Z fabryki w Maranello wreszcie wyjechał SUV! Na Ferrari Purosangue fani włoskiej marki czekali zdecydowanie za długo, ale jak to mawiają – lepiej późno, niż wcale. Po kilku miesiącach od światowej premiery wreszcie poznaliśmy ceny włoskiej nowości. Spodziewałem się, iż będzie drogo, ale iż aż tak?! Księgowi dali czadu, a mimo to kolejka chętnych po ten samochód jest ogromna.
Świat został opanowany przez SUV-y. Nie mieć dziś jednego w ofercie, to jak nie mieć konta na Instagramie – po prostu nie istniejesz. Moda na uterenowione auta dotarła już jakiś czas temu do segmentu aut bardzo luksusowych. Pierwsze było rzecz jasna Porsche Cayenne, później Bentley Bentayga, Lamborghini Urus i Rolls-Royce Cullinan, do których niedawno dołączył Aston Martin DBX. Wreszcie, spóźnione o kilka lat, na imprezę przyjechało Ferrari Purosangue.
Ferrari Purosangue napędza wspaniałe V12
Włoski SUV, choć bardziej wygląda mi na mieszankę crossovera z kombi, ma w rękawie wiele asów. Ma drzwi otwierane jak w Rolls Royce’ach, cyfrowe i bardzo luksusowe wnętrze z czterema kubełkowymi fotelami i – co najważniejsze – wolnossący silnik V12, który rozwija moc 725 KM i 716 Nm. Jednostka o pojemności 6,5-litra jest osadzona daleko przed przednią osią, co może tylko oznaczać, iż w głębi duszy to prawdziwe auto sportowe. W połączeniu z automatyczną przekładnią i napędem na wszystkie koła, silnik kręcący się do prawie 8000 obr/min. pozwala osiągnąć pierwszą „setkę” w 3,2 sekundy oraz osiągając prędkość maksymalną 310 km/h.
Kabina wygląda jak luksusowy apartament
W środku jest jakby mniej brutalnie i bardziej luksusowo, niż w pozostałych modelach. Kierowca ma do dyspozycji ogromny wyświetlacz, na którym poza obrotomierzem wyświetli informacje dotyczące nawigacji, muzyki i temperatury opon czy podzespołów samochodu. Podobny, choć nieco mniejszy wyświetlacz, znajduje się również po stronie pasażera. Każdy pasażer ma dla siebie osobny kubeł i ponoć całkiem sporo miejsca. Ferrari Purosangue mierzy niecałe 5 metrów długości i jest szerokie na ponad 2 metry. Miejsce na bagaże też się znajdzie, jednak bez rewelacji – do dyspozycji są 473 litry.
Księgowi Ferrari dali czadu. SUV z Maranello kosztuje krocie
Prace nad tym samochodem trwały latami, ale widać gołym okiem, iż włoscy projektanci wraz z inżynierami, dali z siebie wszystko. Na koniec przyszła pora na księgowych, którzy również nie mieli zamahowań – ten samochód kosztuje więcej, niż mogłoby się wydawać. Samochód w podstawowej wersji kosztuje 398 350 dolarów, co przy obecnym kursie daje nam 1,8 mln złotych.
To kosmiczna kwota, ale finalnie będzie drożej, bo klienci nie odpuszczą sobie doposażenia auta w drogie dodatki. Nikt nie będzie też wybrzydzał, bowiem po ten samochód ustawiła się już długa kolejka chętnych. Świadczy o tym chociażby fakt, iż na ten moment przyjmowanie zamówień zostało wstrzymane. Ciekawe, ile takich rodzynków pojawi się na polskich drogach.