Wyjechałam w trasę elektrycznym MINI. To gokart z charakterem, ale jednym mnie zniechęcił

4 godzin temu
Uwodzący kolor, charakterystyczny design, legenda miejskiej motoryzacji. Ten samochód zachwyca od pierwszej chwili, ale czy zyskuje przy bliższym poznaniu? Jaki jest MINI Aceman S w "zielonej" wersji? Sprawdziłam to podczas jazdy w mieście i w trasie.


To był mój pierwszy raz za kierownicą Acemana. Nie jest to klasyczne MINI, to nowoczesny crossover – większy od Coopera, ale nieco mniejszy niż Countryman.

Postawiono tu na designerską ekstrawagancję – charakterystyczną, kwadratową sylwetkę, światła LED z motywem Union Jack, przyciągające wzrok 18-calowe felgi, futurystyczny, zaokrąglony kształt nadwozia i akcenty kolorystyczne, które mają podkreślać ekologiczny charakter auta. Nie da się ukryć, iż na ulicy przyciąga spojrzenia.

Retro wnętrze ze sportowym sznytem


W środku? Jeszcze ciekawiej! Minimalistyczna stylistyka kokpitu ma nawiązywać do dziedzictwa klasycznych MINI, ale tym razem w nowoczesnym wydaniu. Centralnym punktem kokpitu jest ogromny, okrągły ekran OLED o wysokiej rozdzielczość, idealnie wpisujący się w design samochodu. To on przejął funkcję "centrum dowodzenia" i przy okazji zastąpił większość przycisków.

Gokartowa kierownica i sportowe fotele, obite nowoczesnymi materiałami tekstylnymi, które zastępują tradycyjną skórzaną tapicerkę. Wnętrze pojazdu nie zawiera składników odzwierzęcych, co podkreśla zaangażowanie marki w zrównoważony rozwój i ekologiczną produkcję – za to dopisuję dużego plusa.

Wnętrze Acemana S jest niby utrzymane w stylu retro, ale ze sportowym sznytem. Zdecydowanie ten design przypadł mi do gustu.

MINI... pobudzacz zmysłów


Jakie mamy "bajery"? Och! Tutaj producent bardzo się postarał. Do wyboru dostajemy aż 8 trybów jazdy – Mini Experience (m.in. go-kart, balance, green), które kreują odpowiednią atmosferę wewnątrz – z odrębną kolorystyką, dynamiką, ambientowym oświetleniem i zróżnicowaną paletą dźwięków - tworząc razem wyjątkowe doświadczenia sensoryczne. Moim faworytem do jazdy był tryb Vivid, ale polecam też potestować go w trybie Go-kart.

MINI jak BMW?!


Mamy tu możliwość wydawania poleceń głosowych. A skoro o głosie mowa, nie sposób nie wymienić systemu audio (Harman Kardon), który jest tu naprawdę imponujący. I do tego filmowy dźwięk samochodu, słyszalny wewnątrz, gdy wciskamy gaz (można tę opcję wyłączyć).

Może dla niektórych to będzie zbyt daleko idące porównanie, ale to MINI ma w sobie coś z BMW – motyw dźwiękowy podczas przyspieszenia przywodzi mi na myśl model i7, z tą różnicą, iż tam muzykę stworzył sam Hans Zimmer. Warto dodać, iż podczas jazdy w kabinie pojazdu hałas z zewnątrz jest dobrze wytłumiony, co również podnosi komfort jazdy.

Przestrzeń w środku optycznie powiększa nam dach panoramiczny. Z perspektywy kierowcy samochód wydaje się bardzo komfortowy. Jest jednak pewien haczyk. O ile przód mamy naprawdę przestronny, to z tyłu robi się trochę… klaustrofobicznie.

Wysokie osoby mogą narzekać na brak miejsca na nogi. Bagażnik? 300 litrów – dla mnie okazał się ciut za mały. Ale wiadomo, każdy ma inne potrzeby i też nie każdy wozi ze sobą dwie wielkie walizki…

Gokartowa frajda z jazdy


Trzeba przyznać, iż moc tego MINI jest imponująca (ma 218 KM), jednocześnie prowadzi się go bardzo lekko. Samochód jest dynamiczny i zwinny, w zakrętach nie traci przyczepności – oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Do "setki" to MINI przyspiesza w 7,1 sekundy.

Zawieszenie – cóż, zdecydowanie twardsze niż się spodziewałam. Zdarzało się na przykład, iż na autostradzie dosyć intensywnie odczuwałam drgania, gdy na drodze pojawiały się nierówności.

Systemy wspomagające kierowcę zdały egzamin. Ułatwiają kierowanie i doskonale utrzymują samochód w pasie ruchu. Dosłownie jak radar działa system ostrzegający o pojazdach znajdujących się w "martwym polu".

MINI od zawsze kojarzyło się z gokartową frajdą z jazdy. Pytanie, czy elektryczny Aceman S jest w stanie dostarczyć tych samych emocji? Odpowiedź brzmi: emocji owszem, ale... na krótkim dystansie.

Według producenta zasięg to choćby 406 km w cyklu miejskim i 305 km w cyklu mieszanym według WLTP. Zgodzę się, iż w mieście samochód sprawdził się bardzo dobrze i teoria nie odbiegała tu znacznie od praktyki.

"Jazda" zaczęła się, gdy wyruszyłam poza centrum. Jak wyglądała moja trasa? Cóż, wybrałam się do miejsca oddalonego o 190 km od Warszawy i niestety nie obyło się bez ładowania. Okej, trzeba przyznać, iż tego dnia było naprawdę mroźno, a samochód przed startem stał całą noc na zewnątrz, co prawdopodobnie miało niemały wpływ na zasięg.

Dodam, iż na drodze ekspresowej i autostradzie głównie używałam tempomatu, jadąc z prędkością 118 km/h. Jednak nie ukrywam, iż konieczność ładowania na tak krótkim odcinku była dla mnie dosyć rozczarowująca. Za to minus.

No i jeszcze tylko wspomnę o małym "gratisie" od losu – jak to w życiu bywa (albo w Polsce), nie może być za łatwo – na pierwszej stacji nie działała ładowarka, więc oczywiście na drugą jechałam już z duszą na ramieniu i prędkością spacerową... Sytuację na szczęście uratowało sprawne ładowanie – na szybkiej ładowarce do 80 proc. dobijamy w niecałe 30 minut – całkiem nieźle.

Czy warto?


Aceman S to elektryczny crossover z charakterem, który świetnie wygląda i dostarcza sporo frajdy z jazdy. Zdecydowanie zyskuje przy bliższym poznaniu, ale nie jest "krystaliczny". Czy mogę wybaczyć tak mały zasięg? Tak, bo jak wspomniałam, sama jazda tym samochodem była szalenie przyjemna i czuć tu naprawdę dobrą jakość i moc pod maską.

Czy kupiłabym go w wersji elektrycznej? Nie, jeżeli potrzebny byłby mi samochód w długie trasy. Ten retro wariat na pewno będzie doskonałym wyborem dla tych, prowadzących miejski styl życia, stawiających na komfortową jazdę i rozkochanych w pięknym designie.

Idź do oryginalnego materiału