II Zlot SurRon odbył się w Twierdzy Modlin. Była (ciche!) przejazdy szlakami, szkolenia z techniki jazdy i pierwszej pomocy oraz dużo dobrej zabawy.
O tym jak rośnie grono miłośników ekologicznego, bo elektrycznego, motocrossu może świadczyć liczba uczestników II Zlotu SurRonów. W ciągu roku podwoiła się. Ponad pięćdziesięciu miłośników bezemisyjnej i bezgłośnej jazdy spotkało się pod Twierdzą Modlin, nie tylko żeby się bawić, ale też by, w dbałości o swoje bezpieczeństwo, doskonalić technikę jazdy.
Przyjechali i doświadczeni crossowcy, i absolutni nowicjusze. W każdym wieku. Z całej Polski, z Gdańska, Wrocławia i Lublina. Największą odległość – aż 525 kilometrów – pokonał uczestnik z Radogoszczy (powiat lubański), co można podsumować stwierdzeniem, iż wielka jest siła przyciągania elektrycznych crossów.
Bazą II Zlotu SurRonów była Twierdza Modlin. Malownicze położenie nad ujściem Bugo-Narwi do Wisły i możliwość zwiedzenia trudnodostępnych fortów wokół Twierdzy z pewnością wzbogaciły przyjemność z jazd.
O miłe dla oka widoki zadbały także jeleniowate – daniele i sarny, a choćby łosie – którym przejeżdżające w pobliżu ich siedlisk elektryczne crossy zupełnie nie przeszkadzały w spożywaniu posiłków. Crossowej zabawie nie muszą bowiem towarzyszyć odgłosy i spaliny z silników. Lepiej gdy obok cichego „wziuuut” elektryka, są to tylko dźwięki wynikające z emocjonalnego wyrażania euforii przez kierowcę i podziwu przez obserwatorów. Jak choćby wykrzyknienia o charakterze ekspresywnym, cóż iż czasem niecenzuralne w rodzaju „ożeż ty” i „o ja cię”. A te i im podobne wyrażenia rozbrzmiewały podczas zlotu często. Z największą częstotliwością powtarzane było jednak słowo „petarda”, i to raczej nie tylko dlatego, iż jest ostatnio nad wyraz modne.
Na trasach o długości około osiemdziesięciu kilometrów wiedzą i doświadczeniem, jak czerpać z jazdy elektrycznym crossem najwięcej przyjemności i jak bezpiecznie podnosić poziom adrenaliny, dzielili się z uczestnikami instruktorzy szkoły jazdy Proenduro.
A trasy były bardzo zróżnicowane. Wiodły po umocnieniach fortecznych, duktami leśnymi, single trackami między chaszczami i łachami piachu. Nie brakowało stromych podjazdów, wymagających zjazdów i hopek. Nabranie doświadczenia w mierzeniu się z nimi pod czujnym okiem instruktorów z pewnością przełoży się na bezpieczeństwo i pełniejsze rozkoszowanie się jazdą podczas indywidualnych przejażdżek. Na wszelki jednak wypadek uczestnicy wzięli udział w szkoleniu z udzielania pierwszej pomocy w zdarzeniach drogowych. I także w tej odsłonie Zlotu wykazali duże zaangażowanie.
– Obserwowanie jak uczestnicy, doskonale się bawiąc, chłonęli wiedzę związaną z jazdą terenową, jest miłym potwierdzeniem słuszności przyjętych przez nas założeń – mówi przedstawiciel organizatora zlotu i jego spirytus movens Paweł Pawicki z SurRon Polska. – Ponieważ elektrycznymi crossami stworzyliśmy nową kategorię pojazdów, cieszy nas jak gwałtownie i sympatycznie integruje się ich społeczność. choćby mówią o sobie „SurRonowcy”. W związku z tym zorganizowanie trzeciego zlotu, o którym już myślimy, będzie dla nas wielką przyjemnością – stwierdza Paweł Pawicki.
Nagrodą dla organizatorów z pewnością mogą być opinie uczestników, jakie zebraliśmy. Słowny przebój zlotu – „petardę” – już pomijamy.
Michał z Warszawy: Super zajawka, świetni ludzie.
Marcin z Lublina: Mmmeeega. Powyżej oczekiwań. Ten zlot zdecydowanie przebił poprzedni długością tras i stopniem zróżnicowania. Będziemy następnym razem na pewno.
Paulina ze Skierniewic: Pełny odlot.
Łukasz z Gdańska: Jakie zmęczenie? Mógłbym tak dwa dni. Już tęsknię za następną taką imprezą.
Andrzej ze Świdnika: Zacząłem przygodę z SurRonem dosłownie kilka godzin przed zlotem. Dopiero uczę się tego sprzętu. Jestem zachwycony, iż tu przyjechałem, rewelacyjna impreza, SurRon doskonale się sprawdza na tych trasach.
Mariusz Łowicki, szef szkoły jazdy Proenduro, któremu zdecydowanie bliższe są cięższe spalinowe motocykle enduro, nie jest zdziwiony tymi opiniami. – Technikę jazdy elektrycznym crossem można opanować błyskawicznie. A w zasadzie nie trzeba jej choćby opanowywać, jeżeli ktoś potrafi jeździć na rowerze – przekonuje. – Lekkość sprzętu, łatwość prowadzenia i tylko manualne sterowanie napędem elektrycznego crossa sprawiają, iż zdecydowanie szybciej niż w przypadku sprzętu spalinowego przechodzimy od fazy zdobywania umiejętności do etapu czerpania przyjemności z jazdy. Niektórzy sami się dziwili, iż potrafią zrobić cyrkiel na jednym kole – mówi Mariusz Łowicki. I przebija przykład nowicjusza pana Andrzeja ze Świdnika przypadkiem trzynastoletniej Oliwii z Sochaczewa, która bez najmniejszych problemów, za to z szerokim uśmiechem pokonała wszystkie etapy tras.
Z uznaniem musimy zauważyć, iż udział w imprezie był bezpłatny. Organizatorzy zachęcali jednak uczestników do wpłat na rzecz Polskiego Towarzystwa Walki z Mukowiscydozą, z którym od dłuższego czasu współpracują. Dzięki hojności uczestników konto organizacji wzbogaciło się o 3850 złotych.