alfa Romeo Junior Electrica, kosztują więcej.

Alpine A290 – tył centralnie

A290 zostało stworzone dla entuzjastów sportowej jazdy, którzy chcą iść z duchem czasu, a przy tym posiadają inny, nieco bardziej wszechstronny samochód do codziennej eksploatacji. Fakt, nie jest to ogromny target, ale już ustaliliśmy, iż to nie ten sam klient, co w przypadku Renault 5 E-Tech.

Teoretycznie, choćby puryści mogą przekonać się do nowego Alpine. Biorąc pod uwagę przeznaczenie samochodu, jego elektryczny napęd nie utrudnia użytkowania w warunkach torowych. W wielu przypadkach będzie choćby dawał więcej euforii z jazdy.

Podsumowując, to model dla tych, którzy mogą, ale nie muszą. Fajnie, iż Francuzi nie stawiają jedynie na pragmatyzm. Dywersyfikacja obejmująca sportowe samochody pozytywnie wpływa na wizerunek i dowodzi, iż kierowca wciąż ma znaczenie.

Idź do oryginalnego materiału