„Kiedyś było lepiej”… jeżeli ktoś tak Wam mówi – nie wierzcie mu. Nie było. Niebo nie było bardziej niebieskie, mleko bardziej mleczne, a jajka bardziej jajeczne. Nie wierzcie też w to, iż kiedyś produkowano lepsze samochody. Szczególnie w krajach tzw. RWPG. Wszelkie Warszawy, Syreny, Trabanty czy Zaporożce i cała reszta motoryzacyjnego tałatajstwa tłukącego się po wyboistych traktach „demoludów” były takie, jak ustrój w krajach ich wytwarzania, czyli „demokracja ludowa” właśnie. Ani demokracja, ani tym bardziej ludowa. Lud bowiem (dla niepoznaki zwany dziś „suwerenem”) nie miał nic do gadania, a cieszył się ze wszystkiego, co miało silnik i jakoś jechało do przodu.
Na początku była Warszawa
Bo, nie ukrywajmy, były to konstrukcje toporne i z motoryzacyjnego punktu widzenia niczego szczególnego do historii nie wnoszące. Warszawa zresztą nie była choćby polskim samochodem. Jej licencyjną produkcję nakazał sam tow. Stalin. Kosztowało to setki milionów ówczesnych złotych, a towar tak naprawdę był już mocno przechodzony. Silnik Gaza M-20 „Pobieda” pochodził z lat trzydziestych, karoseria była fantazją na temat przedwojennych „aerodynamicznych” konstrukcji amerykańskich, ale cóż – bratniej „pomocy” nie można było wtedy odmówić. I tak 6 listopada 1951 roku (w rocznicę rewolucji, naturalnie) z taśmy FSO zjechała pierwsza Warszawa. Nie wyprodukowana, a jedynie w całości zmontowana z sowieckich części, ale za to będąca „wspaniałym zwycięstwem nad ciemnymi siłami imperializmu”.
Ciemne siły imperializmu pokonywano na Żeraniu przez ponad 20 lat, wprowadzając, owszem, modyfikacje konstrukcyjne, ale w latach siedemdziesiątych anachronizmu Warszawy nie dawało się już ukryć. Produkcja Fiata 125p, dużo nowocześniejszego i wygodniejszego, szła już zresztą pełną parą. Ostatnia Warszawa opuściła żerańską fabrykę 30 marca 1973 roku i pojechała prosto do ówczesnego Ośrodka Badawczo-Rozwojowego FSO w Falenicy, gdzie na wiele lat spoczęła w kącie ciemnej hali. Odnalazłem ją tam pod koniec lat osiemdziesiątych i choćby miałem okazję pojeździć. Nic szczególnego, powolne to było, od sprzęgła noga odpadała, a hamulce raczej ten samochód spowalniały niż zatrzymywały.
Siedemdziesięciolecie FSO
A dokładnie 70 lat temu, 6 listopada 1951 roku, z bramy FSO wyjechała pierwsza Warszawa. Jubileusz trzeba było jakoś uczcić, w sobotę, 6 listopada 2021 r. zorganizowano więc zlot samochodów niegdyś tu wyprodukowanych. Wśród samochodów, wyjątkowo licznych, trzeba przyznać, dominowały Polonezy. Większość z nich zresztą ewidentnie przez cały czas użytkowana jest zgodnie z przeznaczeniem, czyli dresiarska załoga na pokładzie, głośne „umpa umpa” z obowiązkowego zestawu audio (dobranego przez fachowca z działu car audio pobliskiej Biedronki) i fascynujące niekiedy elementy tuningu optycznego prosto z zakładu „Janusz Design”. Nieliczne egzemplarze utrzymane w stanie fabrycznym dobrze byłoby w nim zachować, bo już niedługo okaże się, iż Polonezy zupełnie wyginęły…
Można oczywiście dywagować, czy żerańską fabrykę musiał spotkać tak smutny los. Można pytać, kiedy to się zaczęło. Czy jeszcze przed przejęciem przez Daewoo, czy dopiero po upadku Koreańczyków i wykupieniu przez Ukraińców? Można, ale lepiej zadać w końcu pytanie, co z tym olbrzymim terenem zrobić. Zaorać i przeznaczyć pod budownictwo mieszkaniowe? Na to wygląda, wkrótce, podobnie jak na położony niegdyś po drugiej stronie ulicy Jagiellońskiej dawny fabryczny tor testowy, także na teren samej fabryki wjadą maszyny i to, co zostało, zostanie wyburzone. Bo teren między Jagiellońską a torami kolejowymi jest ogromny, spokojnie da się tam zmieścić całe „Miasteczko Żerań”. Choć nie sądzę, by jakiś deweloper zdecydował się na tak przyziemną nazwę.
Tekst: Bartosz Ławski
Zdjęcia: Paweł Bielak