W przeszłości, aby zostać właścicielem rodzinnego samochodu, którego osiągi zrywają skórę z twarzy, trzeba było wydać bajońską sumę. Dzisiaj jest… znacznie drożej. Za doposażonego sedana, kombi czy SUV-a ze znaczkiem M, RS lub AMG trzeba zapłacić od 600 tys. do ponad miliona złotych. Na szczęście Sportowych emocji (i to przez duże „S”) za kierownicą można zaznać za znacznie mniejsze pieniądze. Dokładnie za 3500 zł netto miesięcznie. Bez wpłaty własnej, za to z pełnym ubezpieczeniem oraz przeglądami w cenie.
Usportowione wersje rodzinnych samochodów od dziesięcioleci są obiektem marzeń tysięcy Tatusiów, którzy z jednej strony chcieliby zapewnić swoim rodzinom wygodny, komfortowy, dobrze wyposażony środek transportu, a z drugiej ukryć przed Mamusią fakt, iż ten środek transportu ma osiągi wyścigówki, która zjechała prosto z toru. Zaczęło się od BMW ze znaczkiem M, potem były Mercedesy AMG, Audi RS, a Porsche wynalazło Panamerę. W pewnym momencie o dusze i budżety rodzin zaczął zabiegać także Aston Martin (najpierw czterodrzwiowym modelem Rapide, potem DBX-em). W ostatnich latach do sedanów i kombi dołączyły rodzinne sportowe SUV-y, jak choćby BMW X3 i X5 M, czy Mercedes-AMG GLC 63. Wszystko z myślą o tych, którzy szukają wrażeń i emocji za kółkiem, ale jednocześnie nie mają zamiaru rezygnować z praktyczności, dwóch par drzwi, dużego bagażnika oraz ciszy, spokoju i wygodny podczas dłuższych podróży.
Sęk w tym, iż takie samochody zawsze były poza zasięgiem przeciętnego kierowcy. Kosztowały kilkukrotnie więcej niż standardowe modele, z których się wywodziły. I to się nie zmieniło. Dzisiaj BMW X3 M Competition z silnikiem o mocy 510 KM kosztuje wyjściowo 505 tys. zł, ale doposażenie go w kilka nieodzownych w tej klasie dodatków winduje cenę w okolice 600 tys. zł. A to niemal trzykrotnie więcej, niż trzeba zapłacić za podstawową wersję X3!
Wszystko może się zmienić dzięki elektryfikacji. Auta na prąd z zasady mają lepsze osiągi niż ich spalinowe odpowiedniki – wynika to choćby z faktu, iż choćby niezbyt mocny motor elektryczny ma wysoki moment obrotowy, dostępny w pełni od chwili położenia nogi na pedale gazu. Ponadto uzyskanie większej mocy z silnika elektrycznego jest sporo łatwiejsze niż w przypadku motoru spalinowego – nie trzeba zwiększać pojemności, dokładać turbosprężarek, głowić się nad układem chłodzenia czy wydechowym itd.
Dwie pierwsze znane marki, które zaczęły produkować sportowe samochody elektryczne to Porsche (Taycan) oraz Audi (RS e-tron GT). Te jednak są horrendalnie drogie – za Taycana Turbo trzeba zapłacić minimum 712 tys. zł, zaś bazowy RS e-tron GT kosztuje ponad 630 tys. zł. Pierwszą marką, która postanowiła zbudować elektryka o osiągach supersamochodu za ułamek ceny supersamochodu, była Kia. Model EV6 GT ma dwa silniki elektryczne, generujące łącznie 585 KM i 740 Nm. Przyspieszenie do 100 km/h trwa zaledwie 3,5 sekundy, a prędkość maksymalna to 260 km/h. W wyścigu na 1/4 mili zorganizowanym przez brytyjski Carwow, EV6 pojechała niemal równie szybko, co… 12-cylindrowe Lamborghini Aventador SVJ warte 3 mln zł!
Auto jest standardowo wyposażone w sportowe hamulce i opony, szperę na tylnej osi i adaptacyjne zawieszenie, a do tego ma Drift Mode – tryb, w którym dezaktywowana jest przednia oś i samochodem można efektownie jeździć bokami. I to wszystko za 399 900 zł. Albo – o ile mi wiadomo – sporo mniej, o ile mamy umiejętności negocjacyjne. Znajomy kupował ostatnio EV6 GT i rabat, jaki udało mu się uzyskać, był naprawdę imponujący. Przedsiębiorcy mają jeszcze ciekawszą opcję do wyboru – wynajem długoterminowy Kia For Business. Wówczas za EV6 GT zapłacą jedynie 3500 zł netto miesięcznie (przy umowie na 36 miesięcy i z limitem 10 000 km rocznie). I to bez jakiejkolwiek wpłaty własnej na początku, za to z pełnym ubezpieczeniem (OC, AC, NNW) i serwisem przez cały okres trwania umowy. Co więcej, mówimy o samochodzie, który w standardzie ma absolutnie pełne wyposażenie. Zamszową tapicerkę, elektryczne fotele kubełkowe z pamięcią ustawień, wyświetlacz przezierny na przedniej szybie z rozszerzoną rzeczywistością, adaptacyjne zawieszenie, pełen zestaw systemów wspomagających kierowcę, łącznie z asystentem jazdy po autostradzie. Z opcji dodatkowych zamówić można wyłącznie… szklany dach. To już naprawdę wszystko. choćby lakier metaliczny jest w standardzie, a dopłaty wymaga jedynie specjalny matowy Moon Scape Matte za 7000 zł.
Przyznacie, iż brzmi to wszystko, jak okazja stulecia. 3,5 sekundy do setki, 585 KM i 740 Nm za 3500 zł miesięcznie! Zresztą nawet, gdy weźmiemy pod uwagę cenę katalogową, to Kia EV6 GT okazuje się najlepszym samochodem dostępnym na rynku, o ile chodzi o relację ceny do osiągów. Kosztujący tylko 9000 zł mniej Ford Mustang Mach-E GT jest o niemal 100 koni słabszy i ma o sekundę gorsze przyspieszenie. Z kolei pierwsze spalinowe auto o osiągach i praktyczności zbliżone do EV6 GT to Audi RS6. Ma 600 KM, 800 Nm, setkę robi w 3,6 sekundy i kosztuje… 635 tys. zł. Wyjściowo, bo po zrównaniu wyposażenia z Kią robi się z tego 750 tys. zł, a więc niemal dwa razy więcej.
Podobnie sprawa wygląda z kosztami eksploatacji. Nie jest tajemnicą, iż użytkowanie aut sportowych o dużej mocy oznacza ogromne wydatki. Średnie zużycie paliwa na poziomie 15 litrów w przypadku wspomnianego RS6, to raczej „ostrożny szacunek”. Koszty przeglądów, wymian oleju, hamulców itp. to też kwoty liczone w grubych tysiącach złotych. W przypadku EV6 GT mówimy o zdecydowanie mniejszych pieniądzach. choćby zakładając pesymistycznie, iż podczas bardzo dynamicznej jazdy będzie zużywała 30 kWh energii na 100 km, to przy kosztach prądu z domowego gniazdka będzie to około 30 zł – równowartość 4 litrów paliwa. W przypadku EV6 GT odchodzą nam też wydatki na wymiany oleju, filtrów, przeglądy, zaś hamulce, dzięki rekuperacji, zużywają się znacznie wolniej, niż w autach spalinowych.
Mówiąc krótko, nie ma na rynku drugiego rodzinnego auta, które pozwalałoby się cieszyć takimi osiągami za tak sensowne pieniądze i jednocześnie tak taniego w utrzymaniu. Owszem, nie ma tutaj pomruku V8, ale za to jest niesamowita cisza. Nie ma zapachu spalin, ale jest czystość. Może ładowanie trwa dłużej niż tankowanie, ale za to można robić to we własnym garażu – tanio i wygodnie. Zaś argument o małym zasięgu łatwo obalić – RS6 na jednym zbiorniku też nie przejedzie więcej niż 400 km.
Wygląda więc na to, iż w Kii EV6 GT zyskaliśmy dostęp do technologii, osiągów i emocji, jakie dawniej zarezerwowane były tylko dla ludzi z bardzo grubymi portfelami. I to najlepiej dowodzi, iż elektryfikacja wcale nie jest – jak niektórzy twierdzą – dla elit. Przeciwnie, to właśnie dzięki niej w motoryzacji może zapanować egalitaryzm.