
Własny samochód w kooperacji z Chińczykami: Ukraińcy zrobili to już wiele lat temu, my dopiero się szykujemy.
Ktoś niedawno przysłał mi zdjęcie samochodu spotkanego w ruchu ulicznym z pytaniem co to jest. Zagadka na pierwszy rzut oka wydaje się trudna, bo auto jest „podobne zupełnie do nikogo”.

A to przecież ZAZ Forza Liftback produkowany w latach 2009-2015 w ukraińskiej fabryce w Zaporożu. Sprzedawano go na rynku wewnętrznym, ale i eksportowano do Rosji. W rzeczywistości ten mały samochodzik to kopia chińskiego Chery A13, którego montowano też w Iranie pod marką MVM i w Brazylii – jako Chery. Na rynku ukraińskim ZAZ Forza został następcą modelu Sławuta, którego możecie pamiętać z jego niesłychanie pokracznej stylizacji.
W pewnym momencie fabryka ZAZ produkowała trzy podobne samochody
To jest model Chance (u nas znany jako Daewoo Lanos), Vida (u nas Chevrolet Aveo) i właśnie Forza, która była najtańszym, bazowym modelem, jako jedyny mającym korzenie chińskie. Zwracam uwagę, iż Ukraińcy robili u siebie chiński samochód już trzynaście lat temu, a my z projektem Izera dopiero się do tego szykujemy. Tak, wiem iż nasz będzie elektryczny.
ZAZ Forza był tani i umiarkowanie dobry
Znalazłem przetłumaczoną na język polski stronę z opiniami użytkowników tego wozu z Ukrainy. Dostępna była tylko jedna wersja silnikowa, tj. benzynowy 1.5 z manualną skrzynią biegów. Silnik zresztą nie był chiński, tylko austriacki, opracowany przez firmę AVL. W każdym razie nabywcy ze wschodu mieli dość mieszane uczucia w stosunku do swoich ZAZ-ów. Narzekali na gumiasty układ kierowniczy, stukające zawieszenie i wycieki z układu kierowniczego. Zawieszenie było twarde, ale za to samochód wpadał w nadsterowność, więc udało się uzyskać idealny kompromis między brakiem komfortu a złym prowadzeniem. Fatalnie oceniano też fabryczne opony, jako niesłychanie hałaśliwe. Po stronie plusów – umiarkowane zużycie paliwa, duży bagażnik, prosta konstrukcja i dobra obsługa posprzedażna. Oczywiście na wszystko należało patrzeć przez pryzmat niskiej ceny, gdzie ZAZ Forza konkurował z najtańszymi Ładami, a choćby Renault Logan było droższe.
Ale nie o tym chciałem mówić, bo ZAZ Forza dał mi do myślenia
Dał mi do myślenia w tej kwestii, iż to adekwatnie nie jest żaden problem, żeby stworzyć samochód narodowy. Moglibyśmy po prostu kupić jakąś chińską licencję np. na Wulinga Bingo i zacząć go montować u nas, np. pod marką Orlen albo coś tego typu, i cyk, polski samochód narodowy gotowy. Całe takie przedsięwzięcie jest do zrobienia w ciągu jednego roku, nie trzeba budować od zera fabryki, robić wielkich prezentacji i badań, wydawać 500 mln zł z publicznej kasy. Co więcej, te samochody miałyby jakiś poziom sprzedaży, z jednej strony napędzany efektem nowości, z drugiej – zamówieniami państwowymi, jak za PRL. Można by je też eksportować, jako elektryczne, do państw ościennych. Wszystko to można było zrobić już dawno, tak jak Ukraina z ZAZ-em. Wydaje się jednak, iż w ogóle w takim kierunku nie idziemy i iż Izera nie bez powodu rymuje się z innym polskim samochodem na „A”, który też jakby niespecjalnie w końcu powstał.
Nie ma się co oszukiwać, iż opracujemy własny samochód
Nic nie ma do opracowania, bo wszystko już jest dawno opracowane. w tej chwili projektowanie samochodów to wyważanie otwartych drzwi. Może czasem design nie jest za piękny, jak w przypadku ZAZ-a Forzy, ale to nie szkodzi, bo odpowiedni marketing sprzeda wszystko. Tymczasem my obraliśmy najtrudniejszą i najdroższą drogę, ale wiesz, my jako konsultanci dostajemy od tego 20 proc. sumy kosztów, więc im on jest droższy ten polski samochód… koniaczek?